Ligoccy wygrywają z zarządem PZS

Zarząd Polskiego Związku Snowboardu powoła do kadry Mateusza i Michała Ligockich, z którymi od kilku tygodni toczy spór o prawa do wykorzystywania ich wizerunków. Dziś w Krakowie ma zostać osiągnięty kompromis

>> Polski Związek Snowboardu: To my jesteśmy ofiarą

Związek skapitulował, bo Ligockich, którzy nie chcieli podpisać niekorzystnego dla siebie regulaminu, wykluczył z kadry bezprawnie - takie decyzje może podejmować tylko Ministerstwo Sportu. PZS z awantury próbuje wyjść z twarzą, a że robi to nieudolnie, ostatecznie się pogrąża.

Związkowym warunkiem osiągnięcia porozumienia jest uzupełnienie przez Ligockich "braków formalnych". Chodzi o drobiazgi - złożenie licencji zawodniczych przez braci, dopełnienie formalności związanych ze zmianą barw klubowych przez Mateusza (niedawno przeniósł się z AZS Zakopane do AZS Katowice). - Te sprawy nie mają związku z przedmiotem sporu - mówi Mateusz Ligocki. PZS chce od braci jeszcze jednego - podpisania zobowiązania do przestrzegania regulaminów i dokumentów FIS, jakby Ligoccy sprzeciwiali się przepisom tej międzynarodowej organizacji, a nie dziwnemu regulaminowi, którzy próbował narzucić im PZS.

Wszystko byłoby jednak dobrze, gdyby związek nie uznał, że wobec buntu Ligockich nie ma obowiązku zapewnienia im absolutnych podstaw, tj. kontraktów obejmujących wynagrodzenie za udział w zawodach oraz stypendium od sponsora. Związek posunął się nawet do stwierdzenia, że "burza medialna wywołana przez Pana Mateusza i Michała Ligockich odstraszyła pozyskanego sponsora i wstrzymała wszelkie rozmowy sponsoringowe". Delikatnie rzecz ujmując, postępowanie snowboardowej centrali trudno uznać za profesjonalne.

- Na samym początku rozmów związek obiecał nam kontrakty zawodnicze i stypendium od ewentualnie pozyskanego sponsora. Teraz wycofuje się z tego, mydląc nam oczy powierzchniami reklamowymi, i próbując robić z nas "kasopijców" - złości się Ligocki. PZS postanowił przekazać Ligockim prawa do dysponowania całością powierzchni ich strojów i sprzętu we wszystkich krajowych i międzynarodowych zawodach. - Nie chcemy i nie weźmiemy stu procent powierzchni naszych strojów i sprzętu. Nie weźmiemy choćby dlatego, że część powierzchni należy się naszym klubom, ale przede wszystkim dlatego, że nie o to się ze związkiem spieraliśmy. W normalnym związku sportowcom płaci się za starty, za dobre wyniki daje się premie. Dlaczego my mamy startować za darmo, a dochodów szukać wyłącznie w indywidualnych umowach sponsorskich? - pyta Mateusz Ligocki.

Mimo wszystko najpewniej już dziś Ligoccy wrócą do kadry. W Krakowie odbędzie się spotkanie przedstawicieli PZS z Mateuszem. - Zaproszony został pan Apoloniusz Tajner, który pełni rolę mediatora. Nie pojawi się nasz pełnomocnik, bo związek powiedział otwarcie, że nie jest on mile widziany - mówi Ligocki. - Myślę, że osiągniemy porozumienie i razem z Michałem wrócimy do kadry. Na piątek mam już zaplanowane badania lekarskie, Michał ma w sobotę wyjechać na zgrupowanie do USA. Ciekawe tylko, czy znajdą się na to pieniądze, bo - z tego, co wiem - na dzień dzisiejszy w związkowej kasie ich nie ma - martwi się Mateusz.

- Przyznam, że nie spodziewam się, że porozumienie będzie trwałe. Teraz związek deklaruje, że nie będzie się wtrącał do naszych zawartych już umów sponsorskich, i fajnie. Ale według przepisów FIS-owskich związek ma prawo nie wyrazić zgody na podpisanie każdego kolejnego kontraktu. Wystarczy, że uzna np. producenta batonów za niegodnego partnera. Trochę krwi sobie ostatnio wzajemnie napsuliśmy, więc spodziewam się, że w przyszłości łatwo nie będzie - kończy Ligocki.

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.