Bo gdyby w 81. min Tomasz Brzyski kopnął równie mocno, ale o metr w prawo, jeden punkt pojechałby do Chorzowa. Na swoje nieszczęście trafił jednak w Kozika. Mimo wszystko GKS grał lepiej od Ruchu. Przede wszystkim stworzył więcej okazji do zdobycia gola, był skuteczniejszy w defensywie, no i miał lepszego bramkarza.
Jedyny gol to w połowie zasługa Dawida Nowaka i podającego mu Patryka Rachwała oraz Krzysztofa Pilarza, który niepotrzebnie wybiegł kilkanaście metrów od bramki. - Myślałem, że piłka nabierze poślizgu i ją złapię. A ona odbiła się idealnie - tłumaczył załamany bramkarz Ruchu. Co na to Nowak? - Spojrzałem, że bramkarz jest daleko, więc go przelobowałem - mówił.
Ruch miał trzy sytuacje. W pierwszej połowie strzał Piotra Ćwielonga (doznał potem kontuzji stawu skokowego) trafił prosto w Kozika, a w drugiej bliscy powodzenia byli Brzyski (we wspomnianej już 81. min) oraz... Jacek Popek. Obrońca GKS-u podawał tak niefortunnie głową do Kozika, że ten musiał się bardzo natrudzić, by złapać piłkę przed linią bramkową.
Ruchowi inwencji wystarczało tylko do 20. metra.
- To nasz problem, podobnie jak tracenie głupich goli - ocenił trener Bogusław Pietrzak. Jego zespół w drugiej połowie, choć przegrywał, nie zaatakował bardziej zdecydowanie.
PGE GKS Bełchatów - Ruch Chorzów 1:0 (1:0)
Bramka: Nowak (45.)
PGE GKS: Kozik - Jarzębowski, Drzymont (31. Cecot), Pietrasiak, Popek - Nowak (76. Wróbel) , Rachwał, Gol Ż, Garguła (90. Cetnarski) - Kuklis - Costly
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki Ż, Baran Ż, Jakubowski Ż - Zając, Pulkowski (79. Sadlok), Scherfchen, Balaz (46. Nowacki) - Brzyski - Ćwielong (70. Fabus)
Sędziował: Piotr Siedlecki (Warszawa). Widzów: 2000.