W samochodzie Filippo Racitiego wybuchła petarda. 38-letni policjant zmarł - prawdopodobnie wskutek pęknięcia wątroby oraz innych obrażeń wewnętrznych - tuż po przybyciu do szpitala. I sześć dni po śmierci działacza prowincjonalnego klubiku Sammartinese Ermanno Licursiego, który usiłował rozdzielić okładających się pięściami piłkarzy i kibiców podczas meczu amatorów w Luzzi. Padł na trawę, został kopnięty w szyję. Zabił go atak serca.
Mecz Catania - Palermo poprzedziła minuta ciszy ku jego pamięci. Potem boisko przykryły kłęby dymu. Poza stadionem policja użyła gazu łzawiącego, sędzia przerwał grę na pół godziny. Zamieszki rozpoczęły się po golu dla gości (wkrótce dołączy do nich Polak Radosław Matusiak). Na ulicach zapłonęły samochody.
Luca Pancalli, kierujący włoską federacją komisarz nadzwyczajny, odwołał wszystkie rozgrywki, nawet juniorskie. - Anulowanie kolejki nie wystarczy - powiedział. - W poniedziałek musimy spotkać się z minister sportu, ministrem spraw wewnętrznych, a nawet premierem Prodim i przedsięwziąć drastyczne środki. Bez nich nie mamy prawa wznowić rozgrywek - wyjaśnił. Przewodniczący związku zawodowego piłkarzy Sergio Campania zażądał, by z futbolu zrezygnować na rok, bo potrzebna jest głęboka refleksja. A szef MSW Giuliano Amato zagroził, że nie wyśle policjantów na stadiony, dopóki nie zostaną zmodernizowane.
- Nie warto umierać z powodu meczu - oświadczył. Inna sprawa, że karabinierzy zazwyczaj trzymają się na dystans od rozrabiających kiboli. Interweniują, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli.
Ostatnią ofiarę śmiertelną w Serie A Włosi opłakiwali w 1995 roku, kiedy zadźgany nożem został fan Genoi, ale mniej lub bardziej brutalne incydenty zdarzają się wokół stadionów notorycznie. Dwa lata temu sędzia przedwcześnie skończył derby Mediolanu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, kiedy chuligani zranili racą bramkarza Didę. Inter za karę rozgrywał potem mecze przy pustych trybunach.
W tej samej rundzie LM bandyci ubrani w barwy Juventusu wywiesili wstrząsające transparenty podczas spotkania z Liverpoolem, które miało być okazją do pojednania kibiców finalistów Pucharu Europy z 1985 roku. Na Heysel zginęło wtedy 39 fanów, głównie włoskich. "15.04.89 - Sheffield. Bóg istnieje" - to hasło z flagi odwołującej się do tragedii o cztery lata późniejszej. Śmierć poniosło wówczas 96 fanów Liverpoolu.
To historie szczególnie głośne, bo związane z europejskimi rozgrywkami. O innych mało kto już pisze. Przemoc stała się częścią kultury calcio. Na stadionach królują tzw. ultrasi, którzy "chętnie zginą w obronie barw". Najliczniej rekrutują się spośród kibiców największych klubów, ale najbardziej brutalni to zwolennicy średniaków, takich właśnie jak Catania. Prezesi ich hołubią, a czasem wręcz zatrudniają, odwdzięczając się za efektowną oprawę podczas meczów. Przymykają oko na ukrywane we flagach pirotechniczne arsenały i stadionowy handel narkotykami. Na trybunach są strefy, do których policja się nie zapuszcza.
Najaktywniejsi w bijatykach mają kilkanaście lub nieco więcej lat, ale kierują nimi capo w średnim wieku, którzy zamieniają organizację ultrasów w dochodowe firmy, zarabiając na składkach członkowskich i... prowizjach ze sprzedaży biletów. Potrafią zarządzić nalot na szatnię, jeśli piłkarze przegrali, nie wykazując zdaniem fanatyków satysfakcjonującej determinacji.
Działacze wrodzy kompromisom z chuliganami skarżą się, że z powodu niedostatecznego wsparcia władz i tak stają się ich zakładnikami. Herszci ultrasów zastraszają ich i szantażują.
Zszokowani Włosi przeżywają posępne déja vu. Co kilka miesięcy, po kolejnej tragedii, politycy i ludzie futbolu robią raban, zapowiadając radykalne ruchy i pójście drogą Anglików, którzy stadionowy bandytyzm zniszczyli. Czasem rewolucyjne prawo jest nawet wprowadzane, ale potem nikt sobie nie zaprząta nim głowy. Dziennikarze pieklą się, że chuligan idący na stadion zostaje objęty swoistym immunitetem. Kto uderzy człowieka w sprzeczce w barze, może trafić do aresztu nawet na miesiąc. Kto wywoła burdy wokół futbolu, pozostaje bezkarny. Teraz też nie wiadomo, czy ktokolwiek poniesie karę za śmierć policjanta. O dowody będzie trudno.
W zeszłym roku Włosi zdobyli mistrzostwo świata, ale ich futbol od lat rozciąga się między przemocą a skandalami korupcyjnymi. "To nie przeziębienie, lecz rak" - pisze "La Repubblica". "L'Osservatore Romano" ogłasza śmierć calcio, porównując makabrę w Catanii do ulicznych wojen w Bejrucie i Bagdadzie. "La Stampa" apeluje o wycofanie się z walki o organizację Euro 2012, o którą zabiega także Polska.
Najprawdopodobniej rozgrywki zostaną wznowione za dwa tygodnie, ale do końca sezonu mecze będą rozgrywane bez udziału publiczności.