Michał Janota z Feyenoordu: Byłem prawie tak zielony jak sałata

- Dla polskich trenerów 20-letni piłkarz to junior. Dla holenderskich - gracz pierwszej drużyny. Wiedzą, że o młodych trzeba dbać, bo to się opłaca - mówi Michał Janota, 18-letni pomocnik Feyenoordu i reprezentacji U-19

W Polsce grałem w UKP Zielona Góra. Odszedłem, bo nie mogłem się rozwijać. Młodzi nie mieli szans na grę w trzeciej lidze, nikt nie miał pomysłu, co z nami robić. Najpierw pojechałem na testy do Glasgow Rangers. W Szkocji zagrałem trzy mecze i wróciłem do Polski.

Szok w Rotterdamie

Do Feyenoordu przeprowadziłem się dzięki Włodzimierzowi Smolarkowi, który jest skautem klubu na Polskę. Oglądał mnie w meczu młodzieżówki z Norwegią i zaprosił na testy. Pojechałem, ale doznałem kontuzji. Kiedy tylko się wyleczyłem, Holendrzy znów zadzwonili. Testy wypadły dobrze, więc zaproponowano mi kontrakt.

Do Rotterdamu jeździłem z tatą, ale potem musiałem radzić sobie sam, w mieście dużo większym od rodzinnej Zielonej Góry. Dlatego przeprowadzka była szokiem.

Szybko musiałem się przystosować do nowego klubu i treningów. Dopiero w Rotterdamie nauczono mnie taktyki i techniki. Nie byłem może zielony jak sałata, ale nie potrafiłem się poruszać jak koledzy. Na szczęście szybko nadrobiłem braki. I przeniosłem się w inny świat.

Mimo że uważam szkółkę w Zielonej Górze za jedną z najlepszych w Polsce, tam wszystkimi opiekował się jeden masażysta. W Holandii każda grupa ma dwóch. A jeszcze fizjologa i specjalistę, który pokazuje nam, jak biegać, jak stawiać nogi, jak oddychać. Inaczej dba się o młodych piłkarzy. Dlatego Holendrzy odnoszą sukcesy.

Inaczej też zorganizowane są rozgrywki juniorów. W ligach grają młodzieżowe drużyny zespołów występujących w Eredivisie. Dzięki temu nawet 15-latek może się spotkać z Ajaksem, PSV czy Heerenveen. Z meczów juniorów najlepiej zapamiętałem te w Amsterdamie. To wojna, na boisku dochodziło nawet do bójek. Czasami tak trzeba. Na nasze mecze przychodziło po 5 tys. ludzi.

Moich trenerów rozliczało się z dobrych piłkarzy. Nie z liczby tytułów, nawet nie z liczby graczy, którzy trafią do pierwszej drużyny, ale z tego, jak potrafią kopać piłkę jego wychowankowie.

U profesora Tomassona

Ze mnie mogą być zadowoleni. Mam 18 lat, a od tego sezonu jestem graczem rezerw i pierwszym, który awansuje do pierwszej drużyny przy kontuzji któregoś z kolegów.

A jeszcze kilka miesięcy temu byłem kontuzjowany i nawet nie marzyłem o grze w lidze. Przed wakacjami usłyszałem jednak, że mam wrócić wcześniej, bo zacznę trenować z pierwszym zespołem. Byłem na zgrupowaniach w Austrii, Turcji i Portugalii. Myślałem jednak, że zostanę odesłany do drużyny U-19. Trenerzy zdecydowali, że lepiej będzie, jeśli zostanę w rezerwach.

Na razie cieszę się, że mogę grać po 15 minut w ekstraklasie. Jeśli przestanę dostawać szansę, poproszę o wypożyczenie. Zwykle w klubie i reprezentacji U-19 występuję jako ofensywny pomocnik, ale dzięki temu, że jestem lewonożny, mogę też grać na lewym skrzydle.

Jednym z moich kolegów jest Georginio Wijnaldum. Chłopak trzy miesiące ode mnie młodszy, a właśnie zaczął trzeci sezon w pierwszej drużynie. On już gra dorosłą piłkę, także dzięki znakomitym warunkom fizycznym.

Ja jestem wątły, dlatego od pewnego czasu pracuję na siłowni, nawet dwa razy w tygodniu. Oczywiście obciążenia są zindywidualizowane. Jak wszystko w Feyenoordzie.

W klubie dwa razy w tygodniu mam dwa treningi dziennie. Sporo czasu poświęcamy na stałe fragmenty gry. Zarówno w obronie, jak i w ataku. Dużo korzystam z zajęć obok Roya Makaaya i Jona Dahla Tomassona. Nie wiem, jak jest w innych klubach, ale u nas starsi bardzo młodym pomagają. Dba o to trener Gertjan Verbeek, od jego przyjścia druga drużyna trenuje obok pierwszej.

Szpinak walczy z cheeseburgerem

W klubie wszyscy starają się mówić po niderlandzku, dlatego po przyjeździe zapisano mnie do szkoły językowej. Skończyłem ją, lada chwila zacznę polskie liceum. Z Polski będą wysyłać do Holandii materiały, a ja kilka razy w roku dojadę na egzaminy. Chciałbym przynajmniej zrobić maturę, potem zobaczymy.

W Holandii mieszkam z ośmioma piłkarzami w internacie, które prowadzi starsze małżeństwo. Gotują nam, robią zakupy, za wszystko płaci klub. Ale jak tylko skończę 18 lat, mogę się wyprowadzić, i na pewno tak zrobię. Zasady panujące w tym domu bywają denerwujące. O 18 muszę stawić się na kolacji, po 22 nie mogę wychodzić. Godzinę później odłączają internet. A ja jestem nocny chłopak, który lubi długo surfować po internecie. Jeśli zasady się złamie, właściciele donoszą do klubu. Imprezy? Nie ma mowy, profesjonalny piłkarz musi o siebie dbać.

Tego też nauczono mnie w Holandii. Mamy dietetyka, który przygotowuję dietę dla każdego piłkarza. Wiemy, ile mamy dziennie wypić wody, ile zjeść ryżu, a ile szpinaku. Dopiero tutaj dowiedziałem się, jak ważne w sporcie jest odżywianie, picie wody. Co tydzień badają nas na sporttesterach. Takie zasady obowiązują od grupy U-17 w górę. Czasami oczywiście skusi mnie lód czy cheeseburger z McDonalda, ale bardzo rzadko.

Marzenia o Hiszpanii

Moim celem jest gra w dorosłej reprezentacji Polski. Myślę oczywiście o Euro 2012. Ale to bardzo daleka perspektywa. Z trenerem Leo Beenhakkerem nigdy nie rozmawiałem, gdy awaryjnie pomagał Feyenoordowi w barażach o Puchar UEFA, byłem kontuzjowany. Ale na każdym kroku przekonuję się, jak bardzo to szanowana postać w Holandii. Chciałbym dla niego zagrać. Jeśli chodzi o kluby, marzę o lidze hiszpańskiej. Lubię też angielską, ale do niej brakuje mi siły.

Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym został w Polsce. Pewnie zmieniłbym klub, ale co z tego, skoro u nas w ogóle nie stawia się na młodzież? Dla polskich trenerów 20-letni piłkarz to junior. Dla holenderskich - gracz pierwszej drużyny. Oni wiedzą, jak o młodych dbać, w Polsce nikt się tym nie przejmuje. Skoro w Feyenoordzie mógł grać 16-letni Wijnaldum, a w Barcelonie Bojan Krkić i Leo Messi, dlaczego tak młodzi piłkarze nie grają w Lechu czy Wiśle? W Holandii nie liczy się wiek, ale umiejętności. Połowa kadry pierwszego zespołu to juniorzy. To holenderska specyfika. Wiedzą, że im się to opłaci.

Oczywiście wprowadzają juniorów ostrożnie, ale czasami nie mają wyjścia. Wspomniany Wijnaldum w debiucie musiał zagrać 90 minut, bo z powodu kontuzji nie miał go kto zmienić. Był najlepszy na boisku, bo przedtem do występu świetnie go przygotowano.

Dzięki transferowi do Holandii stałem się lepszym piłkarzem. Dlatego każdemu młodemu polskiemu piłkarzowi polecałbym wyjazd za granicę. Jeśli ma 12 lat, niech zabierze ze sobą mamę. Mój kolega z juniorów Grek Kostantinos Lamprou przyjechał do Holandii, gdy miał 13 lat. Do dziś mieszka z mamą, świetnie się rozwija. Będzie z niego piłkarz. Mam nadzieję, że ze mnie także.

Michał Janota

Ma 18 lat, od dwóch jest piłkarzem Feyenoordu Rotterdam. Debiutował w pierwszej drużynie w Superpucharze Holandii z PSV Eindhoven. Niedługo potem zagrał pierwszy mecz w lidze. Pod koniec września strzelił dwa gole w I rundzie Pucharu Holandii z TOP Oss. W tym sezonie zagrał 6 meczów w lidze, nie strzelił gola.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.