Zadecyduje piąty mecz

Mimo ambitnej postawy siatkarze Asseco Resovii przegrali po tie-breaku czwarty mecz ćwierćfinałowej rywalizacji play-off w Polskiej Lidze Siatkówki z Mlekpolem AZS Olsztyn. Tym samym w walce o półfinał jest remis 2:2, a o awansie do strefy medalowej zadecyduje wtorkowe spotkanie, który odbędzie się w Olsztynie.

Resoviacy po piątkowym zwycięstwie i objęciu prowadzenia 2:1 w rywalizacji do trzech zwycięstw, w sobotę chcieli postawić "kropkę nad i" i zakończyć ćwierćfinałowe starcie z Mlekpolem przed własną publicznością.

Po swojej stronie mieli przewagę psychologiczną, bowiem to przyjezdni byli faworytem tego ćwierćfinału, a ewentualna porażka w Rzeszowie spowodowałaby najsłabszy od wielu lat sezon akademików i w Olsztynie mogłyby "polecieć głowy". - Po piątkowym meczu nie było jakichś męskich rozmów. Myślę, że na tym etapie każdy z nas wie o co gra i każdy przeanalizował swoje błędy. Wiadomo też było, że musimy grać zespołowo i się wspierać - mówił kapitan Mlekpolu Paweł Zagumny. - Sobotni mecz to zupełnie nowy rozdział. Piątkowa nasza wygrana nie będzie miała na niego wpływu - stwierdził z kolei Andrzej Kowal, trener Asseco Resovii.

Pech Piotra Łuki

Olsztynianie co prawda sobotnie spotkanie rozpoczęli lepiej niż piątkową potyczkę, ale resoviacy nie ustępowali rywalom kroku. Niestety, przy stanie 8:9 boisko musiał opuścić przyjmujący Piotr Łuka, który doznał kontuzji pleców. - To się stało dwie akcje wcześniej, przy zagrywce. Coś mnie zabolało z lewej strony kręgosłupa, ale jeszcze chwilę zagrałem. Później, niestety, nie dałem rady - tłumaczył zmartwiony zawodnik.

Jego uraz mocno skomplikował sytuację rzeszowian. Trener Kowal musiał dokonać zmiany i wpuścić na boisko Czecha Karela Kvasnićkę - jedynego przyjmującego na ławce rezerwowych, a żeby nie przekroczyć limitu trzech obcokrajowców na boisku, plac gry musiał opuścić też serbski rozgrywający Ivan Ilić. Jego miejsce zajął powracający po kontuzji Tomasz Kozłowski. Z nim na rozegraniu Resovia nie grała już tak szybko i dokładnie jak wcześniej. Zaczęły mnożyć się proste błędy, które skwapliwie wykorzystywali olsztynianie. - Taki jest sport. Nas też los nie oszczędzał przez cały sezon. To jest wkalkulowane w sport. To nie nasza wina - mówił Zagumny.

Eksperymenty w składzie

Kontuzja Piotra Łuki spowodowała, że rzeszowianie zostali praktycznie tylko z jednym zdrowym przyjmującym, Serbem Aleksandrem Mitroviciem. Czech Karel Kvasnićka gra bowiem z kontuzją i praktycznie nie może atakować. W takiej sytuacji w rzeszowskim obozie zaczęto eksperymentować i w drugim secie miejsce Łuki zajął Tomasz Józefacki, nominalnie atakujący. - Założenie było takie, że Mitrović i Ignaczak mieli wspomagać w przyjęciu "Józka", ale okazało się, że Olsztyn to szybciutko wykorzystał. Zdecydowałem się na Tomka, bo Kvasnićka miał w ogóle nie grać w tym meczu - tłumaczył trener Kowal.

Słabe przyjęcie rzeszowian, a co za tym idzie słabszy też atak, wymusiło jednak na szkoleniowcu kolejne zmiany i w trzecim secie na boisku pojawił się jednak Kvasnićka. By jednak nie został przekroczony limit obcokrajowców, na środku bloku za Kubańczyka Ihosvany Hernandeza pojawił się Michał Kaczmarek. - Nie było sensu dalej grać z Józefackim na przyjęciu i zaryzykowaliśmy z Kvasnićką - stwierdził szkoleniowiec Resovii. - Dwa sety przegraliśmy przez to, że szukaliśmy ustawienia, w którym moglibyśmy grać. A takie ruchy w trakcie meczu to jakby szukanie igły w stogu siana, bo naprawdę ciężko jest w takiej sytuacji poukładać skład - dodał Kaczmarek.

Pomogli kibice

Okazało się, że manewr z kontuzjowanym Kvasnićką w składzie okazał się słuszny, bowiem resoviacy zaczęli grać lepiej. Mimo iż Czech praktycznie nie atakował, to w przyjęciu sporo pomógł kolegom, którzy mocno się zmobilizowali i zaczęli prowadzić grę. Coraz więcej było bloków, obron i skutecznych kontr. Ciężar gry w ataku wzięli na siebie środkowi, a także Papke i Mitrović. Do wszystkiego dołączyli się także kibice, którzy swoim dopingiem ponieśli rzeszowian do pewnych zwycięstw w trzecim i czwartym secie. - Chciałbym za to im podziękować. Odkąd pamiętam, to nie było w Rzeszowie jeszcze takiej atmosfery. Właśnie dla tych kibiców będziemy we wtorek walczyć o zwycięstwo i damy z siebie wszystko - stwierdził Kowal.

Za dużo błędów

Pod koniec czwartego seta trener przyjezdnych Mariusz Sordyl zdjął z boiska praktycznie całą pierwszą szóstkę swojego zespołu. Później w kwadracie dla rezerwowych długo z nimi dyskutował. - Wiedziałem, że przy takiej publiczności w przerwie między setami niewiele będzie można powiedzieć. Dlatego porozmawialiśmy wcześniej - mówił szkoleniowiec. - Trener dawał nam rady takie bardziej na pobudzenie, bo ja na przykład praktycznie całą partię przesiedziałem na ławce - dodawał Grzegorz Szymański, atakujący Mlekpolu.

Rady trenera Sordyla okazały się skuteczne, bowiem olsztynianie wyszli znowu mocno zmobilizowani. Resoviacy natomiast w decydującej partii popełnili za dużo błędów własnych, przez co mecz wygrali goście i wyrównali stan rywalizacji. - Przy stanie 10:9 dla nas wszystko było jeszcze sprawą otwartą. Później rzeszowianie oddali nam dwie czy trzy piłki, które zaatakowali w aut. Szczęście dopisało nam i wróciliśmy z dalekiej podróży - stwierdził Szymański. - Szkoda, że w tie-breaku Mlekpol nam odjechał. Ten mój atak w aut... Liniowy mógł pokazać inaczej. Centymetr w tę czy w tę. Gramy przecież u siebie - żałował Kaczmarek.

Wracają do Olsztyna

Teraz rywalizacja przeniesie się do stolicy Warmii i Mazur, gdzie we wtorek odbędzie się piąte decydujące spotkanie. Przy braku Piotra Łuki szanse rzeszowian na zwycięstwo w tym meczu znacząco zmalały. - Trudno, co zrobić. Najwyżej będziemy uczyć Tomka Józefackiego przyjmować albo ja ściągnę marynarkę i wyjdę na boisko - mówi trener Kowal, który nie tak dawno występował jeszcze na boisku właśnie jako przyjmujący. - Nie ma się co jednak załamywać. Trzeba zrobić wszystko, żeby zaprezentować się jak najlepiej. Większe szanse ma Olsztyn, ale zrobimy wszystko, żeby wygrać. Na pewno zostawimy serce i zdrowie na boisku w Olsztynie - dodaje rzeszowski szkoleniowiec.

Emocji zabraknąć nie powinno, bo obie drużyny pokazały, jak bardzo zależy im, by awansować dalej. Być może ponownie o zwycięstwie zadecyduje tie-break. - Oby nie, bo można już dostać zawału - stwierdził Szymański. - Jeśli miałby być tie-break to oby zwycięski dla nas - dodał Kaczmarek.

marcin.lew@rzeszow.agora.pl

ASSECO RESOVIA 2 (17, 19, 25, 25, 11)

MLEKPOL AZS OLSZTYN 3 (25, 25, 20, 17, 15)

Resovia: Ilić, Łuka, Gunia, Papke, Mitrović, Hernandez oraz Ignaczak (libero), Józefacki, Kvasnićka, Kozłowski, Kaczmarek.

Mlekpol: Zagumny, Ruciak, Grzyb, Szymański, Andrae, Możdżonek oraz Lambourne (libero), Tanik, Siezieniewski, Dehne, Lubiejewski.

Sędziowali: Andrzej Lemek (Kraków) i Maciej Twardowski (Radom)

Widzów: 4,5 tys.

Stan rywalizacji: 2:2. Piąty, decydujący mecz we wtorek w Olsztynie.

Kibice jadą do Olsztyna

Stowarzyszenie Sympatyków Piłki Siatkowej Resovii organizuje wyjazd na wtorkowy mecz do Olsztyna. Wyjazd z Rzeszowa we wtorek w godzinach rannych. Planowany powrót w środę także w godzinach rannych. Kosz wyjazdu to 20 zł dla członków SSPS-u i 40 zł dla pozostałych osób. Zapisy odbędą się w klubie Remont przy ul. Mochnackiego w poniedziałek w godzinach od 18 do 19.

Copyright © Agora SA