Zespół BMW Sauber, którego kierowcą jest także Robert Kubica, został okrzyknięty czarnym koniem po zimowych testach - biało-granatowe bolidy świetnie spisywały się podczas długich przejazdów, wykręcały niezłe czasy na pojedynczych okrążeniach. Ale główny inżynier zespołu Willy Rampf oraz obaj kierowcy po ostatnich jazdach w Bahrajnie byli niezadowoleni. - Problemy ze skrzynią biegów są irytujące - mówił Rampf. - Z mojego punktu widzenia nie jesteśmy wystarczająco przygotowani do sezonu - szczerze przyznał Kubica. - Przed pierwszym wyścigiem nie mamy spokoju - dodał Heidfeld. - Ale i tak wolę mieć szybki bolid, który czasem się psuje, niż jeździć niezawodnym, ale wolnym samochodem - stwierdził Niemiec.
Heidfeld już od kilku dni aklimatyzuje się w Australii, a niektóre zespoły jeszcze testują w Europie - Toyota jeździ w Jerez, Red Bull na francuskim torze Magny-Cours, Ferrari we Fioriano, a Toro Rosso w Mugello. Im bliżej inauguracji, tym więcej zachowawczych komentarzy. - Nie podoba mi się ten powszechny optymizm co do naszego zespołu - powiedział sam prezydent Ferrari Luca di Montezemolo. Po zimowych testach, w których szybkością gnębił psychicznie rywali Felipe Massa, fachowcy typują kierowców Ferrari jako największych kandydatów do mistrzostwa oraz zwycięzców w Melbourne. Wcześniej to właśnie Massa wywierał presję na BMW Sauber, mówiąc o zespole Kubicy, że jest czołowym zespołem w stawce.
Grand Prix Australii dla niektórych rozpoczęło się już kilka dni temu. W czwartek na lotnisku Avalon w Melbourne wylądował pierwszy jumbo jet ze 110 tonami sprzętu na pokładzie. Nie są to jeszcze bolidy - najważniejszy sprzęt ma przylecieć w niedzielę. - Pracujemy przy koncertach rockowych, wielkich przedstawieniach teatralnych, ale Formuła 1 to nasze największe przedsięwzięcie w ciągu roku - przyznaj Bill Gibson, właściciel firmy transportowej w Melbourne, która w sumie musi przewieźć na Albert Park Circuit ponad 500 ton sprzętu.