Król strzelców z MŚ w 1974 roku i wybitny reprezentant niewątpliwie wystarczająco dużo zrobił dla polskiej piłki, by w wyścigu na prezesa wystartować. Czy akurat Małopolska powinna go pierwsza rekomendować, a nie np. Podkarpacie, gdzie w barwach mieleckiej Stali spędził najlepsze lata swojej piłkarskiej kariery? Zasługi Laty dla małopolskiego futbolu są mniej więcej takie same jak Bońka, Lubańskiego czy Tomaszewskiego. Zna go i pamięta każdy kibic w pewnym wieku. Aż tyle i tylko tyle. Innego do zarekomendowania Małopolska nie miała?
Miała. Bo oto prezesem PZPN chce być też Henryk Kasperczak, kolega Laty ze Stali i reprezentacji, ale też prawie trzyletni trener Wisły, z którą zdobył dwa mistrzostwa Polski i powojował trochę w europejskich pucharach. Choć ich nie zawojował, to wniósł do klubu z Reymonta wyższą jakość gry i do dziś mu to pamiętają kibice "Białej Gwiazdy".
Wybór między Latą a Kasperczakiem ma swój bardzo konkretny kontekst. Pierwszy do końca broni obecnego PZPN i nie poddaje się władzy kuratora. Sprytny Kasperczak sam złożył dymisję z funkcji członka zarządu, czym zresztą uradował ministra Lipca, który chce, by zrobili to i inni. Szybko pojawiły się spekulacje, że wdzięczny Kasperczakowi minister wskaże go teraz jako swojego kandydata na prezesa PZPN.
Gonił kto z tą rekomendacją? Jak nastanie Kasperczak, to płazem tego nie puści, bo to pamiętliwy człowiek.