Do tego stopnia, że nawet w początkach profesjonalnej kariery, bez wcześniejszego rezerwowania biletów, jechał do jednego z chicagowskich "theatres". Z czasem jednak zarzucił te eskapady. Nie wystarczało już ubieranie długich płaszczy i skrywanie się za czarnymi okularami. Coraz bardziej denerwowało go to, że musiał wchodzić na salę już po rozpoczęciu projekcji, a wychodzić przed jej zakończeniem. Gdy kiedyś zasiedział się na "Indiana Jones", długo nie mógł opuścić sali.
Dziś w jego posiadłości na chicagowskim przedmieściu Highland Park w głównym miejscu stoi gigantycznych rozmiarów telewizor.