Reprezentacja pod okiem Marco Bonitty trenuje na zgrupowaniu w Szczyrku. Szkoleniowiec ma do dyspozycji 14 zawodniczek. Z nich wybierze dwunastkę, z którą w sobotę wyjdzie na Puchar Świata, gdzie powalczy o kwalifikację na igrzyska olimpijskie.
- Powołanie na zgrupowanie do Szczyrku było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Gdy przedzwonili do mnie znajomi z tą informacją, nie mogłam uwierzyć, myślałam, że to prima aprilis - wspomina Koczorowska. - Byłam przekonana, że powołanie otrzymała Klaudia Kaczorowska, a znajomi po prostu źle przeczytali nazwisko. Ostatecznie okazało się, że i Klaudia, i ja jesteśmy w kadrze. Byłam strasznie szczęśliwa.
Rzeczywiście trudno było przypuszczać, że 24-letnia środkowa otrzyma powołanie. Co prawda wcześniej była w szerokiej kadrze, prowadzonej jeszcze przez Andrzeja Niemczyka, ale nigdy w ścisłym składzie. Co więcej, ostatnio dużo czasu spędzała na leczeniu kontuzji, a nie na grze.
- Właśnie dlatego też nie mam zielonego pojęcia, czym mogłam przekonać do siebie szkoleniowca. Może trener słyszał, że dość dobrze wypadłam na Uniwersjadzie [Polki zdobyły tam złoty medal - red.] - zastanawia się. - Najważniejsze jednak jest to, że znalazłam się ostatecznie w kadrze i mam możliwość ćwiczyć pod okiem dobrego trenera. Nawet jak nie pojadą do Japonii, to i tak mam powody do zadowolenia. Jestem przekonana, że moja praca zaprocentuje w przyszłości.
Polki na Puchar Świata wylatują w sobotę i znowu trudno przypuszczać, by wśród nich była Koczorowska. Szkoleniowiec musi odesłać do domów dwie zawodniczki. Najprawdopodobniej jedną z nich, obok rezerwowej libero Agaty Sawickiej, będzie białostocka środkowa. Na zgrupowaniu są bowiem cztery zawodniczki, występujące na środku siatki: Maria Liktoras, Eleonora Dziękiewicz, Agnieszka Bednarek i Koczorowska. Dwie pierwsze mają pewne miejsce w składzie. O pozostałe walczą dwie ostatnie.
- Lena i Masza mają niepodważalne pozycje i myślę, że jeszcze przez jakiś czas nikt im nie zagrozi - uważa Koczorowska. - Natomiast co wyjdzie z mojej rywalizacji z Agnieszką, to jeszcze zobaczymy. Naprawdę ciężko mi powiedzieć, która z nas ma teraz bliżej do Japonii; nie ma żadnych przecieków. Na treningach staram się dawać z siebie wszystko, a trener przykłada wielką wagę do tego, jak się wykonuje pracę, nie lubi lenistwa. Szkoleniowiec być może kadrę ogłosi w czwartek i wtedy wszystko będzie jasne. Na razie staram się sobie nie zawracać tym głowy. Atmosfera w zespole, mimo nie najlepszego występu na mistrzostwach Europy, jest dobra, a przed drużyną jest kolejny cel do zrealizowania: wywalczyć w Japonii kwalifikację na igrzyska olimpijskie [Polki muszą zająć miejsce w trójce - red.].
Koczorowska, mimo intensywnych treningów kadry, cały czas interesuje się tym, co się dzieje w klubie z Białegostoku. Jej koleżanki z Pronaru Zeto Astwy AZS dziś rozpoczną rywalizację w rozgrywkach Pucharu Polski. Białostoczanki na turnieju w Łodzi zmierzą się kolejno: z miejscowymi Budowlanymi (II liga) oraz dwoma zespołami z Ligi Siatkówki Kobiet - Winiarami Kalisz i Energą Gedanią Gdańsk. W tym roku uległ zmianie regulamin rozgrywek. 12 drużyn uczestniczy w czterozespołowych turniejach, co tydzień w innym składzie. Na wiosnę osiem najlepszych drużyn zagra w finale.
Trener Czesław Tobolski ma do dyspozycji wszystkie zawodniczki (oprócz oczywiście Koczorowskiej). Kontrakty z klubem podpisały zgodnie z zapowiedziami Helena Kulikowa, Tatiana Gordiejewa oraz Agnieszka Niemczewska. Zagrają też Białorusinki, które już w poprzednim sezonie były w drużynie. Jednak Olga Palczewska i Elena Hendzel zaraz po turnieju muszą znowu opuścić zespół, bo 31 października rozpoczynają kolejne zgrupowanie kadry swego kraju.
- Zobaczymy, jak dziewczyny zaprezentują się w Łodzi. Będzie to pierwszy poważniejszy sprawdzian - mówi Koczorowska. - Na pewno gra nie będzie wyglądać rewelacyjnie, gdyż kadra została skompletowana dopiero niedawno i przed zespołem jeszcze sporo pracy. Ale do rozpoczęcia ligi jest jeszcze trochę czasu. Myślę, że ze wszystkim zdążymy.
Rozgrywki LSK rozpoczną się 24 listopada.