Kwestionariusz - Refleksja nad zbitą szybą

Bogusław Wołoszański: Tenis jest absolutnie numerem jeden, to od wielu lat moje podstawowe hobby...

Duże niedopatrzenie: na pana oficjalnej stronie internetowej, w rubryce hobby, nie ma tenisa.

- To niemożliwe! Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi. Tenis jest absolutnie numerem jeden, to od wielu lat moje podstawowe hobby.

Odkryliśmy sensację XXI wieku?

- Można tak powiedzieć.

Czy wśród około tysiąca odcinków "Sensacji XX wieku" był choć jeden poświęcony tenisowi lub tenisiście?

- Nie. Pewnie dlatego, że i tenis, i tenisiści są dla mnie poza brudną, polityczną grą, o której opowiadały "Sensacje". Rozmyślnie pozostawiałem tenis poza sferą polityki, spraw niedobrych i brzydkich.

Naprawdę? Kort to przecież wymarzone miejsce na spotkanie szpiegów. Trudno podsłuchać rozmowę, łatwo przekazać meldunek, mikrofilm

- To prawda. Proszę pamiętać, że tenis odgrywa w wywiadzie bardzo ważną rolę, jako czynnik łączący ludzi. Nie bez powodu Marian Zacharski, nasz najbardziej znany szpieg, zaczął zdobywanie największych amerykańskich tajemnic od gry w tenisa. Swoją "ofiarę" poznał właśnie na korcie. Wielu wielkich tego świata grało w tenisa. Na przykład Mussolini, jego zięć hrabia Ciano, nawet Goering, mimo tuszy, również był bardzo dobrym tenisistą. W swoim pałacyku myśliwskim pod Berlinem miał piękny kort. Zachował się nawet film archiwalny, na którym widać, że ten grubas całkiem sprawnie sobie radził. W ogóle dla przedwojennych dyplomatów tenis był sportem obowiązkowym.

A jak pan trafił na kort? W poszukiwaniu tematu do reportażu?

- Nie, przez kumoterstwo. Bernard Rejniak, właściciel kortów, na których rozmawiamy, był moim sąsiadem. Znamy się już ponad dwadzieścia lat i to on mnie namówił. A namawiał tak długo, że dopiero w 2002 roku, mając 52 lata, znów stanąłem na korcie.

Znów?

- Jeszcze jako uczeń szkoły średniej usiłowałem grać w tenisa, ale pokus sportowych było wtedy naprawdę wiele. Dziś bardzo żałuję, że tenis zszedł na daleki plan, i że wróciłem do niego tak późno.

Z tego wniosek, że swojej pierwszej rakiety nie znalazł pan w starych bunkrach, które tak pan lubił przeszukiwać?

- Moja pierwsza rakieta była bardzo stara i bardzo drewniana.

Jakie jest pana pierwsze tenisowe wspomnienie z kortu?

- Wybita szyba u Bernarda. Jak wiadomo, początki są bardzo trudne. Odbiłem piłkę za mocno, za wysoko Na szczęście szyba była malutka.

Ogląda pan tenis "na żywo"?

- Bardzo chętnie, jeśli tylko mam na to czas. I zawsze jest to czas refleksji nad perfekcją, do jakiej dochodzą najlepsi. Patrzę sobie na nich z podziwem i właśnie z refleksją nad przemijaniem czasu.

Najlepszy mecz, jaki pan widział?

- Trudno powiedzieć Może dlatego, że umiejętności tenisistów rozwijają się tak szybko, że każdy następny pojedynek mistrzów wydaje się jeszcze lepszy od poprzedniego meczu i poprzednich mistrzów. Kiedyś zachwycali nas Borg, Lendl i inni, ale dziś, z perspektywy lat, ich tenis wydaje się jakiś taki...

Dwudziestowieczny?

- Właśnie.

Z tego wniosek, że trudno będzie panu odpowiedzieć na pytanie o idola, czy ulubionego gracza.

- Tak, nigdy kogoś takiego nie miałem. Zawsze z największą przyjemnością oglądam mistrzów, ale do żadnego się nie przyzwyczajam.

A z kim chciałby pan zagrać debla albo miksta?

- Hmm, idąc na tenisa nie myślę o grze, tylko o samym wysiłku i przyjemności, jaką mi daje wejście na kort. Mecz, rywalizacja, dążenie do zwycięstwa, do potwierdzenia swoich umiejętności, takiej przyjemności już mi nie sprawiają. Moja praca to wielogodzinne siedzenie przy komputerze w domu albo nad dokumentami w archiwum. Szukałem więc ruchu i znalazłem tylko trzy sporty, które dają mi frajdę: tenis, rower i narty. Nigdy jednak nie brałem udziału w żadnych zawodach. Wystarcza mi walka z samym sobą, a nie rywalem po drugiej stronie siatki.

Co jest pana najsilniejszą bronią, a co najsłabszą stroną?

- Najsilniejszą bronią jest wzrost i zasięg ramion. A najsłabszą stroną wzrost. Przy 191 centymetrach trudno szybko i zwinnie poruszać się po korcie.

Jak zachęcałby pan wnuka czy przyjaciół do pójścia na kort?

- Ależ ja to robię! Opowiadam im przede wszystkim o atmosferze. Na tenisa przychodzi się po to, aby się strasznie spocić, potem wziąć prysznic, a na koniec z fajnymi, sympatycznymi ludźmi pogadać przy kawie. I w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zrzucenia kilograma nadwagi pojechać do domu. To najlepsza metoda na rozładowanie stresu.

Bogusław Wołoszański

Urodził się 22 marca 1950 roku. Przez 32 lata pracował w TVP. Autor programów telewizyjnych ("Sensacje XX wieku", "Punkt krytyczny", "Archiwum XX wieku", "To jest historia"), audycji radiowych, artykułów prasowych oraz książek przedstawiających mechanizmy polityczne i gospodarcze XX wieku. Na postawie jego scenariusza powstał serial "Tajemnica Twierdzy Szyfrów".

Copyright © Agora SA