Tour de Pologne wreszcie dorówna Wyścigowi Pokoju

Ta wiadomość może być zaskoczeniem dla wszystkich, którzy oglądali występy naszej reprezentacji piłkarskiej i olimpijczyków: mamy w Polsce światowej klasy produkt sportowy. To Tour de Pologne.

Tour de Pologne, czyli konstelacja gwiazd ?

Za PRL bywały dni, kiedy kto żyw pędził do kiosku po na co dzień wyśmiewaną "Trybunę Ludu" - tylko po to, by na ostatniej stronie sprawdzić klasyfikację Wyścigu Pokoju. I choć cały wyścig był pozbawiony sportowej wartości - najlepsi, czyli zawodowcy, ścigali się w rozgrywanym równolegle Giro d'Italia - ulice pustoszały, kiedy Polacy jak jeden mąż zasiadali przed radioodbiornikami i telewizorami. Stanisław Królak, który okładał pompką Rosjanina w tunelu Stadionu Dziesięciolecia, pojedynki Ryszarda Szurkowskiego ze Stanisławem Szozdą, a potem Czesława Langa z Siergiejem Suchoruczenkowem i Lecha Piaseckiego z Olafem Ludwigiem zbudowały legendę wyścigu. Każdy chłopiec chciał być kolarzem. W latach chwały Wyścigu Pokoju czysto polski Tour de Pologne był prowincjonalną imprezą objeżdżającą małe miasteczka. Skazano go na wegetację, bo miał podstawowy feler: powstał w międzywojniu i był spadkiem po rządach sanacji.

Role się odwróciły. Wyścig Pokoju ledwo dyszy mimo prób reanimacji, za to na Tour de Pologne zjeżdżają największe sławy. Ten status nie jest jednak zasługą III ani IV Rzeczpospolitej, ale wiary, ciężkiej pracy i talentu menedżerskiego Czesława Langa. Pierwszy polski kolarz zawodowy po zakończeniu kariery jeździł nadal w wyścigach. Nie na rowerze, ale samochodem. Jeździł i przyglądał się z bliska, jak organizuje się słynne Tour de France, Giro d'Italia czy hiszpańską Vueltę. Z tych doświadczeń narodził się nowy Tour de Pologne - gigantyczne widowisko sportowe, a przy tym wielka maszyna promocyjna.

Tak jak we Francji czy we Włoszech w każdym mieście etapowym powstaje miasteczko sportowe, przejazd kolarzy poprzedza kawalkada reklamowa kilkunastu barwnych samochodów, a po ulicach paradują atrakcyjne hostessy. Ale dla kibica wszystko to jest tylko barwnym dodatkiem, bo najważniejsi są kolarze. Lista startowa robi wrażenie: w tym roku do Polski przyjadą m.in. mistrzowie olimpijscy Fabian Cancellara i Samuel Sanchez oraz drugi w Tour de France Cadel Evans, niegdyś regularnie zgarniający mistrzowskie medale w kolarstwie górskim.

Jednak TdP nie byłoby bez telewizji. Kolarstwo to dyscyplina, która żyje dzięki temu medium (odwdzięczając się zresztą wspaniałymi krajobrazami i dramatyzmem pełnej pościgów, podstępów i groźnie wyglądających wypadków) - to właśnie brak transmisji telewizyjnych uśmiercił Wyścig Pokoju. Dlatego z wielu sponsorów, jakich kilkanaście lat temu udało się cudem zdobyć Langowi, TVP jest najważniejsza. W aż czterech kanałach (Jedynka, Dwójka, TVP Sport i TVP Polonia) publiczny nadawca pokazuje około dwóch godzin transmisji z każdego etapu. O to, by z wszystkich ataków, ucieczek, górskich wspinaczek i kraks uczynić sensacyjne widowisko dba ta sama ekipa, która obsługuje Tour de France. Jej członkowie to cisi bohaterowie każdego etapu - bo podczas gdy kolarze wchodzący w ostre wiraże sami kontrolują swą szaleńczą jazdę, operator przycupnięty na motocyklu może liczyć jedynie na siłę ścisku kolan i łut szczęścia. Obie ręce zajmuje kamera, a ścigający kolarzy kierowca motocykla na zjazdach rozpędza się nawet do 90 km/godz.

To wszystko jednak drobiazgi, bo dla księgowych i szefów redakcji sportowych najważniejsze jest pytanie, czy ktokolwiek zechce kolarzy oglądać. I tu niespodzianka. Dla krajowych mediów nie zajmujących się sportem istnieje tylko Puchar Świata skoczków narciarskich i rozgrywki Formuły 1, tymczasem transmisje z TdP oglądają dzięki Eurosportowi 2 widzowie z 30 krajów. TVP przeciętną oglądalność w ostatnich latach szacuje na 20 milionów widzów, a bezpośrednio na trasie pojawia się 1,5 miliona ludzi. Takiej widowni nie gwarantuje żadna impreza sportowa w Polsce. I chociaż w zawodowym peletonie Polacy robią za pomocników dla wielkich gwiazd, a w TdP regularnie wygrywają Francuzi, Czesi i Niemcy, w tym roku kolarska impreza może wreszcie zdobyć w ojczyźnie popularność taką, jak niegdyś Wyścig Pokoju. Wszystko dzięki srebrnej medalistce z Pekinu Mai Włoszczowskiej. Mniejsza o to, że śliczna magister matematyki ściga się na rowerze górskim - ważne, że kolarstwo przypomniało o sobie na czołówkach gazet.

Pellizotti: Chcę wygrać Tour de Pologne ?

Team Columbia w formie przed TDP ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.