Justyna Kowalczyk -faworytka z Polski ?
W sobotę najlepsza w biegu na 10 km techniką klasyczną, w niedzielę na 15 km techniką dowolną. Justyna Kowalczyk bezapelacyjnie wygrała dwa starty w szwedzkiej Bruksvallarnie. Dziś nad ranem, razem z trenerem Aleksandrem Wierietielnym i serwismenami, wyruszy w tysiąckilometrową podróż do Gaellivare, gdzie w sobotę - pierwsze w sezonie zawody PŚ.
Polska biegaczka opowiada:
Wygrałam dzięki koncentracji. Jak człowiek staje na starcie, wyłącza myślenie o czymkolwiek innym niż dobiegnięcie do mety. Koncentrowałam się na technice, by błędów było jak najmniej. Bardziej ucieszył mnie sukces niedzielny, bo to był przecież bieg "łyżwą", w której nie jestem taka mocna. Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, choć moimi rywalkami były wszystkie najlepsze Szwedki z Charlotte Kallą na czele.
Jak jestem zdrowa, to nie ma żadnych innych problemów. Do drobnych boleści już się przyzwyczaiłam i nie zwracam na nie uwagi. Każdy, kto wyczynowo biega na nartach, prędzej czy później będzie miał problemy ze ścięgnami Achillesa, kolanami i kręgosłupem. To efekt przeciążeń. Wreszcie nauczyłam się odpoczywać. Znam swój organizm i potrafię wyczuć, kiedy zbliża się kontuzja. Wtedy lepiej odpuścić jeden dzień i zagrożenie mija.
Nie mam jej i mam nadzieję, że jeszcze przez miesiąc nie przyjdzie. Nasz system jest prosty. Od maja do końca października ciężko pracowałam nad wytrzymałością i siłą. Trenowałam bardzo dużo i to oczywiste, że nie mogę mieć szybkości. Do formy dojdę startami, dlatego choćby zdecydowałam się pobiec w Bruksvallarnie. Moim atutem jest stabilność formy. Jak już osiągnę wysoką dyspozycję, nie schodzę poniżej poziomu, choć oczywiście nie da się przez cały sezon biegać tak samo.
Musiałabym wymienić chyba 20 nazwisk. Finki, Szwedki, Norweżki, Włoszki, Rosjanki. Zastanawiam się, czy ktoś zdetronizuje Cirpi Kuitunen, która zdobyła dwa ostatnie Puchary Świata. W ubiegłym sezonie omal nie przegrała z Astrid Jacobsen. Norweżce nie udał się start w Tour de Ski i potem już nie odrobiła strat. Mnie też nie wyszedł TdS. W ubiegłym sezonie różnica między pierwszą a drugą zawodniczką wynosiła trochę ponad 200 punktów. W tym, uważam, będzie jeszcze mniejsza.
Czy ja ją mogę zdetronizować? Czy ja jestem wróżką. Wiele, wiele innych zawodniczek też chce zdobyć Puchar Świata, a i Kuitunen nie znudziło się wygrywanie.
W każdej dyscyplinie najważniejsze są medale. W biegach dostaje się je tylko w mistrzostwach świata albo na igrzyskach olimpijskich. I dla każdego zawodnika, jeśli tylko któraś z tych imprez jest w kalendarzu, to jest najważniejsza. Do Liberca pojadę zmotywowana jak chyba nigdy. Zadra z Sapporo wciąż we mnie siedzi. Po raz pierwszy w sportowym życiu dostałam - i to porządnie - po tyłku. Odkąd pamiętam, to do najważniejszych imprez zawsze byłam przygotowana najlepiej w sezonie. Czy to były mistrzostwa Polski juniorów czy olimpiada. W Japonii zachorowałam i z tego przewlekłego przeziębienia nie mogłam się wyleczyć przez wiele miesięcy. Zdobyłam cztery złote medale MŚ juniorów. Moim celem jest przełożyć te medale na tytuł w seniorach. Zobaczymy, czy uda się w Libercu, czy za dwa lata w Holmenkollen, a może dopiero za dziesięć lat?
Nienawidzę, nie znoszę, nie cierpię tej trasy. Będę tam trzeci raz w życiu i wiem, jak smakuje. Na pięciokilometrowej pętli jest 25 podbiegów i, co za tym idzie, tyle samo zjazdów. Ja wolę jeden podbieg kilometrowy niż mnóstwo takich 40-metrowych. To trasa raczej do motocrossu, a nie biegowa. Podbieg i zjazd, podbieg i zjazd i człowiek nim się obejrzy jest już na mecie. To nie dla mnie.
W tym sezonie zmieniłam firmy, które dostarczają mi buty i narty. Madschusa i Alpinę zamieniłam na Fischera i Salomona. Mam do swojej dyspozycji kilkadziesiąt par. Mogę wybierać i przebierać do woli. Byłabym gotowa wydać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych na te jedne, jedyne narty, które by mnie niosły. Dobra narta musi być jak dobre auto: szybka i bezpieczna. Na nich sporo można wygrać, ale na złych jeszcze więcej przegrać. A ja chcę walczyć i zwyciężać.