Wojciech Borakiewicz: Debiut w roli szkoleniowca nie był dla pana zbyt udany. Przegraliście jednym punktem spotkanie w Białymstoku. Jak się pan czuje po tym meczu?
Grzegorz Skiba: Miło byłoby zaczynać pracę z seniorami od zwycięstwa. Zdarzyło się inaczej i muszę z tym sobie poradzić. Niestety przegraliśmy spotkanie, w którym zwycięstwo było już praktycznie w kieszeni. Wymknęło się nam przez niefrasobliwość i brak koncentracji.
Cztery lata minęły od zakończenia sportowej kariery. Robił pan od tego czasu różne rzeczy m.in. pracował w ubezpieczeniach, współtworzył koszykarski klub Novum, trenował młodzież. Szkolenie II-ligowej drużyny z Gniewkowa oznacza, że ciągnie wilka do lasu, czyli Skibę do poważnej koszykówki?
- Przyznaję, że chciałem spróbować takiego zajęcia. To była trudna decyzja, bo sam najlepiej wiem, jakie to jest i może być stresujące. Z pracy z młodzieżą nie rezygnuję. Akurat, kiedy rozmawiamy jestem po meczu moich "bąków" w lidze szkolnej. Będę musiał pogodzić zajęcia w Gniewkowie z trenowaniem kadetów. Na szczęście terminy specjalnie z sobą nie kolidują z wyjątkiem. Mam finał strefowy mistrzostw Polski moich chłopców i mecz w Warszawie, ale rozstrzygniemy to jeszcze.
Koszykarze Bonduelle nie trenują codziennie?
- W hali w Gniewkowie spotykamy się trzy razu w tygodniu. Takie są możliwości lokalowe. Zobaczymy, czy to wystarczy, ale mam wielu zawodników doświadczonych, którzy sami umieją zadbać o swoją formę np. chodzą na siłownię.
Najstarszy z nich i najlepiej znany panu z dawnych zmagań na parkietach jest Krzysztof Wilangowski.
- Krzysiu jest właściwie moim rówieśnikiem (Wilangowski jest tylko rok młodszy od Skiby, przyp. red.), ale znam też przecież doskonale innych chłopaków np. Artura Gliszczyńskiego, Roberta Małeckiego czy Marcina Grockiego. Wiadomo, że taka sytuacja, kiedy zespół prowadzi były koszykarz i kolega z boiska ma swoje dobre i złe strony. Pozytywy to znajomość problemów od strony zawodniczej. Z drugiej strony relacje koleżeńskie się kończą, kiedy zaczyna się trening, rozdzielanie zadań na boisku i ich rozliczanie. Wszyscy jednak to rozumiemy i moi zawodnicy, byli koledzy wiedzą, na ile sobie mogą pozwolić.
Ma pan ułatwione zadanie, bo wiele rzeczy na treningu może sam zademonstrować i to pewnie lepiej niż podopieczni?
- Mam doświadczonych zawodników i dobrze wyszkolonych. W mojej sytuacji chodzi bardziej o to, żeby być bardziej psychologiem umiejącym zmotywować graczy i taktykiem, który ma znaleźć sposób na wygrane.
Cel Bonduelle Gniewkowo z pewnością się nie zmienił. Jest nim nadal awans do I ligi. A co się stanie, jeśli po drodze do niego trzeba będzie pokonać Astorię?
- Czułbym się wtedy trochę nieswojo, bo w hali przy Królowej Jadwigi, nosząc koszulkę Asty przeżywałem wielkie chwile, ale życie przynosi różne przeszkody. Taki jest los trenera. W takiej sytuacji starałbym się pomóc ze wszystkich sił swoim zawodnikom pokonać bydgoszczan.
Kim jest
Grzegorz Skiba
Ma 40 lat. Jeden z najlepszych wychowanków w historii Astorii Bydgoszcz. Mistrz Polski juniorów. Awansował z Astorią do ekstraklasy w sezonie l988/89 i 1990/91. Dwukrotny wicemistrz Polski (1993 i 1994) z Nobilesem Włocławek. Potem grał ponownie w Astorii oraz Treflu Sopot, Alpen Gold Poznań, Baskecie Kwidzyn. Jeszcze 4 lata temu występował w I lidze, w Polpaku Świecie. Kilka dni temu zmienił Adama Ziemińskiego na stanowisku trenera Bonduelle.