Błońska straciła medal w siedmioboju
30 centymetrów od brązu były czwórka na 500 m kobiet i dwójka kajakarzy na 1000 m. - Nie ma znaczenia, czy były to 3 centymetry, czy 30 centymetrów - słusznie powiedział szlakowy dwójki Adam Seroczyński, jedyny spośród 12 finalistów, który zechciał porozmawiać.
Dwójka kajakarzy najdzielniej walczyła o medal. Gdyby wyścig przedłużono znienacka do 1010 m, medal byłby ich. Okazało się bowiem, że niektóre osady przeszarżowały w pierwszej połowie dystansu. Szczególnie Węgrzy Zoltan Kammerer, Gabor Kucsera. Na ostatnich 100 metrach, po kilkuset metrach prowadzenia, ledwo przesuwali się do przodu, wiosłując stwardniałymi od kwasu mlekowego mięśniami. Polacy zaś z ósmego miejsca przeskakiwali do przodu, aż znaleźli się w czołówce. Niemcy wiosłowali już poza zasięgiem Polaków, Duńczycy również, ale brązowy medal był już blisko.
- Chcieliśmy tak popłynąć. Przetestowaliśmy takie pływanie na mistrzostwach świata w Duisburgu. Zdobyliśmy tam dzięki niemu srebrny medal - powiedział Seroczyński, brązowy medalista na czwórce w Sydney. Być może niektórzy by powiedzieli, że Polacy zbyt daleko pozwolili odjechać rywalom, że strata już była nie do odrobienia.
Polacy jednak walczyli, a z lewej strony toru bronili się długim finiszem Włosi, których w Duisburgu nie było nawet w finale. Na żadnych mistrzostwach świata między Pekinem i Atenami Andrea Fachin i Antonio Scudato nie wywalczyli podium. Metę minęli o 0,072 s przed Polakami, co oznaczało brązowy medal. W Atenach Włosi byli drudzy, choć inni - Antonio Rossi i Beniamino Bonomi. - Nie wiem na czym to polega, ale wyskakują jak Filip z konopii co cztery lata. Jak minęliśmy Węgrów, myślałem, że mamy medal.
Podobnie zakończyły regaty Beata Mikołajczyk, Aneta Konieczna (dawniej Pastuszka), Edyta Dzieniszewska, Dorota Kuczkowska w czwórce na 500 m. Im do medalu zabrakło 0,048 s. Seroczyński powiedziałby pewnie "nieważne jak, ważne, że się przegrało", ale Polki niemal najsłabiej ze wszystkich popłynęły w drugiej połowie wyścigu. Po postu niemal stanęły.
Dwójka kanadyjkarzy i czwórka kajakarzy zakończyli wyścigi daleko od czołówki.
Jak się przyjrzeć dokładnie tabeli wyników, Polacy zdobyli jednak medale w Shunyi. Tylko dla innych.W węgierskiej czwórce na trzeciej dziurze wiosłowała Danuta Kozak, której mama jest Polką. Kozak mówi po polsku, ale urodziła się w Budapeszcie. Danusia - jak mówią o niej polscy trenerzy - była mistrzynią świata juniorów, brązową medalistką mistrzostw świata i teraz zdobyła srebrny medal na czwórce.
Przypadek Tomasza Wylenzka jest o wiele bardziej znaczący.Urodzony w Świerklańcu Wylenzek był utalentowanym juniorem, uczniem szkoły mistrzostwa sportowego w Wałczu i reprezentantem Polski juniorów. W wieku 17 lat, podczas zawodów w Bochum w 2000 roku zdecydował się przeprowadzić do Niemiec, gdzie mieszkała mama. Napisał właściwe podanie do Polskiego Związku Kajakowego, które zostało przyjęte.
Najlepsze jest to, co stało się z Wylenzkiem później.
Stał się jednym z najlepszych zawodników w Niemczech, zakwalifikował się do drużyny olimpijskiej wyruszającej do Aten i zdobył tam złoty medal. Miedzy igrzyskami wywalczył trzy tytuły mistrza świata. Wczoraj zdobył w ciężkiej walce srebrny medal, próbując odeprzeć atak Białorusinów, i przypłacając go wypadnięciem z łodzi na mecie, omdleniem, wizytą w szpitalu. Nawet nie mógł cieszyć się na dekoracji. Wieczorem wrócił ze szpitala jednak na tor i dziś będzie walczył o złoto na dwójce na 500 m.
Kiedy polskim juniorem był Tomasz Wylenzek, rywalizował z równie utalentowanym Łukaszem Woszczyńskim. Raz wygrywał jeden, raz drugi, walka była zacięta. Razem byli w Bochum, gdzie ich drogi się rozeszły.
Woszczyńskiego w Pekinie nie ma. Wybiera się na akademickie mistrzostwa świata. Kiedy Wylenzek wygrywał w Atenach, Woszczyński był piąty. Kiedy Wylenzek zdobywał swoje tytuły, Woszczyńskiego nie było w finale, albo przypływał daleko za swoim kolegą.
- Na Węgrzech jest rygor, w Niemczech jest dryl. Tam się wykonuje polecenia trenera. Środowisko jest niechętne zmianom. Kiedy chciałem zatrudnić jako doradcę niemieckiego trenera Lothara Shaeffera, pomysł został storpedowany przez środowisko - wyjaśnia rozbieżności w karierze prezes związku Ryszard Seruga. Ponieważ Schaeffer to enerdowski trener, na szczęście nadal pracuje dla Iranu.
Dzisiaj startują osady na 500 m. Przede wszystkim dwójka Marek Twardowski, Adam Wysocki, złożona już tu, w Pekinie z przymusu, po kontuzji jednego z zawodników. Trudno im będzie walczyć o medal, bo forma Twardowskiego jest słaba. Brązowy medalista mistrzostw świata w jedynce z 2007 roku, mistrz świata z 2006 nie awansował do finału, a prowadzona przez niego czwórka przypłynęła szósta.
Być może łatwiej będzie dwójce kobiecej - ma spore szanse na brązowy medal. Aneta Konieczna spróbuje obronić brąz jaki zdobyła cztery lata temu w Atenach. Startują też kanadyjkarze: Paweł Baraszkiewicz na jedynce i dwójka Daniel Jędraszko, Paweł Rynkiewicz.
Nurowski odchodzić nie chce. Uparcie wierzy jeszcze w medale