Kamil Wilczek szuka klubu i... zaległych składek ZUS

20-letni piłkarz w ubiegłym tygodniu rozwiązał za porozumieniem stron swój kontrakt z dotychczasowym klubem GKS-em Jastrzębie. Pomocnik twierdzi, że pracując w Jastrzębiu, nie miał opłacanych składek na ubezpieczenie, i nie wyklucza skierowania sprawy do sądu pracy

Jeszcze przed rozwiązaniem kontraktu piłkarz GKS-u Jastrzębie sprawdził w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, czy klub opłacał za niego składki ubezpieczeniowe. Jego wątpliwości budziły spore zaległości finansowe, jakie klub miał w stosunku do niego z tytułu premii meczowych oraz pensji. Po wizycie u ubezpieczyciela Wilczek zdębiał. Okazało się bowiem, że w 2007 roku (wtedy rozpoczął grę w Jastrzębiu) klub w ogóle nie zgłosił go do ubezpieczenia! - Skoro nie ma zgłoszenia, to chyba jest to równoznaczne z tym, że składki również nie były opłacane - uważa utalentowany pomocnik.

Z dokumentacji ZUS-u wynikało, że Wilczek został zgłoszony do ubezpieczenia, ale tylko za okres od lipca do października 2008 roku. - A w październiku zostałem już wyrejestrowany z ZUS-u. Podobno dlatego, że skończyła mi się umowa. Problem w tym, że ja żadnej takiej umowy nie podpisywałem! Przecież kontrakt kończył mi się dopiero w czerwcu - kręci głową zawodnik.

Na ostatnim zebraniu sprawozdawczo-wyborczym prezes jastrzębskiego klubu Joachim Langer przekonywał, że klub spłaca zobowiązania wobec ZUS-u na bieżąco.

Wilczek twierdzi, że rozstał się z klubem, bo miał dość wzajemnych przepychanek z prezesem. - Byłem już tym wszystkim zmęczony. To ciągłe pożyczanie pieniędzy od innych, a potem świecenie oczami, bo nie ma z czego oddać - dodaje piłkarz, który za to, że upomniał się pisemnie o swoje pieniądze, został przesunięty do rezerw.

- Wyglądało na to, że klub miał prawo zalegać z pieniędzmi, ale piłkarz nigdy nie mógł się odezwać - mówi Wilczek.

Zawodnik ma też za złe poprzedniemu pracodawcy, że nie interesował się nim w trakcie kontuzji. - Za leczenie płaciłem albo z własnej kieszeni, albo za pieniądze pożyczone od pana Janusza Pontusa [menedżer piłkarza - przyp. red.]. Przez jakiś czas zajmował się mną klubowy masażysta, a potem i on przestał pojawiać się w klubie - żałuje "Willy", który obecnie trenuje w Wodzisławskiej Szkółce Piłkarskiej. W niej rozpoczynał swoją karierę. Wilczek jest zdeterminowany i zamierza odzyskać nieopłacone składki ZUS-owskie. - Chcę, żeby zostały mi nadpłacone. W ostateczności zawsze mogę udać się do sądu pracy - grozi zawodnik.

Prezes Langer nie chciał wczoraj komentować tej sprawy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.