Jak już informowaliśmy, białostoczanin w parze z Romanem Rynkiewiczem na ostatnim sprawdzianie na obozie w Płowdiw w bezpośrednim wyścigu na 500 m pokonał parę Daniel Jędraszko/Paweł Baraszkiewicz. Po tym wyścigu miejsce w kadrze stracił Jędraszko (Baraszkiewicz wystartuje jeszcze w jedynce i dwójce na 1000 m). Sam Jędraszko pisemnie przyznał, że przegrał rywalizację, i pogodził się z tym, że do Pekinu nie poleci. Jednak pod wpływem działaczy swego klubu Posnanii zmienił zdanie. Prezesowi Polskiego Związku Kajakowego Ryszardowi Serudze przedstawił pismo, że jest w pełni sił i gotowy do startu w igrzyskach.
- Zmian w osadzie można dokonać, gdy zawodnik zgłosi kontuzję lub niedyspozycję - mówił nam w niedzielę Seruga. - Ale teraz, gdy Jędraszko zmienił zdanie, wykluczenie z kadry może grozić dla nas sądem. Więc nie wiem, jak sprawa się rozstrzygnie.
Za to zdania nie zmienia trener kadry.
- Jeszcze przed wyjazdem na obóz do Bułgarii zaznaczyłem, że zmiany w osadach mogą być - twierdzi Kołybelnikow. - Już na miejscu w Płowdiw ogłosiłem zawodnikom, że ostatnie sprawdziany zadecydują, kto pojedzie do Pekinu. Do uczciwej rywalizacji stanęły dwie osady. Para Skowroński/Rynkiewicz wygrała o 0,5 s. Na igrzyskach jest tak wyrównana rywalizacja, że w tym przedziale czasowym może zmieścić się nawet pięć osad. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że do Pekinu powinna jechać zwycięska osada, ale decyzja należy do prezesa Serugi.
Wczoraj z prezesem nie udało nam się skontaktować. W całym tym zamieszaniu sam Skowroński nie wie, co ma robić.
- Gdy przyjechaliśmy z Bułgarii, trener powiedział mi, że mam się stawić na ślubowaniu olimpijskim, i ja tego się trzymam - mówi Skowroński. - Ze mną prezes Seruga nie kontaktował się i we wtorek jadę do Warszawy na ślubowanie. Nieoficjalnie doszły do mnie słuchy, że mają być jeszcze jakieś rozmowy. Słyszałem także, że mogę pojechać do Pekinu i dopiero tam zostanie podjęta decyzja, kto wystartuje.