Właściwie piłka ręczna znów zeszła do podziemia. Adam Małysz, piłkarze Leo Beenhakkera, kolejne aresztowania w aferze korupcyjnej w rodzimej piłce i degradacje w Orange Ekstraklasie i II lidze, piłkarska Liga Mistrzów, siatkarze - tym na powrót zaczęła żyć Polska. A team Bogdana Wenty? Karol Bielecki i spółka w większości wrócili do swoich klubów w Bundeslidze i na brak zajęć i zainteresowania nie mogli narzekać. A eksnafciarz Damian Wleklak i resztą wicemistrzów z polskiej ligi? Wrócili do swoich klubów Wisły Płock i Vive Kielce, i żadną miarą na czołówki nie byli w stanie powrócić. I znów emocjami związanymi z rozgrywkami ligowymi, które w finałach play-off czy finale Pucharu Polski sięgały zenitu, żyli tylko mieszkańcy Płocka, Kielc, Lubina. O tym, co się dzieje, wiedzieli też w Olsztynie, Kwidzynie, Głogowie, Piekarach Śląskich...
Co robi Związek Piłki Ręcznej w Polsce? Co robi TVP Sport, która ma prawa do pokazywania ligi, ale zasięg i oglądalność minimalne? Co robią inne stacje telewizyjne, które mogą pomóc zaistnieć na dłużej piłce ręcznej w świadomości Polaków?
- A ja nie zauważam spadku popularności piłki ręcznej - mówi szef sportu w TVP Robert Korzeniowski. - Wydaje mi się, że od lutego mamy w mediach zdecydowany wzrost informacji o tej dyscyplinie. I nie dlatego, że piłkarze znów wyszli na mecz ubrani w koszulki "wyrzucić prezesa", co było spektakularnym wydarzeniem. Teraz więcej jest tych przekazów pozytywnych, a informacje pojawiają się w naszych serwisach.
Ale rzadko. - Fakt, że koledzy, którzy opiekują się szczypiorniakiem, mieli kłopoty z przebiciem się, bo inna była hierarchia ważności. Proszę też zrozumieć, że popularyzacja takiej dyscypliny to długofalowa sprawa. Żeby zbudować jej wizerunek, potrzeba - oprócz tego wicemistrzostwa świata - wielu bardzo zawodowych działań marketingowych osób, które piłką ręczną kierują. Bo na razie odnoszę wrażenie, że to się tworzy bardzo chaotycznie. Ja wiem, że jest zainteresowanie, dlatego nadal będziemy pokazywać ligę, zdecydowaliśmy się też na zakup Bundesligi. Czy to nie jest znaczący wzrost zainteresowania szczypiorniakiem z naszej strony? - pyta Korzeniowski. - I chcemy to robić, choć dyscyplina nie ma "brandu", jak dziś lekkoatletyka czy koszykówka. Tyle że w lekkiej bronią nas dawne sukcesy i medale mistrzostw świata, olimpijskie. Weźmy przykład siatkówki, bo o nożnej nawet nie ma co dyskutować, to zawsze będzie dyscyplina wiodąca. Fenomen siatkówki też nie wziął się z niczego i nie powstał w rok. Ale tam był dobry marketing i ludzie, którzy stworzyli wizerunek. Jasne, piłce ręcznej potrzebny jest sukces jak ten z mistrzostw świata, dzięki któremu mówi się o drużynie. Do tego, żeby wszystko zaczęło się kręcić jak należy, potrzeba nie mediowego marketingu, nie relacji i tekstów. Tu potrzeba stworzyć ogólnie znany produkt, wykreować osobowości, twarze, nazwiska, dobrą historię i wtedy dyscyplina będzie wreszcie żyła własnym życiem w świetle reflektorów.
Kluczową rolę ma i powinien tu właściwie odegrać ZPRP z prezesem Andrzejem Kraśnickim. Ale o jakichkolwiek poczynaniach centrali cicho. - Przecież nie będziemy się chwalić tym, co robimy, bo jak coś się nie uda, wtedy wszyscy nas będą krytykować i wytykać palcami, i mówić: Obiecaliście i nic z tego nie wyszło - mówi rzecznik związku Marek Skorupski. - Cofnijmy się trochę w czasie. Przed mistrzostwami w Niemczech nawet sztab szkoleniowy męskiej reprezentacji nie spodziewał się tak dobrego wyniku. Czy ktoś we wrześniu ubiegłego roku w Kielcach pomyślał, będąc na meczach Polski i Niemiec, że oto widzi finalistów mistrzostw świata? Chyba tylko sami zawodnicy w siebie wierzyli. Ich sukces jest równie wielki, co niespodziewany. Poprzedni medal, brązowy, reprezentacja zdobyła 25 lat temu i nieliczni o tym pamiętali. A teraz piłka ręczna została odkryta na nowo. Drużyna narodowa była obecna wszędzie. A teraz? Nawet "Gazeta Wyborcza" centralna poda czasem ledwie jakiś wynik. Poza tym nic specjalnego się nie dzieje. Znów szczypiorniak jest traktowany po macoszemu. Istnieje w świadomości dzięki lokalnym mediom w Płocku czy Kielcach, bo medialnie i nie tylko to najsilniejsze ośrodki.
Ale czy związek coś robi, żeby to zmienić? - Znów się cofnijmy. Poprzedniej jesieni właściwie w ciemno podpisaliśmy umowę z TV Sport na dwa lata, na ligę. Polsat też się o to starał, ale interesowała go przyszłość. Wybraliśmy wariant szybszy i teraz... jesteśmy trochę rozczarowani, że zasięg przedsięwzięcia jest tak mały. Choć nawet Bundesliga nie ma magazynu na takim poziomie jaki jest w TVP Sport, to jednak jest to tylko produkt dla nielicznych. Dopiero niedawno zarząd TVP się zreflektował, że obecność stacji, zwłaszcza w kablówkach, jest śladowa. To ma się zmienić i wtedy o wszystko będzie łatwiej.
Według Skorupskiego związek cały czas coś robi. Małymi kroczkami, powoli, ale jednak. - Trzeba nam troszkę czasu, bo przecież nowy zarząd działa dopiero rok - mówi Skorupski. - Wcześniej obraz związku był dość dramatyczny. To minęło, a my idziemy w innym kierunku. Wydajemy nowy miesięcznik "Handball Polska". Próbujemy się przebić. Zapewniam, że nie siedzimy w kącie i nie płaczemy, jak nam źle. Staramy się sami wychodzić do sponsorów. Bo z nimi wcale nie było tak różowo. Po mistrzostwach nie ustawiła się kolejka sponsorów. Ale co tam, dzięki temu medalowi i tak jest łatwiej rozmawiać.
Czy związek popełnił jakiś błąd? - Może jeden. Po mistrzostwach wyszliśmy z założenia, że trzeba rozmawiać tylko z dużymi. A tymczasem im większa firma, tym jej zarząd mniej mobilny. Tymczasem nawet "średnich" sponsorów trzeba traktować poważnie, z każdym trzeba rozmawiać, każdego zapraszać do współpracy.
Nie zmienia to jednak faktu, że tylko telewizja jest w stanie pokazać krajowe rozgrywki i wypchnąć piłkę ręczną na szerokie wody. Może na początek relacje należałoby pokazywać w pasmach ogólnopolskich? - Gdy przed rokiem przychodzili do nas ludzie, mówili: Weźcie i zróbcie cokolwiek - mówi Robert Korzeniowski. - To, co się dzieje, i tak jest wielkim krokiem do przodu. Na tej podstawie możemy się przygotować do działań przyszłych. Jeżeli poziom sportowy będzie porównywalny, a nawet się rozwijał, to są duże szanse, żeby po igrzyskach w Pekinie lub MŚ 2009, do których mamy prawa, stało się to, co dzieje się w siatkówce. Polska piłka ręczna ma wszelkie dane ku temu, żeby była wielka. Może nawet na miarę wielkich lig w Niemczech, Hiszpanii czy nawet Francji.
Dlaczego do tej pory dzięki TVP 3 rozgrywki ogląda się właściwie tylko w poszczególnych regionach? - Bo tam są kibice jak w Płocku czy Kielcach. Tam, gdzie nie ma drużyn, ligi, nie ma sensu zmuszać ludzi, żeby to oglądali. Dlatego na kraj liga idzie w TVP Sport, a w regionach tylko wybranych - zaznacza szef sportu w TVP.
Prawdziwym problemem w przyciągnięciu telewizji i kibiców jest brak hal sportowych z prawdziwego zdarzenia. W Płocku mówi się o nowej hali od lat i może za lata powstanie. Świeżo upieczony mistrz Polski Zagłębie Lubin też właściwie nie ma gdzie grać i czego pokazać. - Teraz w Lubinie pobudka - mówi Marek Skorupski. - W Płocku też. Ale to już zadanie władz samorządowych, a nie związku, żeby budować hale. Czemu nie zrobić tak jak w Kielcach, gdzie porozumiano się właśnie z samorządem? Jest tam ładna, duża hala, podobnie jest w Elblągu czy Lublinie. Tylko że wielkie finały MP, które dostarczyły tylu emocji w maju, były grane w Płocku i Lubinie. A pokazywanie zwłaszcza "halki" Zagłębia nie było popularyzacją piłki ręcznej. A przecież telewizje muszą mieć co pokazać, muszą mieć gdzie ustawić kamery itd. itp.
- A mi było żal, że nie mogliśmy pokazać finału Pucharu Polski w Kielcach - dodaje Korzeniowski. - No, ale co ja mogłem zrobić, skoro o takim pojedynku dowiedzieliśmy się z zaledwie tygodniowym wyprzedzeniem? Miesiąc wcześniej, i wszystko było do załatwienia. Tymczasem z przykrością musiałem odmówić, nie mieliśmy odpowiednich możliwości technologicznych. Szkoda, tym bardziej że hala w Kielcach spełnia wszelkie wymogi telewizyjne, a w Płocku kibice znów mogliby spotkanie zobaczyć na telebimie.
Wszystko zatem w rękach zawodników i związkowców. - Przecież ani telewizja, ani "Wyborcza" nie może się tym zajmować. Potrzebni sa ludzie od marketingu, poważni menedżerowie. Bez nich my sobie będziemy pokazywać piłkę, wy o niej pisać w Płocku, a w Polsce zostanie zapomniana - twierdzi Robert Korzeniowski. - Jak już mówiłem, my stawiamy na szczypiorniaka, bo to rozwojowa dyscyplina. Ale my za ludzi za to odpowiedzialnych nie wykonamy ich pracy, bo to niemożliwe.
- Żeby wykorzystać sukces reprezentacji, wszyscy muszą działać, i to już - przyznaje rzecznik ZPRP. - TVP Sport pokazuje ligę, Polsat reprezentację, zastanawiamy się, czy Pucharu Polski nie oddać komuś innemu, żeby wszystko rozdzielić. Ale tu trzeba działać od podstaw, a to nie takie proste. Nie ma złotego środka. Na każdym poziomie trzeba wciągnąć do pracy ośrodki lokalne.
Prawdziwym miernikiem wzrostu popularności będzie dopiero przyszłoroczny turniej kwalifikacyjny do IO w Pekinie. - Odbędzie się na przełomie maja i czerwca przyszłego roku. Problemem jest wymóg, by hala mogła pomieścić ponad 7 tys. widzów. A w Polsce tylko jedna spełnia takie oczekiwania. Gdyby i jej nie było, moglibyśmy na starcie z organizacją się pożegnać. A tak jest szansa, że zakwalifikujemy się do igrzysk. Wtedy będzie o piłce ręcznej jeszcze głośniej. Bo kiedy ostatnio była na olimpiadzie? 27 lat temu w Moskwie! Powoli, małymi krokami zmierzamy, żeby było lepiej. I będzie lepiej - mówi Skorupski.
Andrzej Kraśnicki, prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce
- Co robi związek? Chwalimy się wicemistrzami świata i tym, że reprezentacje męska i żeńska zakwalifikowały się do mistrzostw Europy i świata. To są sukcesy, które mają po drodze służyć rozwojowi piłki ręcznej w Polsce. Proszę jednak pamiętać, że związek nie jest firmą i przedsiębiorstwem. A z mojego punktu widzenia zadaniem zarządu jest uporządkowanie wszystkiego tak, aby cele były jasne i możliwości przejrzyste.
Po sukcesie kadry szczypiornistów w Niemczech bardzo wiele się zmieniło, przede wszystkim nastawienie sponsorów. Ale ten sukces był na początku roku, kiedy do budżetów dużych firm było ciężko się dostać. Jednak udawało się i w stosunku do przeszłości nasze działania też kończą się sukcesem. Ilość środków pozyskanych od sponsorów to niewspółmiernie większa kwota. Poza tym cały czas prowadzimy rozmowy z poważnymi firmami. Finalizacja jednej z nich nastąpi już 22 października. Mogę zdradzić, że chodzi o PKO BP, ale więcej powiemy dopiero po podpisaniu stosownych dokumentów. Warto jednak było tak długo czekać, warto było wykazać tę odrobinę cierpliwości.
Jeżeli chodzi o telewizje, to oczekiwania były dużo większe, jak i obietnice zresztą. To co się teraz dzieje nas nie satysfakcjonuje. Dlatego spotkaliśmy się z panem Korzeniowskim i jego ludźmi. I też mogę powiedzieć, że chyba warto było czekać. TVP Sport, który transmituje mecze ekstraklasy na kraj, ma się stać - dzięki kablówkom i nowej platformie cyfrowej - właściwie dostępny dla wszystkich. Mam nadzieję, że to bliska przyszłość.
Czy dorównamy popularnością siatkówce? Ona wiele lat pracowała na to, co ma. Nas też czeka wiele lat pracy. Najtrudniejszy do przezwyciężenia jest system prawny i brak hal, do których łatwiej byłoby przyciągnąć ludzi. Gospodarczo i organizacyjnie musimy się też związać, jako dyscyplina, z silnymi sponsorami. Tylko wtedy będziemy mogli zrównoważyć to, co oferuje zagranica. Bo dzisiaj dbamy o to, żeby najlepsi Polscy zawodnicy trafili do najlepszej ligi, a nie stać nas na zatrzymanie ich w kraju.