• Link został skopiowany

Wylenzek: W Polsce kajakarze trenują dla pieniędzy, nie dla pasji

- W Polsce zawodnik i trener klubowy zostają sami, bez żadnego wsparcia. Nie wiem, czy i ile trenerzy reprezentacji korzystają z badań. Zawodnik nawet najlepszego trenera - jeśli nie ma wsparcia w naukowcach, nigdy nie będzie w stanie rywalizować na takich zawodach jak igrzyska - kajakarz Tomasz Wylenzek wyjaśnia, dlaczego polskim kajakarzom nic się nie udaje na igrzyskach olimpijskich.

Świat nam ucieka, czyli polski sport chory na głowę ?

Urodzony w Świerklańcu w 1983 r. Wylenzek był utalentowanym juniorem, uczniem szkoły mistrzostwa sportowego w Wałczu i reprezentantem Polski juniorów. W tym czasie rywalizował z równie utalentowanym Łukaszem Woszczyńskim o honor reprezentowania Polski w jedynce kanadyjce. Raz wygrywał jeden, raz drugi, walka była zacięta. W wieku 17 lat, podczas zawodów w Bochum w 2000 r., zdecydował się przeprowadzić się do Niemiec, gdzie mieszkała mama. Stał się jednym z najlepszych zawodników w Niemczech, zakwalifikował się do drużyny olimpijskiej i zdobył w Atenach złoty medal. Między igrzyskami wywalczył trzy tytuły mistrza świata. W Pekinie zdobył srebro i brąz.

Woszczyńskiego w Pekinie nie było. Wybiera się na akademickie mistrzostwa świata.

Kto tropił węże, a u kogo zawodziła głowa ?

Radosław Leniarski: Wyjechał pan z Polski jako 17-latek, to chyba pan pamięta, jak się w Polsce trenowało i czy są różnice.

Tomasz Wylenzek: Pewnie, że są różnice. Po podstawówce poszedłem do szkoły mistrzostwa sportowego w Wałczu. Bardzo się tam poprawiłem, warunki są tam podobne do szkół mistrzostwa sportowego w Niemczech. Szkoła miała dużo sukcesów, wielu zawodników z tej szkoły tu dziś pływało. Uważam, że polscy zawodnicy są utalentowani, pracowici i waleczni, ale ich praca się marnuje. Za dużo pieniędzy idzie na niepotrzebne rzeczy.

Co to znaczy?

- W Polsce za dużo chce się osiągnąć przez obozy. 250-300 dni w roku poza domem - do Wałcza, za granicę - kto to wytrzyma? Przecież prawie każdy polski zawodnik jest żonaty, ma dzieci. Człowiek przyjeżdża po pół roku do domu i widzi, że jego dziecko jest dwa razy większe, niż jak wyjeżdżał. Myślę, że jak zawodnik chce pracować, to na pewno będzie lepszy w domu niż na obozie. Polacy mają idealne do tego warunki. Mieszkają w większości nad jeziorami.

A pana ile nie ma w domu?

- Cztery raz w roku wyjeżdżam na dwu-trzytygodniowe zgrupowania, do tego dochodzą zawody. W sumie około 90 dni poza domem. To jest różnica, czy człowiek jest 280 dni poza domem, czy 90. Wracam ze zgrupowania i cieszę się, że mogę ćwiczyć w domu.

Ostatnio przyszli do mnie ludzie ze związku i powiedzieli, że szykowane jest czterotygodniowe zgrupowanie w Kalifornii. Powiedziałem, że mogę jechać tylko na trzy. Czterech nie wytrzymam i jeśli się uprą, to ja zostanę w domu. Zgodzili się na trzy tygodnie. I oni byli zadowoleni, i ja. Przed igrzyskami byłem na trzytygodniowym zgrupowaniu, ale wcześniej byłem w domu.

Pracując w domu, nie odczuwam żadnej presji, wszystko zależy ode mnie. Rozmawiam często z polskimi zawodnikami i muszę powiedzieć, że jest mi ich żal. Chłopcy są utalentowani, chcą pracować, a mają wrażenie, że ktoś ich cały czas w dupę kopie, że powiem brzydko.

Zgrupowania to jedno, a co poza tym?

- Lepiej pracować trzeba w klubach. Z pieniędzy, które zaoszczędziłoby się ze zgrupowań, trzeba zatrudnić biomechaników sportowych, czyli osoby, które sprawdzałyby, jak się pływa, co nowego pojawia się na torach, lub same wymyślałyby nowe rzeczy. Wiem, że Polacy pracują z fizjologami, ale znów - tylko na obozach. Jestem w Niemczech osiem lat i moja kartoteka z wynikami badań i testów jest gruba na 15 centymetrów. Po każdych badaniach - bardzo rozbudowanych i innych niż w Polsce, ale nie chcę wchodzić w szczegóły - dostaję informację, gdzie jest niedobrze, co muszę poprawić. W Polsce zawodnik i trener klubowy zostają sami, bez żadnego wsparcia. Nie wiem, czy i ile trenerzy reprezentacji korzystają z badań. Zawodnik nawet najlepszego trenera - jeśli nie ma wsparcia w naukowcach, nigdy nie będzie w stanie rywalizować na takich zawodach jak igrzyska.

Dlatego Polacy nie odgrywają żadnej roli?

- To nie jest tak, że Polacy są słabi. Przecież co roku na mistrzostwach świata zdobywają medale. Ale na olimpiadzie wszystko idzie w dół.

Szkoda tego, co przydarzyło się Tomkowi Mendelskiemu (kontuzja spowodowała, że w dwójce zastąpił go Marek Twardowski, który musiał popłynąć rekordową wśród mężczyzn liczbę startów - trzy). Ale my wzięliśmy zawodników rezerwowych, bo prawdę mówiąc, to nie jest wielka filozofia kogoś zastąpić. Najwyżej źle popłynie jedna osada. W reprezentacji Polski przez jedną kontuzję został całkowicie zawalony start mężczyzn. Marek nie zakwalifikował się do finału jedynki, dwójka, w której zastąpił Tomka, nie popłynęła dobrze, podobnie jak czwórka z kontuzjowanym Mendelskim. Dlaczego nie pojechał rezerwowy? Przecież stać nas na to. A tak wszystko się rozpadło.

W Polsce mistrz świata w kajakach zarabia ok. 7 tys. zł miesięcznie i dostał ok. 60 tys. zł nagród za bardzo udany sezon po mistrzostwach świata. A jak jest w Niemczech?

- Pracuję na pół etatu w straży granicznej. Zarabiam w niej 400 euro. Po mistrzostwach Niemiec jadę do Cottbus i przez cztery miesiące będę pracował na polsko-niemieckiej granicy. Osiem godzin pracy i trening po południu. Następnego dnia trening przed południem i potem osiem godzin pracy. Jak się ma coś poza sportem, to nawet dobrze dla głowy. Głowa jest ważniejsza niż mięśnie. Jak się tylko i wyłącznie trenuje, to chce się rzygać, a tak właśnie jest w Polsce. Dzięki pracy pływam z pasją.

Z klubu dostaję 1 tys. euro, od związku kajakowego kolejnych 400. W sumie ok. 1,6-1,8 tys. euro miesięcznie. Czyli mniej niż moi koledzy w Polsce. Żadnych nagród ze związku albo od państwa poza igrzyskami nie dostaję. Za złoty medal otrzymałbym 15 tys. euro. Za srebrny dostanę 10 tys. euro, a za brązowy 7,5.

W Polsce trenuje się dla pieniędzy. Dlatego - mówią tak zawodnicy - w Polsce trenerzy kładą sobie kłody pod nogi, każdy jest przeciw każdemu. Nie mówię, że w Niemczech jest idealnie, ale ja czegoś takiego nie zauważyłem.

Prasa: Dziesięć medali to nie jest dobry wynik ?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany