Koniec dopingowej historii z zemstą w tle

Profesor Jerzy Smorawiński wraca do Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, z której usunął go niegdyś były minister i były chodziarz Tomasz Lipiec. I zapowiada, że wkrótce w Polsce doping w sporcie będzie ścigany znacznie skuteczniej niż obecnie.

Obecny rektor Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu jest symbolem walki z dopingiem. Komisją kierował już w 1989 r. Cztery lata później, przed lekkoatletycznymi mistrzostwami świata w 1993 r., komisja przyłapała na dopingu chodziarza Tomasza Lipca. - Podejrzewaliśmy, że mógł używać starego preparatu z fabryki Jenapharm w Jenie produkowanego w NRD tylko w celu dopingowym - mówił wtedy Smorawiński.

Lipiec bronił się dodatkowymi badaniami w warszawskim szpitalu wojskowym. Wyniki mówiły, że organizm Lipca naturalnie zwiększa poziom epitestosteronu. - Gdyby były prawdą, byłaby to światowa sensacja. Poziom tego hormonu nie zmienia się w organizmie człowieka. Lipiec byłby ewenementem - mówił prof. Smorawiński.

Lipiec został zdyskwalifikowany, ale po trzech latach i owej kontroli w szpitalu wojskowym oczyszczono go z zarzutów i przywrócono do startów. Gdy po latach, w 2005 r. Lipiec został ministrem sportu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, nie zapomniał o Smorawińskim. Nie powołał go na szefa w kolejnej kadencji. Potem, gdy Poznań starał się o przyznanie Uniwersjady, ministra Lipca zabrakło w miejskiej delegacji, bo okazało się, że jest w niej też Smorawiński. Poznań Uniwersjady nie dostał. - Prof. Smorawiński nie badał szczegółów i przypadków, które budziły kontrowersje - tłumaczył Lipiec.

Dopiero teraz wiceminister sportu Tomasz Półgrabski nominował Smorawińskiego na szefa komisji. - Od roku byłem doradcą ministra. Komisja jednak miała braki kadrowe i trzeba było uzupełnić jej skład. Delikatna perswazja ministra spowodowała, że się zgodziłem znów zostać przewodniczącym - mówi prof. Smorawiński (dziś także rektor poznańskiej AWF) i zapowiada ściganie dopingu w Polsce na niespotykaną dotąd skalę. - To nie nasz wymysł. Podpisaliśmy światową konwencję antydopingową i musimy dostosować do niej prawo. Wkrótce karane może być nawet posiadanie większych ilości środków dopingujących, jak przy Tour de France - mówi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.