25-letni Powell wystartował w mityngu Rieti, który odbywa się dwa dni po Złotej Lidze w Zurychu. W Szwajcarii miał biec Gay, najjaśniejsza gwiazda mistrzostw świata w Osace, trzykrotny złoty medalista. Powell tam właśnie rok temu wyrównał swój ówczesny rekord - 9,77 s.
Szwajcarzy daliby się pokroić, by mieć u siebie rewanż finału mistrzostw świata, gdzie Gay wygrał, a Powell był trzeci, ale Jamajczyk ostatecznie wybrał start we Włoszech. Na dodatek Gay, dowiedziawszy się o tym, zrezygnował z biegu na 100 metrów, tłumacząc się zmęczeniem po mistrzostwach świata. Show zamienił się więc w Zurychu w katastrofę - Gay zdecydował się na start tylko w sztafecie. To było łatwe zwycięstwo, sam mistrz pobiegł na trzeciej zmianie, po łuku, jako specjalista również od biegu na 200 metrów.
A Jamajczykowi w Rieti pomogła pogoda. Było ciepło, podczas gdy po drugiej stronie Alp - w Zurychu - panowało przenikliwe zimno. Asafa nawet nie miał godnych siebie przeciwników. Następny na mecie Jaysuma Ndure Saidy osiągnął 10,07 s, zaś trzeci na mecie mistrz świata z 2003 roku Kim Collins - 10,14 s. "Co najbardziej zadziwiające, Powell na ostatnich metrach nie wyciskał z siebie wszystkiego, zostawiając wrażenie, jakby stać go było na więcej" - pisze Diego Sampaolo na stronie iaaf.org.
Sprinty poniżej 9,8 s dla Powella i Gaya nie są nowością. Powell trzykrotnie już osiągnął 9,77 s, co było poprzednim rekordem. Z kolei Gay na mityngu w Nowym Jorku, jeszcze przed mistrzostwami świata, pobiegł 9,76. Tyle że pomagał mu zbyt silny wiatr.
19 września Powell pojawi się na stadionie Orła w Warszawie - będzie to jego druga wizyta na mityngu Pedros Cup. Organizatorzy pracowali nad tym, aby w innej serii w korespondencyjnym pojedynku pobiegł również Gay. Zdaje się, że z wysiłków nic nie wyszło. I z wydarzeń ostatniego weekendu widać, że trudno będzie doprowadzić do rewanżu za 100 m w Osace.