Joey Barton znów w opałach

Niepokorny pomocnik Newcastle United, Joey Barton, znany z zamiłowania do chuligańskich wybryków, znów jest w opałach. W czwartek nad ranem został aresztowany pod zarzutem napaści w rodzinnym Liverpoolu, w tamtejszym więzieniu spędzi też Sylwestra i Nowy Rok

Barton spędził cały czwartek w areszcie po tym, jak policja zatrzymała go w czwartek nad ranem po nocy spędzonej na zabawie, kilka godzin po przegranym 0:1 meczu Newcastle z Wigan, w którym nie brał udziału z powodu kontuzji kostki. Agresywne zachowanie 25-latka zostało zarejestrowane na jednej z kamer monitoringu w centrum Liverpoolu około 5.30.

Według liverpoolskiej policji po przyjeździe funkcjonariuszy na miejsce okazało się, że Barton uczestniczył w bójce z dwoma mężczyznami. Poszkodowani twierdzili, że piłkarz napadł na nich podczas kłótni przed sklepem z telefonami komórkowymi w centrum miasta. Policja odmówiła ujawnienia obrażeń odniesionych przez ofiary, ale podała, że konieczna była pomoc pogotowia. Wiadomo także, że oprócz Bartona pod zarzutem napaści aresztowano również towarzyszących mu 19-letniego Andrew Bartona oraz 27-letnią Nadine Wilson. Policja przesłuchała piłkarza dopiero w czwartek wieczorem, według "Liverpool Daily Post" dając mu "czas na odpoczynek".

Barton będzie odpoczywał dość długo, bo aż do trzeciego stycznia. W piątek sąd grodzki w Liverpoolu odmówił wypuszczenia piłkarza za kaucją, ponieważ dokonał on napaści będąc... zwolnionym za kaucją w sprawie pobicia kolegi z drużyny w maju. Sylwestra i Nowy Rok pomocnik NUFC spędzi więc za kratkami, nie pojedzie też szlagierowy mecz swojej drużyny z Chelsea na Stamford Bridge. - Wypuszczenie pana zagroziłoby porządkowi publicznemu. Zachował się pan bezmyślnie i niebezpiecznie - powiedziała Bartonowi sędzia Carol Myers, uzasadniając wyrok.

Właśnie brutalny atak na kolegę z drużyny, Ousmane Dabo w maju, gdy obaj byli jeszcze piłkarzami Manchesteru City, był ostatnim wybrykiem niepokornego pomocnika. Podczas treningu Barton zaatakował Francuza, przewracając go i wielokrotnie uderzając. Obrażenia Dabo były tak poważne, że stracił przytomność i został odwieziony karetką do szpitala, gdzie stwierdzono m.in. odklejenie siatkówki oka. - Wyglądam jak Człowiek-Słoń. Moja twarz zmieniła kształt - mówił o efektach pobicia Francuz, który wniósł sprawę do sądu.

Dwa lata temu Barton został odesłany do domu ze zgrupowania Manchesteru City w Tajlandii po tym, jak wdał się w bójkę w barze z nastoletnim kibicem Evertonu, którego jest... wychowankiem. We wrześniu zeszłego roku pokazał zresztą kibicom "The Toffees" goły tyłek po zremisowanym 1:1 meczu. Na koncie ma też boiskową awanturę podczas spotkania towarzyskiego z Doncaster w 2004 roku. Jednak najbardziej oburzającym wyczynem Bartona było zgaszenie cygara w oku piłkarza młodzieżówki Man City, Jamie'go Tandy, podczas klubowego przyjęcia bożonarodzeniowego. Pomocnik tłumaczył się potem, że Tandy próbował w sztubackim żarcie podpalić jego koszulę.

Joey nie jest jedynym z rodziny Bartonów, który popadł w konflikt z prawem. W grudniu 2005 roku jego 17-letni przyrodni brat, Michael Barton został skazany na długoletnie więzienie za współudział w podwójnym morderstwie na tle rasowym.

W lecie Barton przeszedł z Man City do Newcastle za kwotę 5,8 mln funtów. Wcześniej zdążył zadebiutować w drużynie narodowej Anglii. Zagrał w końcówce towarzyskiego meczu z Hiszpanią (0:1). Barton wychował się w Huyton, tej samej dzielnicy Liverpoolu, co kapitan Liverpool FC Steven Gerrard.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.