Masters Cup: Djoković zwycięża po raz pierwszy

Serb Novak Djoković wygrał w Szanghaju na zakończenie sezonu. Sensacją była półfinałowa porażka Andy'ego Murray

Tenisowy sezon zakończył się dokładnie tak, jak się rozpoczął - triumfem Djokovicia. W styczniu w Melbourne 21-letni Serb wygrał Australian Open, odnosząc pierwszy triumf w Wielkim Szlemie, a wczoraj po raz pierwszy cieszył się z tytułu w prestiżowym Masters Cup. Djoković przerwał dwuletnie panowanie Rogera Federera, który wygrywał Masters od 2006 r. (w sumie odniósł cztery triumfy od 2003 r.). - Jestem bardzo szczęśliwy, to wspaniałe ukoronowanie sezonu - mówił Serb po wygranym 6:1, 7:5 finale z Nikołajem Dawidienką.

Djoković w nagrodę odebrał czek na 1,24 mln dol., Rosjanin dostał połowę tej kwoty. Serb kończy sezon na trzecim miejscu w rankingu ATP za Rafaelem Nadalem i Federerem, ale do tego drugiego ma tylko 10 pkt straty! Oznacza to, że już w styczniu, w pierwszych turniejach nowego sezonu, będzie mógł go wyprzedzić. - Chcę w przyszłym roku być numerem jeden - deklaruje Djoković. Rozpływał się też w komplementach nad całym serbskim tenisem. Jelena Janković zakończyła rok jako numer jeden wśród kobiet, Ana Ivanović wygrała Rolanda Garrosa, a w deblu za najlepszego na świecie gracza uchodzi Nenad Zimonjić (w parze z Danielem Nestorem ograli w finale Masters Cup braci Bryanów). - Nasz mały kraj wyrasta na potęgę - mówił dumnie Djoković, który zresztą nie próżnuje i próbuje już rozkręcić w Belgradzie tenisowy biznes. Pierwszym krokiem ma być profesjonalny turniej. Rodzina Djokovicia wykupiła właśnie prawa do jego organizacji od Holendrów.

Finał był niezłym widowiskiem, a wynik nie do końca oddaje sytuację na korcie, bo nawet w pierwszym secie Dawidienko stawiał zaciekły opór. Serb zawsze wygrywał jednak najważniejsze punkty. Obaj finaliści reprezentowali podobny styl -prowadzili wyniszczający ostrzał z linii końcowej. - Ale Novak robił to znacznie szybciej ode mnie. Dlatego wygrał - przyznał Dawidienko. Rosjanin po raz pierwszy zagrał w finale Masters Cup, a w półfinale odniósł wielkie zwycięstwo nad Andym Murrayem. Szkot po wyeliminowaniu Federera wydawał się murowanym faworytem, ale znów nie wytrzymał meczu o stawkę. Podobnie było we wrześniu na US Open, gdy w półfinale rozbił Nadala, ale w finale nie dał rady Federerowi. Swoje zrobiło też pewnie zmęczenie. Murray, zamiast odpuścić nieco potyczkę z Federerem (awans miał już pewny), grał jak o życie. Wygrał przepięknie, ale zapłacił za to w półfinale.

Największym przegranym Masters jest jednak Federer, który nie wyszedł nawet z grupy. Zagrał w Chinach tak, jak spisywał się przez cały sezon - bardzo chimerycznie, z zatrważającą ilością głupich błędów. Szwajcar usprawiedliwiał się chorobą i kontuzją pleców, ale chyba nie tylko to wpływa na jego słabszą formę. Pojawiła się cała armia młodych graczy, którzy potrafią z nim wygrywać. Do Nadala dołączyli w tym roku Djoković, Murray, a ostatnio Gilles Simon. - Przyszły sezon zapowiada się pasjonująco - uśmiechnął się więc na koniec Djoković, nie wróżąc Szwajcarowi łatwego życia w 2009 r.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.