Celtics mistrzami NBA!

Boston Celtics po raz 17 w historii zostali mistrzami NBA. W szóstym finałowym meczu Celtowie zdemolowali Los Angeles Lakers 131:92. Po 22 latach NBA znowu jest zielona

Supergigant: Green power!

- To jest powód dla którego tu przyszliśmy. To jest powód dla którego znaleźliśmy się tutaj razem - mówił po meczu Kevin Garnett. Wzruszony zawodnik Bostonu po końcowej syrenie rzucił się na legendę Celtics Billa Russella i zapytał: Czy jesteś z nas dumny?

We wtorkowy wieczór wszystkie obecne na hali byłe gwiazdy Celtics mogły czuć się dumne. Drużyna Doca Riversa zagrała niemal perfekcyjny mecz. Zdemolowała rywala potwierdzając dominację w całym sezonie. Wygrana 39 punktami to drugie w historii najwyższe zwycięstwo w historii finału ligi NBA (w 1998 roku Bulls upokorzyli Jazz 96:54).

Świetnie zagrali Ray Allen i Kevin Garnett. Allen, który w play offach miał problemy z ustabilizowaniem formy, w ostatnim meczu był zabójczo skuteczny. Trafił siedem trójek (na dziewięć prób) i w sumie zdobył 26 punktów. Garnett jak zwykle królował pod koszem (zdobył 26 punktów i 14 zbiórek) i imponował zaangażowaniem. Słabiej tym razem wpadł Paul Pierce, ale w przekroju całej rywalizacji to on został uznany MVP finałów.

Wtorkowy mecz był znakomitym ukoronowaniem sezonu Celtics. Tylko pierwsza kwarta meczu była wyrównana. W Celtic od początku świetnie spisywali Allen i Garnett. Grę Lakers ciągnął Kobe Bryant, który seryjnie trafiał za trzy punkty. Po pierwszej kwarcie gospodarze prowadzili tylko 24:20.

Popis Celtics rozpoczął się w drugiej części gry. Znów świetnie zagrali rezerwowi Posey i House. Ich celne rzuty za trzy punkty i dobra gra Paula Pierce'a powiększała przewagę drużyny Doca Riversa. Końcówka kwarty należała do Kevina Garnetta. Niezwykle zmotywowany skrzydłowy w ostatnich dwóch minutach zdobył 5 punktów i zaliczył dwie asysty. Na przerwę Celtics schodzi prowadząc 58:35 i mistrzostwo było na wyciągnięcie ręki.

W drugiej połowie bezradni Lakers nie byli już w stanie nawiązać walki. Pudłował Bryant, zupełnie niewidoczny był Gasol, a ekipie Celtics wychodziło prawie wszystko. Pod koszem szaleli Garnett i PJ Brown, skuteczny był rozgrywający Rajon Rondo. Z dystansu trafiał Allen.

Jego strzelecki popis trwał w czwartej kwarcie. Snajper Celtics w ciągu dwóch minut trzy razy trafił z dystansu ostatecznie pozbawiając Lakersów złudzeń. W końcówce trener Doc Rivers dał pograć rezerwowym, a Garnett i Pierce nerwowo oczekiwali na końcową syrenę, po której mogli zacząć świętować pierwszy w karierze tytuł mistrzowski. Garnett czekał na niego 12 lat, o rok dłużej niż Ray Allen i o cztery dłużej niż Pierce.

Na taki finał czekała też cała NBA. Rok temu zmagania San Antonio Spurs i Cleveland Cavaliers miały katastrofalną oglądalność. W tym sezonie rywalizacja dwóch najbardziej utytułowanych drużyn w historii ligi dostarczyła widzom tego, co lubią najbardziej. Mieliśmy pojedynki snajperskie (Pierce i Bryant), wielkie emocje (w czwartym meczu Celtics wygrali odrabiając 24 punkty straty) i dramatyczne momenty (kontuzja Pierce'a w pierwszym meczu). Kibiców znów ogarnął szał NBA. Finał cieszył się tak wielkim zainteresowaniem, że ceny biletów na piąty mecz sięgały rekordowej sumy 65 tysięcy dolarów! Ta koniunktura może się utrzymać. Gwiazdy Celtics stać jeszcze na kilka sezonów gry na wysokim poziomie, a młoda i utalentowana drużyna Lakers ma wszelkie atuty, by w przyszłości znów walczyć o najwyższe cele.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.