Tour de Pologne na mecie: Kolarze pytali, czy tu kiedyś przestaje padać ?
Marek Rutkiewicz: Czuję dużą satysfakcję. Byłem już trzeci, czwarty czy piąty, ale tym razem profil trasy mi nie pasował. Mało było górskich odcinków, a trasa została skrócona. Cieszę się z czwartego miejsca na najcięższym szóstym etapie.
- Wpływ na nie miały skrócone etapy. Górale mieli mniej okazji do pokazania swoich umiejętności. Właściwie trasa była płaska.
- Nie. Jedyne, czego żałuję to sytuacji z Rzeszowa. Grupka zawodników odjechała od peletonu, ja przegapiłem ten moment. Straciłem 12 sekund.
- Miałem plan, by atakować przez cały wyścig. Na ostatnim etapie próbowałem chyba dziesięć razy odjechać od peletonu. Rywale nie mieli zamiaru mnie puścić, ale szarpałem, kiedy tylko mogłem. W końcu udało się w Myślenicach. Mieszkam tu od lat, znam każdy zakręt.
- Straciłem tam sekundę bonifikaty. Zaskoczył mnie ciężki podjazd. Trochę się zdziwiłem, bo przez cały wyścig peleton puszczał uciekających zawodników niemal bez walki. W sobotę wszyscy byli aktywni i zmotywowani. Ostatni etap był piękny, uratował wyścig.
- Osobiście trochę zdziwiłem się strajkiem. Peleton jest jednak solidarny, jednostki nie mają prawa głosu. Kolejnego dnia wszyscy mogli jechać szybko i bez wywrotek, mimo że trasa była równie niebezpieczna, a pogoda tak samo brzydka. Kolarze chcieli pokazać, że mają wpływ na losy wyścigu. Największe grupy bały się wywrotek i straty minut.
- Przyjechały wielkie nazwiska. To miał być idealny trening przed startem w Varese, ale pogoda pokrzyżowała szyki. Trudno będzie się zregenerować w pięć dni, każdy będzie chciał pojechać jak na ostatnim etapie w Polsce. Jechałem z Paryża do Nicei czy w Tour de Swiss, to są wyścigi na tym samym poziomie. Tour de Pologne od nich nie odbiega. Co więcej Czesław Lang co roku robi więcej niż konkurencja, by przekonać świat do Polski.