pomocnikiem Polonii Warszawa
Marek Sokołowski: I bramkarzem nie będę, bo na to trzeba wiele lat treningów, ale napastnikiem? Nie, raczej też nie, mam więcej walorów defensywnych. Poza tym jest mi obojętne, gdzie gram i jaką mam rolę w zespole. Nie obrażam się na trenera, jeśli rzuca mnie po różnych stronach boiska. Czerpię przyjemność, grając na każdej pozycji. Chyba najlepiej czuję się jednak w drugiej linii, bo w poprzednich klubach byłem przeważnie pomocnikiem.
- Nie sprawiło mi to żadnego problemu. Pewnie dlatego, że jako pierwszy z drużyny miałem mieszkanie, i to blisko stadionu Polonii, kilka minut samochodem, kwadrans spacerkiem. Ale dla większości zawodników przeprowadzka i warunki, jakie zastaliśmy, były sporym kłopotem.
- W Grodzisku byliśmy przyzwyczajeni do komfortu, wszystko mieliśmy na miejscu. Warunki do odnowy biologicznej są tam najlepsze w Polsce, żaden klub z ekstraklasy nie miał i nie ma podobnych. Dzięki temu większość z nas mniej odczuwała skutki kontuzji, bo na przykład stale mogliśmy korzystać z krioterapii. Dziś na odnowę jeździmy po całej Warszawie. Strasznie brakuje nam własnego boiska. Na Konwiktorską jesteśmy wpuszczani raz, dwa razy w tygodniu. Z powodu tych wszystkich problemów wahałem się na początku sezonu, czy podpisać z Polonią nowy kontrakt.
- To wszystko ma się zmienić. Po zimie mamy mieć przynajmniej swoje miejsce do treningu. Wbrew temu, co było złe, zaczęło nam dobrze iść w lidze.
- Chyba jakiś miesiąc. Polonia była zdeterminowana, ja... chyba też. Sumę kontraktu ustaliliśmy bardzo szybko, omawialiśmy dłużej kilku punktów. Ale jak dwie strony chcą się dogadać, to zrobią to.
- I z zagranicy, i z Polski. Chciały mnie kluby z Grecji i Turcji i nawet nadal dzwonią, ale ja już muszę im odmawiać. Nie chciałem tam jechać. Oferta finansowa nie była jakaś powalająca, niewiele wyższa niż ta Polonii, a do tego chcieli mnie poddać testom, a ja mam już swoje lata. O polskich propozycjach nie będę mówił, bo tak się umówiłem z tymi klubami. Chciały mnie kluby i z górnej połówki tabeli, i te znajdujące się w dole, ale z dużymi perspektywami.
- Chyba chodzi o to, że doskonale się znamy. Od trzech, czterech lat gramy razem. Pewnych rzeczy nauczyliśmy się wcześniej. Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli własne, w dobrym stanie boisko.
- Przydarzyła się nam jedna słabsza połowa. Najważniejsze, że w końcu zremisowaliśmy, a mogliśmy nawet wygrać. Dziś muszę przyznać, że zlekceważyliśmy Cracovię, podeszliśmy do tamtego meczu na luzie. Z Jagiellonią takiego błędu nie zrobimy. Wiemy, że musimy zagrać z większą determinacją. Zresztą Jagiellonia ma większy potencjał, jako drużyna prezentuje się lepiej i nieco bardziej jej się boimy. Jej na pewno nie zlekceważymy.
- Nikt z nas o tym nie myśli. Wszystko zależy od pozycji, jaką zajmiemy po zakończeniu tej rundy i jakie ruchy wykona wtedy właściciel.