Turniej w Kakamigahara był najważniejszą tegoroczną imprezą hokejową. Polska reprezentacja trenera Macieja Matuszyńskiego, złożona z wielkopolskich graczy, przygotowywała się do niej od dawna. Przez całe tygodnie trenowała na zgrupowaniach w Republice Południowej Afryki, Anglii i Hiszpanii. Wszystko prawdopodobnie na nic, bo już po pierwszych dniach turnieju Polacy niemalże stracili szanse na Pekin. I to zanim spotkali się z głównym faworytem imprezy, Niemcami.
Biało-czerwoni już w pierwszym meczu turnieju przegrali z Malezją 1:2 (1:0). Polacy w meczu z Malezyjczykami - uważanymi za drużynę równą nam poziomem - prowadzili. W 20. min meczu bramkę zdobył Dariusz Rachwalski. Zaraz na początku drugiej połowy wyrównał jednak Tajuddin Tengku Abdul Jalil. Ten sam zawodnik w 58. min wykończył krótki róg, który dał Malezji prowadzenie i w konsekwencji zwycięstwo.
Podłamani i tkwiący myślami wciąż w przegranym meczu z Malezyjczykami polscy laskarze zostali wręcz zdeklasowani przez gospodarzy, Japończyków. Przewaga Azjatów była miażdżąca. Laskarze Japonii wygrali aż 6:1 (2:1). Jedyną bramkę dla Polaków zdobył Tomasz Dutkiewicz z rzutu karnego.
Dziś w Kakamigahara jest dzień przerwy. We wtorek rano naszego czasu Polacy zagrają ze Szwajcarami. Tylko cud mógłby jednak sprawić, by nawet przy komplecie zwycięstw do końca (zostały mecze ze Szwajcarią, Włochami i Niemcami) awansowali do finału. Zwłaszcza że Niemcy wygrywają wysoko mecz za meczem, a na igrzyska awansuje tylko jedna ekipa.