Mistrzostwa za miliard dolarów

W Wenezueli, najsłabszym piłkarsko kraju Ameryki Południowej, rusza najstarszy futbolowy turniej świata - Copa America, mistrzostwa tego kontynentu. W złoto tradycyjnie mierzą Argentyna i Brazylia

Rozpalającą latynoskich kibiców imprezę zignorowała - też tradycyjnie - część gwiazd. Broniąca tytułu Brazylia zagra bez Ronaldinho i Kaki, którzy rywalizują o miano najwybitniejszego gracza na ziemi. Obaj tłumaczą się wyczerpującym sezonem klubowym, choć ten pierwszy także w Barcelonie opuszczał niemal co drugi trening, kręcąc reklamówki i spełniając inne obowiązki marketingowe.

Trener Dunga (był kapitanem drużyny mistrzów świata w 1994 roku) przychylił się do ich prośby o wolne, zresztą po objęciu stanowiska zapowiadał, że będzie stawiał na piłkarzy z drugiego szeregu - nie tak sławnych jak grający dla najsłynniejszych klubów, lecz porównywalnie utalentowanych. Kakę i Ronaldinho akurat w kadrze pozostawił, ale zrezygnował np. z Adriano i do niedawna nietykalnego Ronaldo. Stąd najskuteczniejszym reprezentantem wśród powołanych jest Robinho (ledwie pięć bramek w 36 meczach), a średnio każdy brazylijski uczestnik Copa America strzelił dla kraju... 1,2 gola.

Argentyńczycy przerwą cierpienia kibiców?

Naturalnym kandydatem na bohatera turnieju stał się zatem Juan Roman Riquelme, który po mundialu ogłosił definitywne rozstanie z reprezentacją Argentyny, bowiem - jak wyjaśniał - spadająca na niego krytyka rujnuje zdrowie jego matki. Styl Riquelme uchodzi za kontrowersyjny, wielu fachowców nie potrafi zaakceptować, że ten rozgrywający totalnie monopolizuje grę, w dodatku z piłką przy nodze wyłącznie drepcze. Kiedy jest bez formy, potrafi sparaliżować zespół.

Argentyńczyk wrócił do kadry, bo grał rewelacyjnie w Boca Juniors Buenos Aires, poprowadził je do triumfu w Copa Libertadores (odpowiednik europejskiej Ligi Mistrzów) i selekcjoner Alfio Basile uznał, że rezygnować z jego talentu byłoby zdradą narodową. Słowo "narodową" jest tu kluczowe, bowiem Argentyńczycy umierają z tęsknoty za wielkim triumfem, a ich cierpienie pogłębia konieczność oglądania radości Brazylijczyków. Sąsiedzi pokonali ich w finale poprzedniego Copa America, wygrali również dwa z ostatnich czterech mundiali. Argentyna na sukces czeka od 1993 roku, kiedy zwyciężyła właśnie w mistrzostwach kontynentu, notabene z tym samym selekcjonerem na ławce.

Dlatego Argentyńczycy zaprezentują wszystko, co w ich futbolu najlepsze. Messi strzelał ostatnio dla Barcelony gole a la Maradona, Tevez uratował przed spadkiem z ligi angielskiej West Ham i teraz biją się o niego najsłynniejsze firmy, Crespo, Cambiasso, Zanetti i Burdisso w fantastycznym stylu zdobyli z Interem mistrzostwo Włoch, bracia Milito zostali gwiazdami ligi hiszpańskiej, Mascherano awansował z Liverpoolem do finału Ligi Mistrzów. Wyliczankę można by ciągnąć, bo tę drużynę tworzą giganci, których kariery mają jedną skazę - brak spektakularnego triumfu w reprezentacji.

Propagandowy sukces czy klapa Chaveza?

Ambitne cele stawiają sobie też gospodarze. Populistyczny prezydent Wenezueli Hugo Chavez, którego politycznym idolem jest Fidel Castro, wpompował miliard dolarów w budowę dwóch i renowację siedmiu stadionów. Turniej ma być propagandową pokazówką, choć na razie na idyllę się nie zanosi.

Kilka dni temu Amerykanie ostrzegli swoich kibiców, że podróż do Caracas może się zakończyć w tłumie Wenezuelczyków wściekle protestujących przeciw prezydentowi, a stadiony mogą stać się celem terrorystów. I przedwczoraj półfinał przeniesiono ze stolicy do Maracaibo. Piłkarze USA (niekiedy zapraszani do turnieju) mieli grać pod specjalną presją, bo według Chaveza kraj ten odpowiada za całe zło świata, ale pierwszy mecz, z Argentyną, zagrają w mieście z silną opozycją. I prawdopodobnie czeka ich gorące przyjęcie.

Wenezuelczycy pod presją nie grają właściwie nigdy, bo ich dorobek nie jest kiepski, lecz beznadziejny. Uchodzą za najgorszych piłkarzy na kontynencie, który piłką oddycha, istniejący od 1916 roku turniej organizują po raz pierwszy, a na Copa America wygrali ledwie jeden mecz - 40 lat temu pokonali zwyciężającą głównie u siebie, w rozrzedzonym powietrzu wysokich Andów, Boliwię. Ich marzenia sięgają wyjścia z grupy, bo trener Richard Paez - jako piłkarz reprezentacji przegrał kiedyś z Argentyną 0:11 - tchnął w zespół nowego ducha. Mecz otwarcia zagrają w nocy właśnie z Boliwią.

Copa America 2007

 

Grupa A: Wenezuela, Urugwaj, Peru, Boliwia

 

Grupa B: Brazylia, Chile, Meksyk, Ekwador

 

Grupa C: Argentyna, Paragwaj, Kolumbia, USA

Dotychczasowi zwycięzcy:

Wideo: Zobacz, jak drybluje Leo Messi