Wiadomość o tym, że Sosnowski, który dopiero niedawno powrócił na salę treningową po sierpniowej porażce z Amerykaninem Zuri Lawrencem, za niespełna tydzień zaboksuje z Williamsem, wzbudziła sporą sensację wśród polskich kibiców szermierki na pięści.
Nie chodzi o to, że Anglik w 2004 roku niespodziewanie pokonał przez nokaut samego Mike'a Tysona to rywal raczej z górnej półki europejskiej, ale o fakt, że "Dragon" zdecydował się na pojedynek z "Bombowcem Brixton" z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem.
Spokojem w porównaniu z kibicami emanować zdaje się Krzysztof Zbarski - promotor Sosnowskiego, który na pytanie o to, czy jego podopieczny nie będzie miał za mało czasu na wypracowanie formy na walkę z klasowym przeciwnikiem, odpowiada: "To się okaże w sobotę. Równie mało czasu miał Williams, który przygotowywał się do zupełnie innego rywala."
Fanom Alberta wypada zatem trzymać kciuki za kolejną wyprawę pięściarza z Warszawy na Wyspy Brytyjskie, pamiętając o tym, że Mike Tyson pobity przez Williamsa był już tylko cieniem samego siebie oraz o tym, że Zuri Lawrence - ostatni pogromca Sosnowskiego - kontrakt na walkę z Polakiem również podpisał w ostatniej chwili jako "szybki zastępca".