Fruwając pod koszem: Plus minus Shaq

Ciężko być wróżbitą w NBA. Rok po sensacyjnym transferze Shaquille'a O'Neala do Phoenix wiemy, że żadna ze stawianych wtedy prognoz nie potwierdziła się.

Zaczarowany bajek świat ?

Zacznijmy od Miami. Gdy w lutym 2008 sprzedawali O'Neala, mieli najgorszy bilans w NBA. Drużyna, która w 2006 roku sięgnęła po mistrzostwo ligi, rozsypała się szybciej, niż którykolwiek inny mistrz w historii. Nękany kompromitującymi seriami porażek, kontuzjami D-Wade'a i Shaqa, starzejący się trener i menedżer klubu Pat Riley uznał że z tamtej ekipy nic nie będzie, a zespół trzeba budować od nowa. Pozbył się Shaqa, wysłał do sanatorium D-Wade'a, a wreszcie zwolnił sam siebie, przekazując trenerski stołek młodemu Erikowi Spoelstrze.

Kibice z Miami szykować się mieli na długą zimę. zwłaszcza że Shawn Marion, który przyszedł w zamian za Shaqa, nie okazał się wielkim zbawcą. W Phoenix narzekał, że grać musi trzecie skrzypce i nikt go nie docenia. W Miami - gdzie miał nieskończone pole do popisu - rzuca ledwie 12 punktów na mecz. A ponieważ pensję ma pokaźną (17 mln dolarów), a mniemanie o sobie nie mniejsze, znów stał się kandydatem do transferu. Według najnowszych plotek, długo na Florydzie nie zabawi, a jego miejsce zająć może znów O'Neal - nie Shaq tym razem, lecz grający w Toronto Jermaine.

A jednak, mimo rozczarowań związanych z Marionem, fani Miami znów podskakują z radości. Ich klub ma zaskakująco dobry bilans 23-19 i zajmuje szóste miejsce na Wschodzie.

Pomogła temu come backowi zeszłoroczna katastrofa. Fatalne wyniki dały Heat drugi numer w drafcie, a w konsekwencji - zdolnego skrzydłowego Michaela Beasleya. Ale przede wszystkim - Dwyane Wade mógł odpuścić sobie kilka tygodni i w spokoju się wykurować. I teraz, pierwszy raz od ponad dwóch lat, gra tak jak w pamiętnych play offach 2006 roku. Innymi słowy: jest nie do zatrzymania. Ze średnią 28,8 pkt. (najwyższą w karierze) jest obecnie pierwszym strzelcem NBA - przed LeBronem i Kobe Bryantem.

W euforię nikt nie wpada, bo awans z dna tabeli do klasy średniej to pierwszy i najłatwiejszy krok na drodze do odbudowy. Skład Miami wciąż pełen jest dziur, w pierwszej piątce grają ludzie znikąd (Mario Chalmers, Daequan Cook). Ale Heat - mając supergwiazdę w sile wieku, zdolnego młodzika (Beasley) i kasę na wzmocnienia - są w dobrej pozycji, by za rok, dwa znów rządzić na Wschodzie.

Zupełnie inaczej jest w Phoenix. Choć bilans zwycięstw i porażek Suns (23-19) jest niemal taki sam, jak Miami, to na bardziej konkurencyjnym Zachodzie nie daje on nawet pewności awansu do play offów. A nastroje w klubie są grobowe.

Rok temu optymiści sądzili, że Shaq da wreszcie Słońcom siłę i moc. Sceptycy twierdzili, że dni wielkiego centra są policzone, że jest stetryczałym dziadkiem, który już nie nadąża.

Żadna z przepowiedni nie sprawdziła się. Shaq gra, jakby opił się eliksiru młodości (średnia 17,9 pkt., w ostatnich 12 meczach ośmiokrotnie zdobył ponad 20 pkt.). Jest nadzwyczajny.

Ale Phoenix wcale to nie pomaga. Nie sprawdziła się ani zmiana trenera, ani zmiana stylu (szybki atak ustąpił miejsca grze rozważnej i powolnej), ani ostatni zakup Jasona Richardsona.

Nash-Richardson-Hill-Stoudemire-O'Neal. Na papierze to jedna z najmocniejszych piątek w NBA. Ale Suns grają tak, jakby nawet oni w to nie wierzyli. Bez wiary, bez ognia. Podczas ostatniej podróży na Wschód przegrali z nowojorskimi Knicks, prowadzonymi przez ich eks-trenera. Dostali lanie od Boston Celtics. I kolejne od miernych Charlotte Bobcats. Ich as atutowy - skrzydłowy Amare Stoudemire - przeciw Celtom zagrał najgorzej w życiu, zdobył trzy punkty. Ten sam Stoudemire, którego Shaq nazywał swym "uczniem" i "projektem", którego chciał wychować na skrzydłowego klasy Duncana i Malone'a.

Wszyscy się gubią, najbardziej chyba menedżer klubu Steve Kerr, który rozpoczął tę karuzelę, ściągając Shaqa do Arizony. Ale sam Shaq powinien być mu, i lekarzom z Phoenix, wdzięczny. Rok temu zastanawiano się, czy w ogóle da radę. A dziś prawdziwsza byłaby teza, że wielki center marnuje w Phoenix swe złote lata.

Kronika towarzyska

Kibice wybrali pierwsze piątki tegorocznego meczu gwiazd. Na Wschodzie: Dwyane Wade, Allen Iverson, LeBron James, Kevina Garnett i Dwight Howard (najwięcej głosów w historii, ponad 3 mln 150 tys.). Na Zachodzie: Chris Paul, Kobe Bryant, Amare Stoudemire, Tim Duncan i oczywiście Yao Ming.

Zmartwił się Joe Alexander z Milwaukee na wiadomość, że nie zaproszono go do udziału w konkursie wsadów. "Jestem zdruzgotany" - powiedział. - "Zrobię sobie prywatny konkurs. W domu. Tylko ja. Będę jedynym uczestnikiem".

Pierwszoroczniak z Nowego Jorku, Danielo Galinari , planuje rozmowę wychowawczą z szefami oprawy Madison Square Garden. Bo ci złośliwcy, za każdym razem gdy Danilo trafia do kosza, wykrzykują jego nazwisko z okropnym włoskim akcentem i puszczają "Volare" lub inny przedpotopowy szlagier. A my nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by Marcinowi Gortatowi przygrywały Czerwone Gitary.

Ciekawostki

22 stycznia 2006 roku, w pojedynku przeciw Toronto Raptors Kobe Bryant rzucił 81 punktów .

"Nie byliśmy wtedy zbyt dobrzy. Musiałem tak grać, żebyśmy w ogóle mieli szanse. Tak było przez cały sezon. Teraz nie potrzebujemy takich wyczynów" - powiedział Kobe, wspominając swe rekordowe osiągnięcie. Lakersi wygrali właśnie z Washington Wizards, a Bryant rzucił tylko 11 punktów.

Rzucać uczy się też młody center LA, Andrew Bynum . W meczu z Clippersami zdobył 42 pkt (rekord życiowy) i 15 zbiórek. A Kobe miał triple double: 18 punktów, 12 asyst, i 10 zbiórek.

W tym samym meczu błysnął też pierwszoroczniak z Clippers DeAndre Jordan . 23 punkty, skuteczność 11/12, w tym 10 slam dunków. Jak policzyli maniacy statystyk z Elias Sports Bureau, w ciągu ostatnich 10 lat tylko dwóm graczom udało się zadunkować 10-krotnie w ciągu meczu: Shaquille'owi O'Nealowi (cztery razy) i Dwightowi Howardowi (raz). Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"Nie mogę spać po kompromitujących porażkach. Shaqsomnia".

Złota myśl

"Cóż, teraz pozmywam naczynia, wyrzucę śmieci i umyję okna. Cokolwiek sobie życzysz, kochanie" - były center Heat, Alonzo Mourning, do żony Tracy. W czwartek na konferencji prasowej Mourning oficjalnie obwieścił przejście na emeryturę.

Więcej felietonów z cyklu "Fruwając po koszem" - czytaj tutaj ?