Dużo złota w rękach Nowickiego i Renaty Pliś

LEKKOATLETYKA. Osiem medali, w tym aż sześć złotych, wywalczyli zachodniopomorscy sportowcy w Halowych Mistrzostwach Polski, które w niedzielę wieczorem zakończyły się w Spale.

Świetnie wypadli nasi średniodystansowcy. Renata Pliś (Maraton Świnoujście) i Bartosz Nowicki (MKL Szczecin) wygrywali biegi na 1500 i 3000 m. Na obu dystansach nie osiągnęli jednak minimów na MŚ w Walencji (8-9 marca). Nowicki mógł pojechać do Hiszpanii, bo wcześniej uzyskał kwalifikację na 800 m, ale zrezygnował.

- Wszystko podporządkował występowi w igrzyskach w Pekinie. Razem z trenerem uznali, że lepiej wyjechać na zgrupowanie do Stanów Zjednoczonych. Wrócą w połowie kwietnia - tłumaczy dziewczyna Bartka.

Tym samym, przedstawicielem Zachodniopomorskiego w Walencji będzie Monika Pyrek (MKL). Wygrała konkurs tyczki (już po raz dziesiąty!), podobnie jak jej klubowy kolega Przemysław Czerwiński. Temu do minimum zabrakło 20 cm.

W Spale srebro w biegu na 800 m wywalczyła Agnieszka Sowińska (Sporting Międzyzdroje), a brąz Andrzej Mrozik (Pomorze Stargard) w rzucie kulą. Na szóstym miejscu sprint na 60 m ukończył Mikołaj Lewański (MKL).

Pechowcem mistrzostw został Adam Kolasa (Sporting), który musiał zrezygnował z kontynuowania walki o medal w konkursie tyczki z powodu kontuzji. Kolasa przed rokiem wygrał HMP i teraz chciał obronić tytuł i wywalczyć minimum na Walencję.

Mówi Wiaczesław Kaliniczenko

Jakub Lisowski: Czy można pana nazywać najlepszym trenerem halowych mistrzostw Polski?

Wiaczesław Kaliniczenko, trener tyczkarzy MKL Szczecin: Nie. Zabraniam przesadzać z takimi określeniami.

Dwie szanse - dwa złota. Wynik świetny.

- Monika jest najlepszą tyczkarką w Polsce i przed jej występem nie można oczekiwać czegoś mniej. Przemek ma tylko jednego konkurenta, którego szybko wyeliminowała kontuzja. Gdyby nie to, Przemek pewnie też by wygrał. Złote medale w mistrzostwach Polski to nie jest pułap nie do zdobycia dla Moniki i Przemka. Zgodzę się na najlepszego trenera jak przywiozę z Pekinu złoty medal.

Ale jest pan zadowolony ze startu?

- Jestem, choć nie do końca. Chodzi mi szczególnie o start Moniki.

Zakończyła ze świetnym wynikiem - 4,70 m.

- Jesteśmy krok do tyłu, jeśli idzie o nasz program startowy i zakładane wcześniej wyniki. W Spale Monika miała uporać się z wysokością 4,80. Kilka dni wcześniej gorzej wypadła na mityngu w Bydgoszczy, teraz było lepiej, ale nie tak, jak chciałbym.

Jest przygotowana na tę wysokość?

- Jest.

Poczekamy do Walencji. Jak będziecie się przygotowywać?

- Zostajemy w Spale. Tu będziemy trenować i koncentrować się na starcie. Musimy skumulować energię i emocje, by w mistrzostwach świata dało to dobry wynik. My starty w hali traktujemy jako przejście do sezonu letniego, ale zakończyć dobrze halę to zbudować dobrą atmosferę na wiosenną pracę. Dlatego pojedziemy po medal.

Srebrny? Jelena Isinbajewa tradycyjnie może być poza konkurencją.

- Stać Monikę na taki wynik.

Jak pan wytłumaczy wynik Przemka Czerwińskiego. Złoto zdobył skacząc 5,50 m.

- To taki typ zawodnika, który potrzebuje występu co tydzień. Przemek nie miał tylu występów i nie poradził sobie z problemem. 5,60 atakował z dużym zapasem, ale technicznie skoki były złe.

Do Walencji nie pojedzie. Mocno to się na nim odbije?

- Rozmawialiśmy. Jest trochę rozgoryczony brakiem minimum, ale są i pozytywne aspekty startu w Spale. Przemek skakał na najtwardszych tyczkach. Wcześniej nie mógł się do nich przekonać, teraz było już dobrze. A ten stan niedosytu po sezonie halowym zaprocentuje w pierwszych letnich startach.

Not. lis