Andriej Lewit , trener Leszka Blanika: Wiedziałem, że Leszek jest dobrze przygotowany. W finale trzeba było tylko wytrzymać nerwowo. Leszek wytrzymał. Ja? Trener nie jest od tego, żeby się denerwować.
- Wierzcie mi, że się cieszę. Mam największą zawodową satysfakcję w życiu, można powiedzieć, że taki "profesjonalny trenerski orgazm".
- Dragulescu przeżył dramat. Ale to jest sport, gdzie trzeba oddać dwa skoki. Marian od wielu tygodni miał problem z ustaniem tego drugiego. To było już wiadomo przed konkursem.
- Po drugim skoku Leszka. W gimnastyce nie da się przeskoczyć pewnych rzeczy. Wiadomo, jakie kto oddaje skoki i z czym ma problemy. Obie ewolucje Leszka są maksymalnie trudne. Wykonał je dobrze, więc musiał być medal.
- Jak upadł Dragulescu. Białorusin nie miał już szans pokonać Leszka. Też widzieliśmy go na treningu. Miał spore problemy.
- Na igrzyskach treningi są wspólne. Trenerzy patrzą i wiedzą, co jest grane. Tylko Dragulescu mógł pokonać Leszka, zakładając, że wszystko się uda w naszych skokach. Marian miał świetny program, ale mu nie wyszło.
- Na najwyższym poziomie. Jeśli ktoś pośle dziecko na gimnastykę, to może być spokojny, że będzie miało proste plecy i będzie się dobrze czuło. Gimnastyka zaczyna być niebezpieczna na takim poziomie jak dziś w finale. Jeden zły ruch może kosztować wiele, ale też wykonawcy są najlepsi na świecie.
- Może i będą, ale drugiego takiego jak Leszek prędko nie zobaczymy. Młodzi sportowcy to jedno, a druga sprawa to sprzęt i miejsce do uprawiania gimnastyki.
- Sala jest za mała. Ale to niejedyne utrudnienie. Trzeba też czekać, aż studenci skończą zajęcia albo choć przejdą na drugą stronę sali. Myślę, że gdyby trafiło na innego człowieka, toby nie dał rady. Ale Leszek był tak ambitny i pracowity, że jakoś mu to nie przeszkadzało.
- Jesteśmy profesjonalistami. To jest układ trener - zawodnik w najczystszej postaci. Mamy do siebie ogromne zaufanie. Praca z Leszkiem jest wielką przyjemnością. I przynosi satysfakcję.
- W tym sporcie nie ma w ogóle miejsca na alkohol. Jedna sekunda nieuwagi i można skończyć na wózku inwalidzkim. Można się napić trochę po zawodach albo na urlopie, ale nigdy w normalnym treningu.
- Dziś będzie szampan. Można, bo jutro nie skaczemy (śmiech).
- Wiara w siebie i determinacja, żeby dążyć do celu.
- Charakter ani trochę. Ale wydoroślał. Stał się prawdziwym mistrzem. Wielkim szacunkiem darzę też rodzinę Leszka, zwłaszcza ojca. Mam w pamięci historię, jak niósł go do karetki po ataku astmy. Leszek w dzieciństwie chorował. To dzięki rodzicom trafił do sportu. To, że nie ma rzeczy niemożliwych, Leszek wyniósł z domu. To go ukształtowało. Czapki z głów. Ten medal jest także dla jego rodziny.
- Prezes związku wskazał na chłopaka i powiedział, że to jest materiał na mistrza. Spojrzałem mu w oczy i wiedziałem, że może być dobrze. Powiedziałem mu jednak od razu, że będzie ciężko, a nawet bardzo ciężko. Odpowiedział, że jest na to przygotowany. Złapaliśmy kontakt. Leszek został mistrzem olimpijskim m.in. dlatego, że wiele lat temu zaufał mi. Uznałem, że najlepszy jest w skoku, i stopniowo odrzucaliśmy inne przyrządy. W wieloboju nie osiągnąłby tyle.
- Wy chyba nie wiecie, ile Leszek ma lat. Dla 30-letniego faceta gimnastyka na najwyższym poziomie to jest niemal nadludzki wysiłek. Rygor treningowy, utrzymanie wagi, fizjologia, Leszek dokonał czegoś niesamowitego, zdobywając w tym wieku wszystko, co było do zdobycia.
- Zobaczymy, co zdecyduje Leszek w 2009 r. Jeśli zostanę w Polsce, być może będę szukał nowych talentów. Ale na igrzyska w Londynie na medal nie da się już nikogo przygotować. Za mało czasu.
Blanik: Zastanawiam się, dlaczego Najwyższy na to pozwolił... ?