50. Turniej Czterech Skoczni - wygrać może tylko Małysz

Jest jeden zawodnik, który może wygrać wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. To Adam Małysz. Jednak nie nastawiamy się na to - mówi ?Gazecie? trener polskich skoczków Apoloniusz Tajner.

50. Turniej Czterech Skoczni - wygrać może tylko Małysz

Jest jeden zawodnik, który może wygrać wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni. To Adam Małysz. Jednak nie nastawiamy się na to - mówi "Gazecie" trener polskich skoczków Apoloniusz Tajner.

W niedzielę w Oberstdorfie rozpoczyna się jubileuszowy 50. Turniej Czterech Skoczni. Pula nagród jest imponująca - pół miliona marek w gotówce plus samochód. Jeśli ktoś wygra wszystkie cztery konkursy, zarobi 250 tys. marek oraz audi A4 avant quatro (warte kolejne kilkadziesiąt tysięcy marek).

- Faworytem jest Małysz - mówi Tajner. - Ale pamiętajmy, że skoki, jak chyba żaden inny sport, przypominają loterię. Różni się nie tylko każdy konkurs, ale nawet każdy skok. Wiele zależy od pogody. Adam skacze dotąd wspaniale i nie sądzę, żeby to się zmieniło. We wszystkich niemal konkursach miał wiatr w plecy, ale i tak leciał jak ptak. Czekamy na konkursy, kiedy los się odwróci i wiatr powieje pod narty. Wtedy skoki będą bardzo, bardzo dalekie.

Turniej Czterech Skoczni kończy najlepsze 12 miesięcy w historii polskich skoków. Historia zatoczyła koło już prawie o 360 stopni. Od 49. edycji zawodów, które dla skoczków są tym, czym Tour de France dla kolarzy, a Turniej Wielkiego Szlema dla tenisistów, zaczęła się wspaniała passa Małysza.

- Nikt tego nie mógł przewidzieć - wspomina Tajner. - Ale ja, mniej więcej po pierwszych kilku tygodniach wygrywania Adama, byłem już przekonany, że to nie jest jednorazowy wyskok, że on tę formę utrzyma dłużej niż do końca poprzedniego sezonu. Teraz już bez fałszywej skromności możemy mówić o Adamie jako o faworycie jubileuszowego TCS. On skacze coraz lepiej. Jest na pewno bardziej doświadczonym, dojrzalszym zawodnikiem, świadomym swojej klasy i umiejętności.

Najważniejszym potwierdzeniem słów Tajnera są fakty - Małysz jest liderem PŚ - aż o 413 punktów wyprzedza Svena Hannawalda, w tym sezonie wygrał sześć z dziewięciu konkursów.

Rok temu o tej porze niewiele osób zdawało sobie sprawę z formy Polaka. Tajner bał się zapeszać. - Będę zadowolony z miejsca w pierwszej dziesiątce. Może powalczymy o coś więcej - mówił dziennikarzom, choć podczas treningów w Ramsau (tam skoczkowie przygotowywali się do TCS) Małysz latał o wiele dalej niż inni. A zjeżdżał z niższej belki.

Początek zimy poprzedniego roku był wyjątkowy. Takich problemów nie było chyba nigdy wcześniej. Przed 49. TCS z zaplanowanych na listopad i grudzień dziewięciu zawodów PŚ odbyły się tylko trzy konkursy indywidualne i jeden drużynowy! Najlepszym wynikiem Polaków było 11. miejsce Małysza w Kuopio i szóste drużyny. Z braku śniegu odwoływano zawody w Lillehammer, Ramsau, Libercu i Engelbergu. Dopiero potem wszystko się zaczęło.

Teraz zima dopisała. Nigdzie nie było kłopotów ani z wiatrem, ani śniegiem. I wszędzie błyszczał Małysz. W tym sezonie nie zepsuł nawet jednego skoku. Jest regularny, dokładny jak szwajcarski zegarek. Nie można sobie nawet wyobrazić, żeby w TSC, w którym będą się sumować wyniki czterech konkursów, ktoś mógł go pokonać.

Do Niemiec 28 grudnia oprócz Małysza i trenera Tajnera polecą także Tomisław Tajner, Wojciech Skupień, Robert Mateja, Tomasz Pochwała i Łukasz Kruczek. - Takie decyzje podjąłem już wcześniej, ale zawody, które odbyły się w drugi dzień świąt w Zakopanem, potwierdziły słuszność wyboru - mówi trener Tajner. - Zabieram Łukasza, który pierwszego stycznia wystartuje w Innsbrucku w konkursie Pucharu Kontynentalnego i gdyby była taka konieczność dołączy do nas. Jednak jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego w Turnieju wystartują Adam, Wojtek, Robert, Tonio i Tomek. Ci dwaj ostatni, choć młodzi, dorównują już poziomem Wojtkowi i Robertowi. Nie mogą się już doczekać dalekich skoków. Ja czekam na przebudzenie tych bardziej doświadczonych. Co do Łukasza, to będzie on nam potrzebny w drużynie. Od igrzysk w Nagano, skacząc w zespole, ani razu nie zawiódł. Świetnie spisał się na PŚ w Villach, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. Procentuje jego doświadczenie i obycie. Szkoda, że kiedy ma skakać tylko dla siebie, nie prezentuje się równie dobrze. Jednak nie gubię go z pola widzenia.

Trener i skoczkowie lecą do Niemiec w piątek samolotem - na miejscu będą wieczorem. Samochodami ze sprzętem udają się: drugi trener Piotr Fijas, fizjolog Jerzy Żołądź i psycholog Jan Blecharz. - Turniej Czterech Skoczni chce wygrać każdy. Nie ma mowy o oszczędzaniu się na olimpiadę, chowaniu formy - mówi trener Tajner. - To zbyt prestiżowa impreza, by ją sobie odpuścić. Niemcom i Austriakom zależy podwójnie, zawody odbywają się u nich. Kibice dodają im skrzydeł, ale też presja powoduje, że czasem skoki są nieudane.

Święta trener Tajner spędził w domu. - Przez dwa dni odpocząłem, miałem dużo spokoju i już mogę znowu wyjeżdżać - śmieje się trener. Pod choinkę dostał kilka książek - przydadzą się w podróżach.

Czy myślał o świąteczno-noworocznym postanowieniu? - Nie, nic konkretnego sobie nie założyłem. Ale przecież moje cele mogą dotyczyć tylko jednego - skoków. Całe moje życie kręci się wokół nich. Wspinamy się po drabince, szczebel po szczebelku, a na szczycie są igrzyska olimpijskie.

Copyright © Agora SA