- Tu wszyscy są tak podnieceni, że zaczynają marzyć nie tylko o miejscu w Pucharze UEFA, ale i o sukcesie w Pucharze Hiszpanii - mówi dziennikarz "Marki" Pedro Fernandez, który mieszka w Santander i opisuje dokonania Racingu. Podniecenie kibiców można zobrazować rekordową liczbą - 17 786 - sprzedanych przez klub całosezonowych abonamentów.
Już w ubiegłym roku zespół z Kantabrii był rewelacją ligi (10. miejsce) - głównie dzięki parze napastników, jaką stworzyli weteran ze stażem w kadrze i Realu Madryt Pedro Munitis oraz Nikola Żigić. Serbski dryblas zdobył 11 bramek, a ponieważ Racing to skromny klub, natychmiast sprzedał go do Valencii za 18 mln euro i rozpoczął poszukiwania następców. Jednym z nich jest Ebi Smolarek sprowadzony za 4,8 mln euro z Borussii Dortmund, drugim Mohammed Tchite z Anderlechtu (7,8 mln).
Smolarek sam miał mieszane uczucia, kiedy latem opuszczał Bundesligę. Choć Borussia, zdobywca Pucharu Europy z 1997 roku, przeżywa akurat ciężkie dni, to jest klubem o wielkich możliwościach i wspaniałym stadionie, który ma jedną z najwyższych frekwencji w Europie. Czyli przeciwieństwo Racingu, przeżywającego najlepszy okres w powojennej historii właśnie teraz.
Argumentem była jednak siła ligi hiszpańskiej, w której rywalizuje się z Realem, Barceloną, Valencią, Sevillą czy Atletico Madryt. W Dortmundzie Smolarek czuł stagnację: spędził tam dwa lata i nic się nie zmieniało, Borussia walczyła tylko o utrzymanie. Dziś, po rundzie jesiennej zajmuje 10. miejsce (21 pkt w 17 meczach).
Wyjazd nęcił nowymi wyzwaniami. Smolarkowi wcale nie było łatwo przebić się do podstawowego składu, ale rywalizację z Tchite wygrał, chociaż gracz z Konga zdobył więcej bramek (trzy). Z 19 meczów Polak w 12 zagrał w podstawowym składzie, w pięciu wchodził z ławki. Z pojedynku z Saragossą wyeliminowała go czerwona kartka, ze spotkania z Osasuną - kontuzja.
Oczywiście Smolarek nie uniknął krytyki: dziennikarze zastanawiali się, dlaczego dla kadry w eliminacjach Euro 2008 strzelił aż dziewięć bramek, a w Santander ma z tym kłopoty. Sam Ebi wskazuje na ustawienie Racingu: zdecydowanie defensywne.
Trener Marcelino Garcia Toral to pokrewna dusza Rafaela Beniteza (kiedyś Valencia, dziś Liverpool), dla którego wszystko zaczyna się od pytania: "Jak zabezpieczyć tyły?". Ebi często wraca na swoją połowę, taki obowiązek mają wszyscy napastnicy Racingu. - Pracuje bardzo dużo, bo drużyna gra wysokim pressingiem. Sporo wniósł do zespołu, pasuje też charakterem do drużyny, w której nikt się nie wywyższa. Tyle że za mało strzela - ocenia Fernandez.
Nikt w drużynie nie zdobył jednak więcej niż trzy bramki, a cały Racing tylko 20, czyli ledwie 1,05 na mecz. O sile gry defensywnej świadczy to, że dały one aż 32 pkt i pozycję w tabeli gwarantującą pierwszy w historii start w Pucharze UEFA.
Poza liderem drużyny Munitisem, który ma pauzować dwa miesiące ze względu na kontuzję ręki, gwiazdą Racingu jest 21-letni Ezequiel Garay, argentyński stoper, który trzy lata temu z Messim (Barcelona), Aguero (Atletico) i Gago (Real Madryt) zdobywał mistrzostwo świata juniorów z Argentyną. Już dziś zabiegają o niego Real, Juventus i Liverpool. Ale za twórcę sukcesów uchodzi Marcelino, uznawany za wschodzącą gwiazdę wśród hiszpańskich trenerów. - Ustawił drużynę taktycznie tak, że gdy ktoś wypada ze składu, zupełnie tego nie widać - mówi Fernandez. Przekonujemy się o tym właśnie teraz, bo leczy się Munitis, Smolarek, Oriol, Luiz Fernandez i bramkarz Tono.
W środę Racing gra z Saragossą na swoim stadionie Sardinero, gdzie przegrał w tym sezonie zaledwie raz, rewanżowy mecz 1/8 finału Pucharu Hiszpanii. Bez Smolarka, który naciągnął mięsień w pierwszym spotkaniu (1:1). Bezbramkowy remis da mu awans do ćwierćfinału, a w niedzielę na Racing skierowane będą oczy piłkarskiej Europy. Klub z Santander już pewnie z Polakiem w składzie zagra na Camp Nou z Barceloną. Katalończycy chcą rewanżu za mecz w Santander zakończony wynikiem 0:0, a Smolarek będzie próbował się zrehabilitować za czerwoną kartkę, którą dość pochopnie pokazał mu sędzia za ostry wślizg w nogi Abidala.