Wiking wygrał we mgle

Norweg Aksel Lund Svindal i Szwedka Anja Paerson wygrali zjazdy na MŚ w Are. To trzecie złoto Paerson na tych mistrzostwach!

Svindal, choć gładko ogolony, przypomina wikinga - waży 100 kg, ma 195 cm wzrostu, a swoimi potężnymi udami mógłby pewnie łamać drzewa. Dlatego gdy wyłonił się z mgły, która spowijała w niedzielę środkową część trasy Olympia, pędząc z prędkością 120 km/godz., wyglądał jak rozpędzony czołg. Gracja, z jaką poruszał się wczoraj po stoku, z ciężką artylerią nie miała jednak nic wspólnego.

Svindal znokautował rywali i został pierwszym norweskim mistrzem świata w zjeździe. Ani Lasse Kjus, ani Kjetil Andre Aamodt, czyli legendarni rodacy Svindala, którzy zakończyli już kariery, nigdy nie wygrali w tej konkurencji na MŚ, choć wspólnie z igrzysk i MŚ przywieźli przez kilkanaście lat 36 medali!

- Wiedziałem, że będę wysoko, bo lubię ten stok, ale złota się nie spodziewałem. Cieszę się, że wygrałem tak blisko domu, bo dałem radość naszym kibicom - stwierdził Svindal. Na zjazd przyjechało kilka tysięcy Norwegów, bo do granicy jest z Are bardzo blisko. Svindal ma dopiero 24 lata i jest uważany za największy talent młodego pokolenia. Zdaniem wielu fachowców może zdominować PŚ na długie lata. Z Aamodtem i Kjusem łączy go niesamowita siła fizyczna - ich też nazywano wikingami - ale też bajeczna technika i przede wszystkim wszechstronność. Wszyscy trzej potrafili wygrywać w gigantach, zjazdach, supergigantach, kombinacji. Jedynie slalomy jeździli trochę słabiej. Svindal zna Aamodta i Kjusa. - Obaj są moimi nauczycielami i przyjaciółmi, zawsze będę słuchał ich rad - mówi. Norweg pochodzi ze sportowej rodziny, na nartach jeździła jego matka Ina i młodszy brat Simon. Latem Svindal nie rozstaje się z prędkością - jeździ na motorze i uprawia wakeboarding (jak narty wodne, tylko na jednej desce).

Kiedy w 2006 r. Svindal wygrał zawody PŚ w kombinacji w Beaver Creek, okazało się, że organizatorzy nie mają płyty z norweskim hymnem. - Nie szkodzi, usłyszę go jeszcze nieraz - powiedział wówczas.

Drugie miejsce ze stratą 0,72 s zajął pochodzący z Czech Kanadyjczyk Jan Hudec, który był o krok od sprawienia sensacji. Hudec zjechał z drugim numerem startowym, gdy mgła jeszcze nie dawała się bardzo we znaki, i długo prowadził. Zanosiło się na kolejnego, po Patricku Staudacherze (supergigant) i Danielu Albrechcie (superkombinacja), mistrza z przypadku, aż na trasie pojawił się Svindal i pokazał, że nie za darmo jest liderem Pucharu Świata.

Najszczęśliwszym człowiekiem w Are był jednak w niedzielę Szwed Partick Jaerbyn, który zdobył brąz. 38-letni weteran wywalczył medal mimo tego, że wypięła się na niego własna federacja i skreśliła go z kadry. Szwed trenował samodzielnie i do reprezentacji wrócił w ostatniej chwili, ale i tak niektórzy działacze kręcili nosem na jego "zaawansowany i nierokujący nadziei wiek". Okazało się, że to Jaerbyn zagrał w niedzielę na nosie wszystkim niedowiarkom i został najstarszym medalistą MŚ w historii.

Broniący tytułu Amerykanin Bode Miller przegrał z mgłą i własnym ryzykanctwem. Zajął dopiero siódme miejsce. - Mgła wypaczyła wyniki, każdy miał inne warunki - wypalił Miller. Po raz pierwszy od dziesięciu lat medalu w zjeździe nie zdobyli Austriacy. Hermann Maier, który dotąd przywoził krążek z każdej dużej imprezy, był dopiero 13. Ostatnią szansę na poprawienie dorobku Maier będzie miał w środę w gigancie, w kończącym MŚ slalomie nie startuje.

Rekord Anji Paerson

Nie wiadomo już, jak opisywać genialną jazdę Anji Paerson, która zdobyła w niedzielę trzeci złoty medal w Are (i siódmy w karierze), triumfując w zjeździe. W zeszłym tygodniu wygrała w supergigancie i superkombinacji. Paerson zwycięża na tych MŚ w stylu w jakim Roger Federer bije rywali w tenisie - jej przewaga jest bezdyskusyjna i miażdżąca (wczoraj - 0,40 s nad Amerykanką Lindsay Kildow i 0,48 s nad Austriaczką Nicole Hosp).

Paerson przeszła w niedzielę do historii jako pierwsza osoba na świecie, której udało się zdobyć złoty medal MŚ w każdej z pięciu alpejskich konkurencji! Szwedka zaczęła je kolekcjonować w 2001 r. w Sankt Anton (slalom), przez St. Moritz w 2003 r. (gigant) i Bormio 2005 r. (supergigant), aż po Are (superkombinacja i zjazd). Taka sztuka nigdy nie udała się żadnej kobiecie ani mężczyźnie. Najbliżej jest Bode Miller, któremu do kompletu złotych medali MŚ brakuje slalomu.

Paerson, zdobywając trzecie złoto w Are, wyrównała też rekord Janicy Kostelić z MŚ z Bormio w 2005 r., gdy Chorwatka podczas jednej imprezy wywalczyła trzy krążki z najcenniejszego kruszcu. Paerson może jeszcze poprawić jej rekord - we wtorek jest gigant, a w piątek slalom.

Copyright © Agora SA