Marcina W. policja zatrzymała 28 marca minionego roku - tego samego dnia co Dariusza W., byłego trenera Korony. Prokuratorzy postawili mu trzy zarzuty korupcyjne - dwa z nich dotyczyły ustawiania meczów Korony.
Po wyjściu z aresztu sędzia robił wszystko, by pokazać, że jest niewinny. W wywiadach zaprzeczał, że brał łapówki, podpisał deklarację antykorupcyjną. Zobowiązał się w niej do zapłacenia w przypadku skazującego go prawomocnego wyroku sądu 300 tys. euro oraz dodatkowego miliona złotych odszkodowania na cel wskazany przez PZPN lub Ekstraklasę. - To symbol, który ma pomóc mi udowodnić niewinność - wyjaśniał.
Prokuratorzy powątpiewali w wiarygodność tych deklaracji. - Jaką moc prawną mają podpisane przez sędziego kartki papieru i kto może wyegzekwować te pieniądze? - pytali ironicznie.
Marcin W. został zawieszony przez PZPN, ale odwołał się i Związkowy Trybunał Piłkarski przywrócił go do sędziowania. Zastosowano zasadę domniemania niewinności.
- Mogłem albo walczyć o swoje dobre imię, albo palnąć sobie w łeb. Walczyłem i udało się - mówił Marcin W.
W. prowadził potem mecze na różnych szczeblach, a w październiku wrócił do ekstraklasy na spotkanie Piast Gliwice - ŁKS Łódź. - Wracam na boiska z wielką ulgą, radością i dużo silniejszy psychicznie. Nie mam żadnych obaw. Chcę tylko dobrze poprowadzić najbliższy mecz - tłumaczył.
W. jest na liście sędziów, którzy mają prowadzić wiosenne spotkania ligowe. Nieoficjalnie wiemy, że w czwartek został ponownie wezwany do prokuratury, gdzie usłyszał kolejne zarzuty przyjmowania łapówek za ustawianie meczów.