Wiesław Pawłat: Czy oglądał Pan mecz koszykarzy Startu AZS z Sokołem Łańcut?
Sławomir Depta: Niestety nie, ale wiem, że przegrali czterdziestoma punktami.
Działacze lubelskiego klubu twierdzą, że jest Pan bardzo bliski objęcia funkcji trenera po Arkadiuszu Czarneckim...
- Rozmawialiśmy już na ten temat i jeszcze będziemy rozmawiali. Moja zgoda zależy od kilku czynników, nie ukrywam, że od finansów także.
Wobec tego czy w Pabianicach, gdzie Pan teraz pracuje, jest źle?
- Wręcz przeciwnie. Wprawdzie nie dostaliśmy "dzikiej karty" do ekstraklasy, ale udało nam się utrzymać wszystkie zawodniczki i gramy w I lidze - oczywiście z zamiarem awansu. Dlatego nie ukrywam, że ciężko mi się rozstać z Pabianicami, gdzie czuję się naprawdę świetnie i zżyłem się z zespołem.
Do Lublina jednak ciągnie...
- Pochodzę z tego miasta i chciałbym tu wrócić. Oczywiście na określonych warunkach. Przecież cała moja kariera trenerska związana jest z Lublinem i Chełmem.
Sytuacja koszykarzy Startu AZS staje się coraz trudniejsza, grozi im spadek, czy w związku z tym warto ryzykować?
- To prawda. Zawsze się pamięta trenera, który prowadził zespół w momencie degradacji, a o poprzednikach mówi się rzadziej. Mnie jeszcze nigdy nie przytrafił się spadek. Wierzę, że teraz też nie wszystko stracone. Jest jeszcze wiele spotkań do rozegrania. Poza tym ja znam tych zawodników i myślę, że stać ich na utrzymanie się.
W swojej karierze nigdy nie prowadził Pan męskiego zespołu ligowego...
- Rzeczywiście, dlatego jest to dla mnie swego rodzaju wyzwanie.
Kiedy podejmie Pan ostateczną decyzję?
- Prawdopodobnie dziś.
Sławomir Depta jest trenerem PTK Pabianice