Viva Espana!

Wspaniały początek Euro 2008 Hiszpanów. David Villa ustrzelił hat tricka, jedno trafienie dołożył Cesc Fabregas i Rosja została rozgromiona 4:1

Luis Aragones, trener piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego nie miał łatwego życia nie tyle ostatnio, co niemal od początku swojej przygody reprezentacją. W tym roku zbierał cięgi za brak powołania dla przeżywającego drugą młodość Raula, w tym tygodniu - za to, że postanowił posadzić na ławce Fabregasa, kto wie, czy nie najlepszego obecnie środkowego pomocnika świata. Doszło do tego, że w Hiszpanii mało kto wierzył w sukces reprezentacji. Nawet słynne "gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze" nie było wszechobecne. Kto wie, może wkrótce powiedzenie zawiedzionych brakiem sukcesów swoich piłkarzy Hiszpanów zostanie przemienione na "gramy jak nigdy, wygrywamy jak nigdy".

Typowana na czarnego konia Rosja nie grała wcale źle. Problem drużyny Guusa Hiddinka polegał na tym, że miała pecha - słupek i poprzeczka - oraz, że Hiszpanie zagrali bezbłędnie. Aragones tak, jak obiecał, zostawił na ławce Fabregasa. Na boisko posłał za to trzech innych środkowych pomocników (Senna, Xavi, Iniesta), a czwarty piłkarz w drugiej linii - David Silva - w Valencii równie często co na lewej flance, grywa też w środku. Efekt? Prostopadłe piłki co i rusz rozrywały obronę Rosji, a Villa i Fernando Torres siali popłoch pod bramką Igora Akinfiejewa. Bramkarz CSKA pierwszy raz wyciągał piłkę z bramki w 20 minucie - Torres w dogodnej sytuacji nie zdecydował się na strzał, odegrał do Villi, a ten nie miał problemów ze strzeleniem gola. Po asie Valencii widać było, że słabiutki sezon jego klubu (on sam grał nieźle - w lidze zdobył 18 goli) obudził w nim głód wielkiej piłki. Apetyt tak duży, że Villa jeszcze dwa razy znalazł sposób na Akinfiejewa, a w końcówce zaliczył jeszcze asystę przy golu Fabregasa.

Snajper spokojem imponuje nie tylko w polu karnym. - Oczywiście cieszę się z moich bramek, z naszej gry, ale daleki jestem od zachwytu. To tylko jeden mecz, my, Hiszpanie, mamy skłonność do szybkiego wpadania w euforię. My, piłkarze, nie możemy sobie na to pozwolić - niemal bez emocji tłumaczył bohater.

Za to Aragones nie mógł sobie odmówić odrobiny złośliwości. - Ciekawe, co teraz powiedzą moi krytycy? Uważam, że wystawiłem dziś do gry najlepszych piłkarzy. Wynik udowadnia, że najwyraźniej miałem rację - podkreślał 70-letni szkoleniowiec.

Hiddink był wyraźnie smutny. - Kiedy przegrywa się 1:4, ciężko znaleźć jakiś pozytyw w grze. Wierzę jednak, że porażka nie załamie moich piłkarzy. Dziś po prostu nikt nie wygrałby z Hiszpanią - nie krył holenderski selekcjoner Rosjan.

A w zachwycie nad Hiszpanami warto pamiętać, że dwa lata temu w pierwszym mundialu zagrali jeszcze lepiej. Wygrali z Ukrainą 4:0. Potem w 1/8 finału z marzeń o medalu wyleczyli ich jednak Francuzi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.