Fruwając pod koszem: Jędruś, aleś wyrósł

Wyrósł z niego chłop na schwał, lecz kolanka słabe miał...

Był styczeń 2008, a Lakersi grali mało istotny mecz z Memphis Grizzlies. Nagle ich młody center Andrew Bynum runął na ziemię i zaczął zwijać się z bólu, kurczowo ściskając lewe kolano. Po chwili, kuśtykając, zszedł z boiska. Do końca sezonu już nie zagrał.

Był styczeń 2009, a Lakersi grali mało istotny mecz z Memphis Grizzlies. Nagle ich młody center Andrew Bynum runął na ziemię i zaczął zwijać się z bólu, kurczowo ściskając kolano, tym razem prawe. Po chwili, kuśtykając, zszedł z boiska. Ile meczów opuści tym razem?

Pierwsze doniesienia są w miarę optymistyczne, Bynum mówi, że może bez trudu chodzić. W poniedziałek czekają go dalsze badania. Może przerwa nie będzie tak długa. Ale Bynum leczy się powoli - rok temu miał pauzować dwa miesiące, a koniec końców nie było go pół roku.

Bez 21-latka maleją szanse Lakers na mistrzostwo. Ale złorzeczącym na pecha fanom Lakers warto przypomnieć, ile szczęścia i odwagi było potrzeba, by Bynum w ogóle grał w ich drużynie.

Zaczęło się jak wszystko, co w ostatnich latach dotyczy drużyny z LA, od rozstania z Shaqiem. Sezon po odejściu Shaquille'a O'Neala był dla Lakers wyjątkowo frustrujący. Nie awansowali do play-off, nikt z graczy pozyskanych w zamian za Shaqa nie był w stanie naprawdę wesprzeć Kobe Bryanta, Kobe bił rekordy samolubstwa, a trener Rudy Tomjanovich nie radził sobie z prowadzeniem drużyny.

Na pocieszenie dostali dziesiąty numer w drafcie. Lakers nie są zespołem, który często wypada poza play-off, więc to była wyjątkowo rzadka szansa, by pozyskać jakiegoś obiecującego młodzika. Najlepiej takiego, na którego nie trzeba będzie zbyt długo czekać.

A co zrobili Lakers? Postawili na małolata, o którym wiadomo było, że jeśli kiedykolwiek wyrośnie na gwiazdę, stanie się to w dalekiej przyszłości. W dniu draftu Andrew Bynum miał 17 lat i osiem miesięcy i był (i pozostanie już zawsze, bo liga podwyższyła limit wiekowy debiutantów) najmłodszym w historii zawodnikiem wybranym do gry w NBA. Za sobą miał ledwie parę lat przyzwoitej gry w liceum. Lakersów zauroczył nie tylko wzrostem (już wtedy mierzył ponad 210 cm) i muskularną budową ciała, ale też zwinnością i talentem ofensywnym.

Wiadomo było jednak, że nim nauczy się rygorów ligi, nim będzie w stanie regularnie grać na najwyższym poziomie, miną lata. O ile to w ogóle się uda. Przecież co roku w drafcie pojawia się jakiś zdolny dryblas, a tylko nieliczni wyrastają na przyzwoitych centrów. Wielu nie brakuje talentu, tylko determinacji. Eddy Curry, gdy w 2000 roku przychodził do NBA, nazywany był "Małym Shaqiem" i typowany na przyszłą supergwiazdę. Dziś siedzi na ławce New York Knicks z 30-kilogramową nadwagą, w tym roku zagrał ledwie jeden mecz, niedawno poprosił klub o 8 mln dolarów pożyczki, bo swoją fortunę roztrwonił na głupie zakupy i szemrane inwestycje.

Lakers mieli pewne doświadczenia z nastolatkami (bądź co bądź w 1996 roku też wzięli w drafcie gołowąsa - nazywał się Kobe Bryant i po kilku latach wyrósł na całkiem niezłego zawodnika). Bynuma hodowali więc spokojnie i powoli. Przez dwa lata rzeczywiście grał role epizodyczne. Pomimo pohukiwań i pofukiwań Kobe Bryanta nie zdecydowali się oddać swego centra w żadnej wymianie (np. za Jasona Kidda).

I w zeszłym sezonie cierpliwość zaczęła im się zwracać: 20-letni Andrew wyrósł na kapitalnego obrońcę, a Lakers - zadziwiając ekspertów - dołączyli do ligowej czołówki.

I gdy wszystko wreszcie świetnie się układało, Bynum rozwalił rzepkę w lewym kolanie. Nieco później Lakers szczęśliwie kupili Pau Gasola, awansowali do finałów NBA, ale tam zabrakło im właśnie siły i muskułów młodego centra. Boston Celtics byli silniejsi, twardsi i generalnie zastraszyli drużynę z LA. Z Bynumem byłoby pewnie inaczej.

Dlatego szefowie klubu z Los Angeles podpisali ze swym centrem nowy kontrakt na, bagatela, 57 mln dolarów. I jak można się było spodziewać, Bynum pojawił się na obozie treningowym jesienią w świetnym humorze, ale bez formy. Ale w ostatnich tygodniach zaczął się rozkręcać - pobił swój rekord życiowy (42 pkt przeciw Clippersom), a kilka dni później, w zwycięskim meczu z San Antonio, doskonale bronił Tima Duncana (15 pkt, 11 zb., 4 bloki). Wszystko znów się układało. Aż do meczu z Memphis.

Pech, jakich mało. Ale gdy w 2005 roku Lakers wybrali Bynuma w drafcie, reszta NBA była w szoku. Menedżerowie z LA skutecznie zamydlili im oczy, powtarzając, że Bynuma na pewno nie wezmą z racji na. kłopoty z kolanami. Żeby kózka nie gadała, zdrowe by kolanka miała.?

Kronika towarzyska

Po rocznej przerwie Shaq po raz 15. zagra w meczu gwiazd. Wybrany głosami trenerów jako jeden z rezerwowych na Zachodzie cieszy się jak dziecko i nie może się doczekać. Zwłaszcza że pierwszy raz po odejściu z Lakers zagra w jednym teamie z Kobe Bryantem i Philem Jacksonem (prowadzącym ekipę Zachodu). Rozstawali się w fatalnych nastrojach, ale po latach Shaq ma tylko dobre wspomnienia. O Kobe mówi: "Zawsze go kochałem. [Kłótnie] to był tylko marketing". O Jacksonie: "Jest największym coachem w historii. Wiele dla mnie zrobił. To mój człowiek". O wspólnej grze: "Byliśmy najlepszym duetem mały-duży w dziejach koszykówki".

Najbardziej zdumiewającym tegorocznym osiągnięciem Shaqa są rzuty wolne. Człowiek, który przestrzelił więcej wolnych niż ktokolwiek, w tym roku trafia 63 proc. - to najwyższa jego średnia w życiu. W styczniu skuteczność wzrosła mu do szokujących 68 proc. A komu to zawdzięcza? Greggowi Popovichowi, trenerowi San Antonio, który w zeszłorocznych play-offach kazał swoim graczom umyślnie faulować (i frustrować) Shaqa. "Chciałbym przypisać sobie całość zasług za postępy Shaqa - powiedział Popovich. - Pomogłem mu się skupić. A zdaniem trenera jest pomóc zawodnikowi się skupić. Zazwyczaj pomaga się graczom, którzy noszą takie koszulki, jakie drużyna, którą się trenuje, hm. Więc ten kawałek mi się pomylił..." - żartował Popovich.

Co nie daje spać Kobe Bryantowi? Otóż: psie kupy. W wywiadzie dla magazynu "Complex" Kobe zdradził, że ma z nimi problem. "Nienawidzę psich kup. Mam psa, ale po nim nie sprzątam. To fobia. Doprowadza mnie do szaleństwa. Wstaję rano i myślę: kurde, ten stary owczarek niemiecki pewnie właśnie zrobił kupę na dziedzińcu, a ja muszę iść po nim sprzątać".

Brian Scalabrine z Boston Celtics, ulubieniec kibiców zwany przez nich "Cielęcinką", ma pewien problem. Otóż kończy mu się kontrakt. A że statystyki Briana nie są nadzwyczajne (3 pkt, 1 zbiórka), nie wiadomo, czy Celtowie go odnowią. Scalabrine opracował już jednak strategię negocjacyjną: "To nie będą trudne negocjacje. Pójdę do Danny'ego Ainge'a i powiem: Nie chcę nigdzie iść, proszę przedłuż mi kontrakt. Jeśli się zgodzi, będzie super. Jeśli nie, cóż, będę musiał zacząć go błagać".

Zdaje się, że Scalabrine jest naprawdę zdeterminowany, bo ostatnio doznał dwóch wstrząśnień mózgu w ciągu trzech dni. Zanim powróci do gry, będzie musiał przejść specjalne testy medyczne. Trener Rivers jest poważnie zaniepokojony: "Nie jestem pewien, czy Scal przeszedłby te testy nawet bez wstrząsu mózgu.".

Ale Celtowie już oszczędzają. Właśnie zwolnili swoją maskotkę Lucky'ego. Nie wiadomo, czy ktoś go zastąpi. Kibicom jest trochę smutno, bo Lucky słynął z brawurowych powietrznych akrobacji.

Zapraszamy do naszego bloga Supergigant, gdzie można zobaczyć, jak Marcin Gortat sprzedaje bilety na mecze Orlando Magic: "I będziesz mógł zobaczyć Polskiego Młota w akcji".

Tako rzecze Shaq

"Moje dzieci nawet o mnie nie rozmawiają. Rozmawiają o Kobe i LeBronie, ja mogę najwyżej zagadać: spójrzcie, wasz tatuś też coś niecoś zrobił".

Ciekawostki

Los Angeles Lakers przegrali 6 z ostatnich 7 meczów przeciwko Charlotte Bobcats, w tym trzy ostatnie we własnej hali. Kolejna konfrontacja Lakers z Bobcats - najwcześniej w finale NBA.

Ale Bobcats prawdopodobnie do play-offów nie awansują. Z bilansem 19-28 zajmują 12. miejsce w Konferencji Wschodniej. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Czuję się jak osioł Kłapouchy. Gdziekolwiek stanę, zawsze pada na mnie deszcz" - Scott Brooks, trener Oklahoma City Thunders, jednej z najgorszych drużyn w NBA

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.