Bohater całej Polski rodem z Wągrowca

Artur Siódmiak, 33-letni szczypiornista rodem z Wielkopolski, po swym fantastycznym rzucie w meczu z Norwegią został bohaterem całej Polski.

Król Artur Siódmiak  ?

Cała Polska szalała we wtorek z radości po bramce Artura Siódmiaka, dzięki której Polska wygrała z Norwegią. Cieszono się też w rodzinnym mieście szczęśliwego strzelca, w Wągrowcu. - Radość z tej bramki była tak wielka, że dopiero w powtórce zobaczyłem, że to brat rzucił. Gratulacji nie było końca, jeszcze 40 min po meczu telefony się urywały - śmieje się młodszy brat Artura, Marcin Siódmiak. I dodaje: - Zadzwoniłem do brata zaraz po meczu i gratulowałem mu, bo to, co zrobiła reprezentacja, było niesamowite. Cud. Trener Wenta ze spokojem mówił, że 15 sekund to dużo czasu. Ale ja wiem, że to tyle co nic. Jak tu odebrać rywalom piłkę, jak jeszcze rzucić, by zdobyć gola? Trudno to sobie wyobrazić.

Bohater meczu z Norwegami to jeden z bardziej niedocenianych polskich szczypiornistów. - Bojownik - mówi o Arturze Siódmiaku Daniel Waszkiewicz, jeden z najlepszych polskich graczy w historii, a dziś asystent trenera Bogdana Wenty w reprezentacji Polski. Choć większymi gwiazdami drużyny Polski są Karol Bielecki, bracia Lijewscy czy Jureccy, to rola Siódmiaka w zespole jest wyjątkowo ważna, a jednocześnie zupełnie niezauważalna dla ludzi, którzy piłkę ręczną śledzą rzadko. To specjalista od czarnej roboty, od zatrzymywania rywali, by nie przedostawali się w okolice polskiej bramki środkiem boiska. On organizuje obronę i jest jej najważniejszym filarem. Ma nie dopuścić rywala do wejścia w okolice szóstego, siódmego metra od bramki. A jeżeli rywal rzuca z dystansu, ma zasłonić jedną część bramki. Za drugą odpowiada wtedy bramkarz, w reprezentacji prawie zawsze jest to Sławomir Szmal. Gdy udanie obroni piłkę, w dużej mierze jest to także zasługa obrońców.

W ataku Siódmiak gra rzadko - tam lepiej spisuje się Bartosz Jurecki. Siódmiak biegnie tam tylko wtedy, gdy Polacy mają szansę na kontratak. Tak jak z Norwegią.

Artur Siódmiak, zwany przez kolegów "Siudymem", to jeden z sześciu Wielkopolan w reprezentacji Polski. Pochodzi z Wągrowca. To tam zaczął przygodę z piłką ręczną - zachęcony przez swojego nauczyciela wychowania fizycznego Stanisława Gąsiorka, który zresztą był też trenerem w miejscowej Nielbie. - W Wągrowcu albo grasz w piłkę ręczną, albo w nożną - mówi Marcin Siódmiak. - Nasz tata też grał w ręczną, ale tylko amatorsko - dodaje. Obaj bracia podążali niemal tą samą drogą, ale dziś tylko Artur gra w reprezentacji Polski. - W Wągrowcu razem nie zagraliśmy. Gdy Artur grał w w drugiej lidze, ja byłem jeszcze za młody. Gdy miałem 17 lat, a Artur 20, to obaj wyjechaliśmy do Wybrzeża Gdańsk - wspomina Marcin Siódmiak. W Trójmieście obaj występowali do 2003 r. - później połączyła ich liga... luksemburska. Artur trafił do niej przez Warszawiankę. - Gdy w Wybrzeżu była już fatalna sytuacja finansowa, obaj opuściliśmy klub. Ja wyjechałem do Luksemburga, Artur najpierw do Warszawy - wspomina Marcin.

W październiku 2003 r. Artur Siódmiak dostał propozycję z HC Bascharage - z Warszawianką nie miał podpisanego kontraktu, mógł więc bez problemu wyjechać. Później grał jeszcze we Francji, Szwajcarii, a od tego sezonu jest zawodnikiem lidera niemieckiej drugiej Bundesligi, TuS Nettelstedt Lubeka. Tego samego klubu, którego gwiazdą był dawniej Bogdan Wenta.

Marcin w lipcu wrócił do Polski, choć we Francji gra jego żona Karolina, zresztą gwiazda kobiecej reprezentacji Polski. W Wągrowcu marzą, by obaj bracia wreszcie zagrali w Nielbie, najlepiej w ekstraklasie. - Prezes klubu do mnie zadzwonił i powiedział, że gdyby Artur chciał jeszcze wrócić do Nielby na koniec kariery, to jest taka możliwość - śmieje się Marcin.

Wyszystko o mistrzostwach świata w Chorwacji - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.