Mariusz Jurasik: Jedziemy po medal MŚ!

- W Chorwacji wszyscy będą chcieli z nami wygrać. Bo zwycięstwo z takim zespołem smakuje o niebo lepiej - mówi Mariusz Jurasik, skrzydłowy reprezentacji Polski.

W piątek w Chorwacji rozpoczynają się mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Z ostatnich Polacy przywieźli srebrny medal. Drużyna Bogdana Wenty rywalizację w grupie C rozpocznie w sobotę z Algierią (godz. 15.30). Potem mecze z Rosją, Macedonią, Tunezją i Niemcami. Relacje w TVP 2 oraz na Zczuba.pl.

Adam Gołąb, Piotr Rozpara: Podobno po igrzyskach w Pekinie miał pan dość nie tylko kadry, ale w ogóle piłki ręcznej.

Mariusz Jurasik: Tak było. Do dziś boli mnie porażka z Islandią w ćwierćfinale.

Naprawdę chciał pan rzucić sport?

- Całe życie marzyłem o igrzyskach, a potem o medalu. Może nie byłbym załamany, gdybym wiedział, że w Pekinie gramy słabo i nie mamy większych szans. Że piąte miejsce, które zajęliśmy, to szczyt naszych możliwości. Ale wiem i każdy, kto oglądał nasze mecze, też doskonale wie, że tak nie było. Dlatego przegrana z Islandią była dla mnie tak wielką porażką. Prawdopodobnie była to moja pierwsza i ostatnia olimpiada. Może los da mi szansę gry w Londynie w 2012 roku, ale nie wiadomo, w jakiej będę formie. A przez ostatnie dwa, trzy lata jestem u jej szczytu.

Po meczu z Islandią dwa dni chodziłem, jakbym dostał obuchem w łeb. Nie wiedziałem, jakim cudem odpadliśmy. Myślałem, że za dwa dni gramy półfinał. W podświadomości czułem jednak, że to nie wróci, że przegrałem szansę na olimpijski medal. O miejsca piąte-ósme grałem tylko, żeby grać. Dla młodszych kolegów, dla których piąte miejsce w Pekinie było wielkim sukcesem. Ja w ogóle nie miałem radości ze zdobywania kolejnych bramek. Walczyłem, ale nie było w tym serca.

Dlatego poprosił pan Bogdana Wentę o odpoczynek?

- Nie chciałem powiedzieć kategorycznie "dość", jak Grzesiek Tkaczyk. Cały czas się zastanawiałem. Ale na pierwsze zgrupowanie w eliminacjach do mistrzostw Europy nie przyjechałem przez problemy rodzinne.

Nie tylko pana zabrakło na początku eliminacji do Euro 2010.

- Karolowi Bieleckiemu po igrzyskach sił starczało na pięć-siedem minut meczu. Marcin Lijewski miał kontuzję. Potem mieliśmy dwa tygodnie bez kadry i meczów Bundesligi, mocniej potrenowaliśmy i bardzo mi to pomogło.

Od mistrzostw świata w Niemczech nie mieliśmy chwili wolnego. Harowaliśmy w klubie, w reprezentacji. Nie wiedzieliśmy, jak wygląda rok olimpijski. Weszły nowe przepisy i jako wicemistrzowie świata musieliśmy grać turniej eliminacyjny do igrzysk. Skończyliśmy ligę i od razu pojechaliśmy na kadrę. Przedolimpijski turniej we Wrocławiu, eliminacje do mistrzostw świata w Chorwacji, zgrupowanie i igrzyska. A kilka dni po Pekinie początek ligi! Nie da się grać na tym samym poziomie, żeby nic nie bolało.

Tkaczyk wróci do kadry?

- Nie rozmawiałem z nim na ten temat. Grzesiek chciał odpocząć rok czy dwa. Nie wiem, czy wróci. Mam nadzieję, bo jest jej potrzebny.

Nie poszliście na ojcowską rozmowę do Wenty?

- Trener powiedział do nas parę słów najpierw po meczu z Islandią, a potem po zakończeniu turnieju. Dziękował za walkę, mówił, że w sporcie czasem się przegrywa, ale życie toczy się dalej. I nie trzeba spuszczać głów.

Pewnie nie bardzo was przekonał...

- Byliśmy w takim stanie, że nie wiadomo jaki motywator by do ciebie przyszedł, to i tak by nie przekonał. Sam wiesz, że rozegrałeś trochę spotkań na poziomie światowym, wiesz, na co było cię stać i co zrobiłeś źle. I wiesz, że jakbyś za pięć minut wyszedł na ten mecz, zagrałbyś inaczej i na pewno byś wygrał.

Na dziesięć meczów z Islandią ile byście wygrali?

- Na dziś wygląda, że dziewięć...

Może jednak słowa Wenty trafiły do pana, bo nie zrezygnował pan z kadry.

- Nie namawiał mnie specjalnie, nie mówił "wróć". Bo nie było też słowa "rezygnuję". Choć takie myśli chodziły mi po głowie. Przed igrzyskami mówiłem rodzinie, jaki mam plan: jadę do Pekinu, zdobywam medal i to będzie piękne uwieńczenie kariery reprezentacyjnej. A teraz, gdy mówimy o olimpiadzie, jakoś duszę to w sobie, niechętnie o tym gadam.

To jaki ma pan teraz plan?

- Mistrzostwo świata oczywiście. Cieszę się, że po meczu z Islandią nie przyszedłem do trenera i nie powiedziałem "dziękuję". Dałem sobie dwa, trzy miesiące, przemyślałem, porozmawiałem z rodziną. I spróbuję jeszcze coś zwojować z tą drużyną.

Wierzy pan w złoto w Chorwacji?

- Wiem, co mówię. Dwa lata temu przed mistrzostwami świata w Niemczech też twierdziłem, że jesteśmy w stanie grać o medal. I zostaliśmy wicemistrzami świata. W ostatnich latach na wszystkie ważne imprezy jeżdżę tylko z takim założeniem. Udało się dopiero raz, ale zakładam tak dalej.

Marcin Lijewski zapowiadał złoto przed Pekinem.

- Nie wyszedł nam jeden mecz! Gdybyśmy pokonali Islandię, jestem pewien, że zagralibyśmy w finale.

Dwa lata temu w Niemczech graliście bez presji, wasza postawa długo była zaskoczeniem. Teraz, podobnie jak przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy i olimpiadą, Polska jest jednym z faworytów.

- Nie czuję presji, nikt też jej na mnie nie wywiera, nie mówi: "Jesteś wicemistrzem świata, to musisz wygrać". Jesteśmy mocni psychicznie, fizycznie zresztą też. I mamy realne szanse na kolejny sukces. A medal będzie nim na pewno. Zdobyć go na dwóch takich samym imprezach z rzędu, to byłoby coś.

Jeszcze po wywalczeniu w 2007 roku prestiżowego Superpucharu Bogdan Wenta tonował nastroje. Teraz jako o kopciuszku mówić o was już nie wypada.

- Racja. Bo choć wciąż jesteśmy młodym zespołem, to staliśmy się już doświadczonym. W Chorwacji wszyscy będą chcieli z nami wygrać, bo zwycięstwo z taką drużyną smakuje o niebo lepiej.

Główni rywale w walce o medal?

- W grupie Rosjanie i Niemcy. Gdy z niej wyjdziemy, bo innej opcji nie dopuszczam, w kolejnej grupowej fazie są Norwegowie i Duńczycy. A w drugiej połówce tradycyjnie Francuzi, Chorwaci, Hiszpanie. Zawsze jest też czarny koń, jak na olimpiadzie Islandia, a na poprzednich mistrzostwach świata my. Być może teraz będzie nim Egipt, na który możemy trafić w drugiej fazie. Już w Pekinie był mocny, ale miał pecha. Prowadząc przez większość spotkań, nie przegrał żadnego pojedynku wyżej niż dwoma bramkami, a zremisował z Islandią i Danią. I nie wyszedł z grupy.

W Pekinie nękały was kontuzje.

- Liczę na to, że teraz nas ominą i że każdy z szesnastki będzie w optymalnej formie. Tak było, gdy zdobywaliśmy wicemistrzostwo świata. Gdy ktoś schodził z boiska, jego zmiennik grał jeszcze lepiej. Jeśli tak będzie, o wynik jestem spokojny.

Dzięki wam w krótkim czasie piłka ręczna stała się Polsce bardzo popularna.

- Gdziekolwiek w Polsce byśmy grali, hale są pełne, jesteśmy rozpoznawalni. Wcześniej tego nie było. Organizacyjnie też jest coraz lepiej, choć nadal są jakieś zastrzeżenia.

Bogdan Wenta jest cudotwórcą?

- Miał nosa, dobrał takich ludzi, którzy zaczęli ze sobą współpracować i pasują do siebie mentalnie. Zrobił z nas zespół, w którym każdy za każdego poszedłby w ogień. W klubie na ogół dyrygujemy grą zespołu, ale nigdy nie przekładało się to na reprezentację. Bogdan poskładał to w całość. Cieszyłbym się też, gdyby sukcesy przełożyły się na polską ligę.

Po sześciu latach w Niemczech wraca pan do kraju. Od lipca będzie pan zawodnikiem Vive Kielce. Nie jako emeryt, który wraca, by odcinać kupony, tylko jako gwiazda.

- Mogłem zostać w Niemczech, grać w Szwajcarii, Słowenii czy Hiszpanii. Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Także o to, żeby pokazać swoją osobą, że nie boisz się wrócić do Polski, a przede wszystkim zawodnikom zagranicznym, że mogą występować w bardzo dobrych polskich klubach.

Rozpocznie się fala powrotów?

- Sławek Szmal, Grzesiek Tkaczyk i Karol Bielecki powiedzieli, że za dwa-cztery lata, gdy skończą im się kontrakty w Niemczech, chętnie wróciliby do Polski.

Mariusz Jurasik

Ma 33 lata. Skrzydłowy reprezentacji Polski, najskuteczniejszy jej zawodnik - 598 bramek w 163 meczach. Wychowanek Sobieskiego Żagań, grał w Iskrze Kielce, Wiśle Płock, a od 2003 roku - w Rhein-Neckar Löwen. W roku 2007 wybrany do "siódemki" mistrzostw świata, a niedawno - jako jedyny z grających obecnie - do drużyny 90-lecia Związku Piłki Ręcznej w Polsce.

Grupy mistrzostw świata

Grupa A: Francja, Węgry, Słowacja, Rumunia, Argentyna, Australia.

Grupa B: Chorwacja, Szwecja, Hiszpania, Korea Płd., Kuwejt, Kuba.

Grupa C: Polska, Niemcy, Macedonia, Rosja, Tunezja, Algieria.

Grupa D: Dania, Norwegia, Egipt, Brazylia, Serbia, Arabia Saudyjska.

Do drugiej rundy awansują trzy najlepsze zespoły z każdej grupy z zaliczeniem punktów zdobytych między sobą - drużyny z grup A i B utworzą grupę I, a C i D grupę II. Dwa najlepsze zespoły z grup I i II awansują do półfinałów.

Kadra Polski

Bramkarze: Sławomir Szmal (Rhein-Neckar Löwen - Niemcy), Adam Malcher (Zagłębie Lubin); rozgrywający: Karol Bielecki (Rhein-Neckar Löwen), Krzysztof Lijewski, Marcin Lijewski (obaj HSV Hamburg - Niemcy), Michał Jurecki (TuS N-Lübbecke - Niemcy), Bartłomiej Jaszka (Füchse Berlin - Niemcy), Damian Wleklak (Alpha HC Hard - Austria), Mariusz Jurkiewicz (Arrate - Hiszpania); skrzydłowi: Patryk Kuchczyński (Vive Kielce), Mariusz Jurasik (Rhein-Neckar Löwen), Rafał Gliński (Willstätt Ortenau - Niemcy), Tomasz Tłuczyński (Hannover-Burgdorf - Niemcy); kołowi: Daniel Żółtak (Vive), Artur Siódmiak (TuS N-Lübbecke), Bartosz Jurecki (Magdeburg - Niemcy).