Kubica: W F1 chodzi o tytuł, nie o bycie najlepszym kierowcą

- Ja jestem najlepszy w F1? Najlepszy kierowca to ten, który zdobywa mistrzostwo. W Formule 1 nie chodzi o bycie najlepszym kierowcą, chodzi o wygranie tytułu - mówił w Sao Paulo Robert Kubica

Fachowcy o Kubicy: Charakter, regularność... najlepszy kierowca! ?

Czy przed sezonem spodziewał się pan, że do przedostatniego wyścigu będzie pan walczył o mistrzostwo?

- Po pierwszych trzech wyścigach wiedzieliśmy, że jesteśmy całkiem mocni. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się utrzymać taki poziom przez cały sezon. Ja ścigałem się nieźle, po zwycięstwie w Kanadzie prowadziłem w klasyfikacji konstruktorów, więc pierwsza połowa roku była bardzo pozytywna. W drugiej mieliśmy jednak pewne problemy z dotrzymaniem kroku Ferrari i McLarenowi w pracy nad bolidem. Oni byli coraz mocniejsi, coraz szybsi. Na dodatek Renault, Toyota i Toro Rosso były czasem przed nami, więc trochę straciliśmy. Sytuacja zrobiła się skomplikowana i nie byliśmy w stanie utrzymać prędkości, ale i tak możemy być zadowoleni i dumni z tego, co osiągnęliśmy.

Nie obawia się pan, że w przyszłym sezonie może być podobnie - dobry początek, a potem załamanie formy?

- Nie widzę powodu, dla którego miałoby to właśnie tak wyglądać.

Zdarzały wam się jednak nieoczekiwane upadki, np. takie jak w dwóch ostatnich Grand Prix.

- Ogólny obraz sezonu jest dobry, ale ostatnio trochę się popsuł. To pokazuje, że trzeba pracować bardzo ciężko. W pierwszych GP walczyłem o pole position, a kończę sezon dwa razy z rzędu nie kwalifikując się do trzeciej sesji. W Chinach miałem nawet problem z awansem już do drugiej sesji, a przecież na początku sezonu wystarczał mi do tego jeden przejazd na twardych oponach.

Czy macie w planach podsumowanie sezonu z całym zespołem i przeanalizowanie tego, co poszło w tym roku nie tak?

- Nie wydaje mi się. Ale nie wiem, nie zostałem o tym poinformowany.

Czy pana zdaniem zespół rozumie, z czego był pan niezadowolony w tym sezonie?

- Nie wiem, czy to w porządku mówić, że byłem niezadowolony w trakcie sezonu.

Ale był pan niezadowolony, jeśli chodzi o kilka decyzji zespołu.

- No tak. Ale teraz upłynęło już od tego dużo czasu, więc wszyscy zrozumieli, o co chodziło. Postaramy się nie powtarzać tych błędów, ale nigdy nie można być tego pewnym. Kolejny sezon będzie zupełnie inny, a my też postaramy się wypaść inaczej.

Kilkakrotnie apelował pan do zespołu o wywieranie presji na najlepszych.

- Trzeba naciskać. Sezon jest długi, a w Formule 1 wiele osób pracuje po to, aby wygrywać, aby się rozwijać. W momencie, kiedy się zatrzymujesz, to się cofasz, bo inni robią postępy. Aby mieć cały sezon dobry, trzeba równomiernie i stale się rozwijać. Inaczej będzie tak jak z nami: zacznie się dobrze, a skończy źle.

W jakich elementach zespół musi zrobić największy postęp?

- To jest moja pierwsza drużyna w F1, więc nie mam porównania. Jeśli chodzi o samochód, to przyszły rok będzie całkowicie inny - nowe elementy aerodynamiczne, KERS, gładkie opony. Będzie wiele czynników, które mogą mieć duży wpływ na samochód. Musimy zebrać doświadczenia z trzech ostatnich lat, włożyć maksimum wysiłku, zrobić postęp i próbować walczyć. Teraz będziemy mieli krótką przerwę, ale już za dwa tygodnie zaczynamy testy w Barcelonie.

Który wyścig w tym sezonie uważa pan za najlepszy?

- W Japonii.

A największy zawód?

- Trudno powiedzieć. Ani jednego punktu nie zdobyłem w Wielkiej Brytanii - można powiedzieć, że w pewnym sensie był to mój błąd, ale główną przyczyną był także aquaplaning [w deszczu między oponę i asfalt wciska się warstwa wody, a samochód traci kontrakt z powierzchnią]. Największym zawodem był chyba jednak wyścig w Australii - pierwszy po poprzednim sezonie, który był nieudany. Liczyłem na sporo punktów, jechałem całkiem dobrze, ale zostałem uderzony przez Kazukiego Nakajimę.

Co pan powie tym, którzy uważają, że to pan był najlepszym kierowcą tego sezonu?

- Najlepszy kierowca to ten, który zdobywa mistrzostwo. W Formule 1 nie chodzi o bycie najlepszym kierowcą, chodzi o wygranie tytułu. Zgadzam się, że miałem dobry sezon. Ale kierowców zdolnych do walki o mistrzostwo jest wielu - nie udaje im się to ze względu na zespół, w jakim jeżdżą, i samochód, jaki mają do dyspozycji.

Ale ci, którzy walczyli o tytuł do końca, popełnili wiele błędów. Może to Robert Kubica zasłużył na tytuł?

- Regularność nie wystarcza. Przynajmniej tak to wyglądało w tym sezonie. Jeździłem na równym poziomie, ale niestety nie wystarczyło to do mistrzostwa. Zresztą w Formule 1 nie chodzi nawet o to, jakim się jest kierowcą. Bardziej chodzi o pakiet, którym dysponuje zespół. My zrobiliśmy dobrą robotę, ale nie wystarczającą, aby zdobyć tytuł.

Z czego wynikały błędy popełniane przez kierowców z czołówki - z braku umiejętności, instynktu, opanowania, a może jakiejś cechy charakteru?

- To zależy, o których błędach mówimy. Błędy przytrafiły się każdemu. Massa popełnił błędy w pierwszych dwóch wyścigach, które wynikały trochę z tegorocznych przepisów, czyli ograniczenia kontroli trakcji. Ale od czasu wyścigu w Malezji Massa pomyłek już nie miał. W Formule 1 zawsze jeździ się na maksimum możliwości swoich i bolidu, czyli na granicy ryzyka. Poza tym na przejechanie każdego zakrętu wpływ mają rzeczy zewnętrzne: wiatr, stan opon, obciążenie paliwem. Czasem pewne rzeczy trudno przewidzieć. Błędy mogą się przydarzyć każdemu.

Ale akurat pana wymienia się jako kierowcę, który ich nie popełniał. W zasadzie można zastanawiać się tylko nad sytuacją z Silverstone, kiedy na mokrym asfalcie wypadł pan z toru.

- Nie określałbym tego tylko jako błędu, który wynikał z mojego złego zachowania na torze. Takie były okoliczności. A że innych błędów nie było? Nie wiem dlaczego. Małe mi się zdarzały, chociaż może trudno je dojrzeć w telewizji - w pewnych wyścigach, np. w Walencji, dwukrotnie przestrzeliwałem dohamowanie. Ale takie pomyłki zdarzały mi się z reguły w miejscach, gdzie tor i warunki na to pozwalały - tam, gdzie były szerokie asfaltowe pobocza i można było dość szybko wrócić na tor. W Montrealu i w Monako udało mi się dojechać do mety bez takich małych przygód.

W niższych seriach często ścigał się pan z Lewisem Hamiltonem, który od zawsze miał wielkie wsparcie McLarena. Czy to robiło różnicę w walce między wami?

- Powiedziałbym, że nie, ale jednak taka różnica była. Jeśli masz wsparcie silnego zespołu, to nie martwisz się o to, gdzie będziesz jeździł. To często pomaga. Ale z drugiej strony poczucie stabilności ma także minusy, bo trzeba regularnie zdobywać dla zespołu dobre wyniki. Jeśli nie, to wymagający team może zakończyć współpracę. Miałem podobną sytuację, kiedy przez jeden rok byłem kierowcą programu Renault - miałem bardzo dobre warunki do ścigania się, to był mój pierwszy sezon, w którym nie musiałem martwić się o nic. Renault płacił za wszystko, niczego mi nie brakowało, ale potem i tak zwolnił mnie z programu. Takie jest życie.

BMW tak tłumaczy porażkę ?

Kubica nie mam żalu do zespołu ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.