Sokołowski: Jagiellonii nie zlekceważymy

Muszę przyznać, że zlekceważyliśmy Cracovię, podeszliśmy do tamtego meczu na luzie. Z Jagiellonią takiego błędu nie zrobimy - mówi pomocnik Polonii Warszawa Marek Sokołowski.

Rozmowa z Markiem Sokołowskim

pomocnikiem Polonii Warszawa

Olgierd Kwiatkowski: Grał pan w tym sezonie na lewej obronie, czasami na prawej, jako defensywny pomocnik i ofensywny skrzydłowy. Nie był pan jeszcze tylko bramkarzem i napastnikiem...

Marek Sokołowski: I bramkarzem nie będę, bo na to trzeba wiele lat treningów, ale napastnikiem? Nie, raczej też nie, mam więcej walorów defensywnych. Poza tym jest mi obojętne, gdzie gram i jaką mam rolę w zespole. Nie obrażam się na trenera, jeśli rzuca mnie po różnych stronach boiska. Czerpię przyjemność, grając na każdej pozycji. Chyba najlepiej czuję się jednak w drugiej linii, bo w poprzednich klubach byłem przeważnie pomocnikiem.

Strzelił pan pierwszą bramkę tego sezonu dla Polonii w derbach przy Łazienkowskiej, grał w każdym ligowym meczu po 90 min. Nie widać, aby przeprowadzka z Grodziska do Warszawy była bolesna?

- Nie sprawiło mi to żadnego problemu. Pewnie dlatego, że jako pierwszy z drużyny miałem mieszkanie, i to blisko stadionu Polonii, kilka minut samochodem, kwadrans spacerkiem. Ale dla większości zawodników przeprowadzka i warunki, jakie zastaliśmy, były sporym kłopotem.

Trener Jacek Zieliński stale powtarza, że "baza" Polonii urąga klubowi ekstraklasy...

- W Grodzisku byliśmy przyzwyczajeni do komfortu, wszystko mieliśmy na miejscu. Warunki do odnowy biologicznej są tam najlepsze w Polsce, żaden klub z ekstraklasy nie miał i nie ma podobnych. Dzięki temu większość z nas mniej odczuwała skutki kontuzji, bo na przykład stale mogliśmy korzystać z krioterapii. Dziś na odnowę jeździmy po całej Warszawie. Strasznie brakuje nam własnego boiska. Na Konwiktorską jesteśmy wpuszczani raz, dwa razy w tygodniu. Z powodu tych wszystkich problemów wahałem się na początku sezonu, czy podpisać z Polonią nowy kontrakt.

Ale pan podpisał.

- To wszystko ma się zmienić. Po zimie mamy mieć przynajmniej swoje miejsce do treningu. Wbrew temu, co było złe, zaczęło nam dobrze iść w lidze.

Długo trwały negocjacje?

- Chyba jakiś miesiąc. Polonia była zdeterminowana, ja... chyba też. Sumę kontraktu ustaliliśmy bardzo szybko, omawialiśmy dłużej kilku punktów. Ale jak dwie strony chcą się dogadać, to zrobią to.

Miał pan oferty z innych klubów.

- I z zagranicy, i z Polski. Chciały mnie kluby z Grecji i Turcji i nawet nadal dzwonią, ale ja już muszę im odmawiać. Nie chciałem tam jechać. Oferta finansowa nie była jakaś powalająca, niewiele wyższa niż ta Polonii, a do tego chcieli mnie poddać testom, a ja mam już swoje lata. O polskich propozycjach nie będę mówił, bo tak się umówiłem z tymi klubami. Chciały mnie kluby i z górnej połówki tabeli, i te znajdujące się w dole, ale z dużymi perspektywami.

Pan, trener i koledzy narzekacie na brak boiska treningowego z równą trawą. Przez to nie możecie ćwiczyć stałych fragmentów gry, ale parę bramek, i to w ostatnich meczach, strzeliliście właśnie w ten sposób. Pan w ostatnim meczu z Arką Gdynia. Im gorzej, tym lepiej?

- Chyba chodzi o to, że doskonale się znamy. Od trzech, czterech lat gramy razem. Pewnych rzeczy nauczyliśmy się wcześniej. Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli własne, w dobrym stanie boisko.

W ostatnich dwóch, trudnych wyjazdowych meczach Polonia zdobyła sześć punktów, w sobotę czeka na was łatwiejszy rywal - Jagiellonia. Do tego gracie na własnym boisku, choć z drugiej strony ostatni taki mecz z niby słabą Cracovią zremisowaliście.

- Przydarzyła się nam jedna słabsza połowa. Najważniejsze, że w końcu zremisowaliśmy, a mogliśmy nawet wygrać. Dziś muszę przyznać, że zlekceważyliśmy Cracovię, podeszliśmy do tamtego meczu na luzie. Z Jagiellonią takiego błędu nie zrobimy. Wiemy, że musimy zagrać z większą determinacją. Zresztą Jagiellonia ma większy potencjał, jako drużyna prezentuje się lepiej i nieco bardziej jej się boimy. Jej na pewno nie zlekceważymy.

Wierzy pan, że Polonia może zdobyć mistrzostw Polski?

- Nikt z nas o tym nie myśli. Wszystko zależy od pozycji, jaką zajmiemy po zakończeniu tej rundy i jakie ruchy wykona wtedy właściciel.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.