W sobotnim meczu z Werderem 22-letni skrzydłowy, największy talent w polskiej piłce, został zniesiony z boiska w 43. minucie.
Jakub Błaszczykowski: Kontuzja, którą powinienem wyleczyć w dwa-trzy tygodnie, trwa już prawie dwa miesiące i końca nie widać. Za wesoło więc nie jest. Ale teraz, jak już kłopoty się skończą, to... skończą się na dobre. Wreszcie w Dortmundzie pozwolono mi leczyć się w Polsce. Mam nadzieję, że po konsultacjach z doktorem Jerzym Wielkoszyńskim, do którego mam pełne zaufanie, będę gotowy. Pewne jest jedno: nie wrócę na boisko, jeśli nie będę w stu procentach zdrowy.
- Jeżeli badania wykażą, że na udzie nie ma żadnych blizn i będę pewny, że nic mi się nie stanie - zagram. Jednak jeśli będzie choć jeden procent wątpliwości, nie zgodzę się. Niemcy chcą, ale... trudno. Można powiedzieć, że sami są sobie trochę winni. Już dawno bym grał, gdyby po pierwszym urazie od razu pozwolili mi przyjechać do Polski. Kazali leczyć się w Dortmundzie. Po trzecim urazie już nie protestowali.
- Nie. Robiłem wszystko, co chcieli lekarze. Dzień przed meczem z Werderem zapewniali mnie, że z medycznego punktu widzenia wszystko jest OK. Ja również dobrze się czułem, ale wiadomo, jak się skończyło.
- Każdy tydzień bez gry to dla mnie cofanie się. Brakuje mi czucia piłki, pewności gry. Denerwuje mnie ta sytuacja, ale wiem, że teraz potrzebna mi jest nie złość, tylko podwójna cierpliwość, żeby znów uraz się nie odnowił. Będę chciał wrócić jak najszybciej, ale doktor Wielkoszyński ostudzi moją głowę. Jak powie: "Możesz grać", znaczy, że jestem zdrowy.
Chcę być w pełnej formie, grać w Bundeslidze i zaczekać na majowe decyzje selekcjonera. Wcale nie jest powiedziane, że pojadę na Euro.
- A ja bez trudu mogę sobie wyobrazić brak nazwiska Błaszczykowski na liście powołanych. Są nowi zawodnicy, parcie na grę w kadrze jest ogromne. Ale łatwo się nie poddam. Moja nadzieja w tym, że do mistrzostw Europy jeszcze trzy miesiące.
- Ostatnie mecze wyglądały nieźle. Ale nie znaczy to, że gdybym grał, to... nie byłoby lepiej. Swoją wartość znam i rywalizacji nie tylko się nie boję, ale wręcz ją lubię.
- [śmiech] Poprzeczka w reprezentacji zawsze wisiała wysoko. Gratuluję Wojtkowi gola strzelonego Petrowi Czechowi. Fajnie, naprawdę. Ale nikt nie wie, co ja bym zrobił, grając z Czechami.
- Jest paru ciekawych zawodników. Z opowiadań wujka, Jurka Brzęczka, znam dobrze Michała Pazdana. Grają razem w Górniku i Jurek go chwali. Adam Kokoszka mało gra w Wiśle, ale został kapitanem reprezentacji. Beenhakker nie daje opaski komuś przypadkowemu, więc musi w nim coś widzieć. Z reguły jest tak, że Beenhakker się nie myli. Chciałem jeszcze pochwalić Grosickiego, który grał na mojej pozycji. Miał pozaboiskowe problemy z hazardem, ale kiedy młody człowiek nagle ma mnóstwo pieniędzy, może zwariować. Mnie przypilnował Jurek. Po Kamilu widać już na boisku, że dojrzewa jako człowiek i jako piłkarz.
- To prawda.
- Nie możemy myśleć, że jedziemy tam przegrać, a będzie, co będzie.
- Na razie cisza i spokój. Ale przyjdzie czas, że będzie głośno. Bardzo.
- Bardzo. Różnica między nią a ligą polską jest ogromna. Co tydzień występuję przeciwko reprezentantom różnych krajów. Poziom jest wyższy, kibiców na ładniejszych stadionach też dużo więcej.
- To dobry piłkarz. Jeśli tylko może pomóc reprezentacji, jestem jak najbardziej za!