Z Ameryki do Polski

Jednym z efektów pozasportowych mojej ostatniej wizyty w Stanach Zjednoczonych jest dowód, że nasze skomplikowane sprawy można łatwo i szybko rozwiązać - pisze Arkadiusz Skrzypiński, niepełnosprawny zawodnik Vobis Start Szczecin*

O wynikach sportowych pobytu za oceanem kibice już wiedzą (drugie miejsce w maratonie w Waszyngtonie, pierwsze w Nowym Jorku), a teraz chciałem się podzielić wrażeniami okołosportowymi. Przez ostatnie lata kilka firm i instytucji we mnie "zainwestowało". Na tej liście jest m.in. Achilles Track Club z siedzibą w Nowym Jorku. To organizacja zachęcająca do sportu ludzi z wszelkimi niepełnosprawnościami na całym świecie, mająca ponad 100 oddziałów. Reprezentuję ich w naszym kraju i przez dwa tygodnie byłem ich gościem w Stanach. Kolejny raz pokazano mi, jak łatwo można skomplikowane u nas sprawy rozwiązywać. Jak prosto funkcjonuje klub o światowym zasięgu.

Podstawą sukcesu jest rozwijający się - również w Polsce - wolontariat. Będąc w Waszyngtonie, ogromną pomoc niepełnosprawnym z okazji maratonu okazali strażacy (transport, wszystko inne) i wierzę w to, że nie byłoby to problemem i u nas. Ufam, że np. nasi strażacy mają równie szlachetne serca.

Kolejny tydzień spędziłem w Nowym Jorku. W malutkiej siedzibie klubu wszystko jest pozastawiane, a prezes nie zajmuje się "prezesowaniem", tylko cały dzień jest w siedzibie i wisi na telefonie, a jego numer można znaleźć na stronie internetowej. Jest wolontariusz, który zajmuje się grupami dzieci, jest i np. koordynator działalności oddziałów całego świata. Kilka razy w tygodniu odwiedzają ośrodek dla weteranów wojen i zachęcają do uprawiania sportu, regularnie organizują imprezy w Central Parku. Funkcjonuje to już sprawnie od 25 lat, a ja po raz pierwszy w życiu miałem zaszczyt poprowadzić takie zajęcia.

Pokazali mi sposoby na szukanie wolontariuszy, tworzenia wizerunku, znajdowania pieniędzy. Twierdzą, że te mechanizmy można przenieść na nasz grunt i ja wiem, że mają rację. To wszystko jest proste, potrzeba tylko chcieć. Pisząc to nie mam na myśli wyłącznie wielkiej sieci Achillesa w Polsce (aczkolwiek idee są piękne, więc dlaczego nie?), myślę że tę prostotę da się przenieść do wielu klubów i usprawnić je w działaniu.

W tym roku ich Freedom Team gościł w Krakowie podczas Cracovia Maraton i przedstawiciel tego miasta, podobnie jak ja, poznawał organizacyjne mechanizmy. W 2009 ponownie odwiedzą Kraków i prawdopodobnie Zamość. A ja się zastanawiam, jaką imprezą zachęcić ich do Szczecina? Mam z nimi doskonały kontakt, wyróżnili mnie tytułem "Sportowca Roku", nie zmarnujmy tego. Otwórzmy miasto, nasze kluby, głowy.

* autor jest najlepszym w Polsce specjalistą od jazdy na tzw. rowerach ręcznych

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.