Od przyjścia do Boltonu Rasiak ma pecha. Tydzień temu w przegranym 1:4 spotkaniu z Blackburn strzelił gola, którego sędzia nie uznał. Wcześniej w debiucie z Portsmouth jego strzał instynktownie odbił David James. Kilka dni temu Polak w końcu trafił do siatki. Ale tylko w meczu rezerw z Sunderlandem. Ci, którzy widzieli ten mecz, twierdzą, że zagrał dobrze. - Wszyscy byli zachwyceni jego grą, łącznie z siedzącym na trybunach trenerem Garym Megsonem, ale to nie oznacza, że Rasiak wyjdzie w niedzielę w pierwszym składzie - mówi Gordon Sharock z "The Bolton News".
Tak będzie najprawdopodobniej przez najbliższy miesiąc. Z silnymi rywalami Megson będzie ustawiał drużynę w systemie 4-5-1, gdzie jedynym napastnikiem jest Kevin Davies. A w marcu Bolton spotka się z Manchesterem City, Manchesterem United i Arsenalem. Do tego dochodzą dwa mecze ze Sportingiem Lizbona w Pucharze UEFA. - Żeby wskoczyć do pierwszej jedenastki, Rasiak musiałby strzelać gole jako rezerwowy - dodaje Sharock.
Z Liverpoolem będzie ciężko podwójnie. Nie dość, że Polak nie poradził sobie jeszcze z pechem z Boltonu, w niedzielę przyjdzie mu się zmierzyć z demonami przeszłości, z czasów gdy grał w Tottenhamie.
Dwa i pół roku temu właśnie meczem z "The Reds" Rasiak debiutował w drużynie z White Hart Lane. Po dośrodkowaniu Michaela Carricka strzelił gola. Nieuznanego, bo sędzia liniowy dopatrzył się, że po centrze reprezentanta Anglii piłka minęła linię końcową. W każdym następnym meczu Polak prezentował się gorzej, aż w końcu został sprzedany do II-ligowego Southampton. Teraz z tego klubu jest wypożyczony do Bolotnu i ma czas do końca sezonu, by przekonać Megsona, że warto go wykupić. Gol z Liverpoolem byłby absolutnie bezcenny.