Trudny sezon Ignerskiego w Sewilli

- Jak byłem młodym koszykarzem, to marzyłem, aby grać w Hiszpanii, choćby w najgorszej drużynie. Jak widać marzenia się spełniają - mówi z przekąsem Michał Ignerski, jedyny Polak w najlepszej koszykarskiej lidze w Europie.

Cajasol rozbity, Ignerski słaby ?

28-letni skrzydłowy w hiszpańskiej ACB gra już trzeci sezon. Po dobrej drugiej połowie poprzednich rozgrywek, po świetnym okresie przygotowawczym, w którym Ignerski zdobywał mnóstwo punktów, w ostatnich tygodniach rozczarowanie goni rozczarowanie - Cajasol, który miał walczyć o play-off w ACB i dobrze prezentować się w Pucharze ULEB, przegrał 15 z 17 meczów w tym sezonie. Z bilansem 1-11 jest ostatni w ACB, z Pucharu ULEB odpadł w eliminacjach, a w trzeciorzędnym Eurochallenge ma bilans 1-2.

Ignerski to optymista, jeśli chodzi o przewidywanie wyników. Wciąż ma nadzieję na odrodzenie i walkę o play-off. Ale rezultaty świadczą przeciwko takiemu obrotowi sprawy. Styl gry drużyny - jeszcze bardziej.

Niepewni, zbyt wolni, mało przebojowi. Niezgrani, niedokładni, zrezygnowani. Słabi. Joventut, zespół euroligowy, w niedzielę obnażył wszystkie braki Cajasol - łącznie z tymi kadrowymi.

Hiszpańska ACB nie wybacza - tu liczą się gwiazdy, ale i konsekwencja przy budowaniu składu. Zmiany nie sprzyjają, szczególnie, jeśli robione są bez głowy. Nie ma czasu na drastycznie zmiany w sposobie gry - inteligentni rywale z najwyższego poziomu szybko wykorzystają niedoskonałości. O sile ACB najlepiej mówi sam Ignerski: - To najlepsza liga w Europie - tu nie ma miejsca na błędy - zaznacza Polak. - Gram tu w sezonie 10 meczów z drużynami euroligowymi i 6 spotkań z drużynami z Pucharu ULEB. Reszta meczów ligowych to pojedynki z równie mocnymi rywalami.

Ignerski mógł grać w zespole euroligowym. Kiedy w 2006 roku podpisał umowę z Cajasol, tydzień później okazało się, że poważne plany wobec niego miała Unicaja Malaga. Przed obecnym sezonem Polak miał propozycje z czołowych klubów ACB, m.in. z Barcelony, przeciwko której zawsze wypada bardzo dobrze, ale zdecydował się na przedłużenie o dwa lata umowy z Cajasol. Ignerski, zakochany w andaluzyjskim mieście, czuł się potrzebny, a na dodatek miał zapewnienie, że w drużynie pozostanie trzon z poprzedniego sezonu. No i że będą wzmocnienia.

Tych jednak nie było i wciąż nie ma. Polak ostrożnie dobiera słowa, ale widać, że jest zawiedziony, że inaczej wyobrażał sobie budowę składu. Tymczasem w tym sezonie zespół, nie dość, że źle skompletowany, jest szalenie niestabilny. - Po odejściu Bennetta doszedł inny doświadczony rozgrywający Tyus Edney, ale szybko doznał kontuzji i jego dwumiesięczny kontrakt wygasa. Kilka meczów graliśmy bez rozgrywającego, który potrafiłby poprowadzić grę na poziomie ACB - tłumaczył Ignerski.

W niedzielnym meczu z Cajasol po raz drugi w zespole zagrał Amerykanin DaJuan Collins, który wygląda tak, jakby fizycznie nie był przygotowany do gry. Po meczu kibice Cajasol pytali przed budynkiem klubowym Ignerskiego: - Dlaczego on jest taki słaby?

Polak w Sewilli został także dlatego, że namawiał go do tego trener Manel Comas. Polak był jego ulubieńcem. Teraz go już nie ma - zarząd zwolnił go i zastąpił Pedro Martinezem.

Dla Ignerskiego to źle. Widać, że współpraca z nowym trenerem nie układa się dobrze. Polak czuje się pomijany w ustalaniu taktyki. - Trudno się z nim pracuje - mówi 28-letni skrzydłowy. O zmianie klubu, o żalu, że nie zdecydował się na propozycję z Barcelony, nie chce jednak mówić. - To by było najłatwiejsze. Trzeba patrzeć w przyszłość i mieć nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

W meczu z Joventutem Ignerski zagrał tylko 14 minut, oddał tylko 3 rzuty. Jako niski skrzydłowy jest uzależniony od podań - sam nie może sobie wziąć piłki, nie jego rolą jest także ciągłe atakowanie tablicy w walce o zbiórki. Zespół nie wykorzystywał faktu, że Polak miał czasem przewagę wzrostu nad swoim obrońcą, nie próbował go także wyprowadzać na pozycje. Z drugiej strony Ignerski grał mało agresywnie - na boisku wyglądał tak, jakby pogodził się ze staniem w rogu i czekaniem na sporadycznie podania.

Jeden gorszy mecz nie zmieni jednak faktu, że Ignerski to w koszykarskiej Sewilli osoba znana. Jest podstawowym zawodnikiem zespołu z wielu względów - po pierwsze: żaden inny koszykarz nie gra w drużynie tak długo, jak Polak (od 2006 roku). Po drugie: w tym sezonie Ignerski jest jednym z czterech zawodników, którzy zagrali w każdym meczu. Wreszcie po trzecie: wychowanek AZS Lublin, po zakończeniu kariery przez doświadczonego Elmera Bennetta, jest kapitanem zespołu. To on dowiaduje się pierwszy od decyzjach zarządu, to on wybiega pierwszy na parkiet przed meczem, on decyduje o zbiórkach pieniędzy na prezenty dla pracowników klubu, wreszcie to on - regularnie od trzech sezonów - dostarcza drużynie po kilkanaście punktów w meczu. - Ale na mieście ludzie mnie nie zaczepiają. Sewilla to piłkarskie miasto - śmieje się Polak.

W klubowym sklepiku, gdzie można kupić najróżniejsze pamiątki w barwach Cajasol, stoi tekturowa sylwetka koszykarza. Na czarno-niebieskiej koszulce ma numer 21. Czy to Ignerski? Blond włosy Polaka nie przypominają, choć nastroszona fryzura trochę tak... - Nie, to nie jest Michał. Numer jest przypadkowy - śmieje się sprzedawca. - Ale Ignerski to najlepszy zawodnik drużyny. Obok Andrei Pecile.

Ignerski: Taktyka jest z dala ode mnie ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.