Tour de Pologne na mecie. Kolarze pytali: czy tu kiedyś przestaje padać?

Wyścig skrócony o 400 km, bunt kolarzy na czwartym etapie, ale też heroiczna walka w deszczu i temperaturze sięgającej zera oraz triumfujący po siedmiu latach prób Jensa Voigta - tak wyglądał 65. Tour de Pologne.

Marek Rutkiewicz o TdP. Peleton musi być solidarny ?

Głównym bohaterem wyścigu była fatalna pogoda. - Jeździłem nawet w śniegu. Przymarznięty do siedzenia, w mokrym dresie, z czerwonym nosem myślałem tylko, jak znaleźć powód, by zsiąść z roweru, ale inni pedałowali. I to mnie motywowało, mimo że w hotelu też czekała zimna woda - wspomina Czesław Lang, dyrektor największego wyścigu w Polsce.

TdP minął pod znakiem deszczu i niskiej temperatury. Jeśli nie siąpiło, padało. Ulewa hamowała koła, na zimnie kostniały nawet ambicje. Zawodnicy pedałowali ile sił w nogach, ale z każdym kilometrem ich zapał gasnął. Moment krytyczny nadszedł w okolicach Lublina. Peleton zatrzymał się i zastrajkował. Prowodyrami mieli być Allan Davis i mistrz olimpijski Fabian Cancellara. Szwajcar po zakończeniu wyścigu nie chciał tego komentować.

Wielcy bali się straty punktów i kontuzji przed zbliżającymi się mistrzostwami świata. Wyścig w Polsce miał być ostatnim przetarciem przed ściganiem się w Varese, a okazał się nierówną walką z ekstremalną pogodą.

- Czy tu kiedyś przestaje padać? - zapytał tylko Davis, najlepszy w klasyfikacji punktowej.

- Złożymy skargę do UCI na zachowanie zawodników - grzmiał Lang.

Nie minęły dwa dni i emocje opadły. Dyrektor zawodów został udobruchany przez Jensa Voigta. Zwycięzca całego wyścigu wręczył mu koszulkę swojej grupy podczas uroczystego bankietu 130 metrów pod ziemią w Kopalni Soli w Wieliczce.

Na ostatnim, skróconym etapie z Wadowic do Krakowa na triumf 37-letniego Niemca pracowała już cała grupa CSC. To był pokaz siły peletonu, który wreszcie jechał niczym dobrze naoliwiona maszyna. Nie tylko hamował zapędy uciekinierów takich jak Marek Rutkiewicz i Marcin Sapa, ale w końcu pojechał bardzo szybko.

Polacy rwali do przodu, próbowali ucieczek kilkanaście razy. Rutkiewicz wjechał drugi na lotną premię w Wieliczce i dzięki bonifikacie awansował do czołowej dziesiątki. 20 kilometrów przed metą urwał się Sapa. Mistrz Polski uciekał na czterech etapach ze startu wspólnego i został najbardziej aktywnym kolarzem. Ostatecznie pierwszy na krakowskich Błoniach zameldował się Niemiec Robert Foerster z grupy Gerolsteier.

- Wyścig mnie podbudował, bo zobaczyłem, że nie dzieli mnie tak wielki dystans od czołówki. Może posypią się jakieś propozycje z Zachodu - mówił zdyszany Sapa.

Pierwszy raz w historii TdP wystąpiła reprezentacja Polski pod kierownictwem Piotra Wadeckiego. - Moi zawodnicy zobaczyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Cały czas walczyliśmy jak równy z równym w doborowym towarzystwie - ocenił trener.

Sześć dni deszczu nie zepsuło zapału Langa. - W Krakowie zobaczyłem jeden z najpiękniejszych wjazdów w całym moim życiu. Warto robić wyścig dla takich chwil, nawet gdy pogoda doskwiera - mówił .

Na trasie nie zabrakło kibiców. Wychodzili z domów, machali do telewizyjnych kamer, jeździli wzdłuż etapów swoimi składakami, wchodzili na drzewa.

- Kolarstwo to sport dla mas. Ściągamy gwiazdy, fundujemy kibicom festiwal pełen emocji. Promujemy Polskę, pozwalamy poznać zagranicznym gościom nieznane miejsca. Kto za kilka lat będzie pamiętał o strajku na trasie, który nie wpłynął na losy wyścigu? - pytał Lang.

Za rok 66. edycja Tour de Pologne wraca w sierpniu, zaraz po prestiżowym Tour de France. Teraz większość kolarzy jedzie do włoskiego Varese, gdzie rozegrane zostaną mistrzostwa świata. - Jedziemy zmęczeni, ale szczęśliwi. Tych wielkich się już nie boimy - zapowiadają zgodnie polscy kolarze.

Zwycięzca Tour de Pologne marzy tylko o ciepłej kąpieli ?

Liczby TdP

1255

tyle km mieli pokonać kolarze w 65. Tour de Pologne

865

tyle przejechali z powodu deszczu i chłodu; jeden etap anulowano z powodu buntu kolarzy