Adamka młócka w ringu z mańkutami

Tylko trzy tygodnie dzielą Tomasza Adamka od walki w obronie tytułu mistrza świata. Czempion federacji WBC opowiada nam o swoich przygotowaniach na Florydzie

- Wszystko idzie zgodnie z planem. Oby to był dobry znak przed starciem z Chadem Dawsonem - mówi Adamek, który choć nie jest przesądny, na wszelki wypadek mieszka w tym samym pokoju numer 206 w hotelu South Beach, co przed walką z Paulem Briggsem.

Na treningach mistrz obija Richarda Halla i Freda Moore'a. Pierwszy z nich na zawodowych ringach stoczył 33 walki, przegrał sześć, ale za to z nie byle kim. Polscy kibice mogą go pamiętać z niezwykle brutalnych dwóch starć z Dariuszem Michalczewskim. W swojej ostatniej walce "Jamajski Niszczyciel" po zaciętych 12 rundach uległ samemu Glenowi Johnsonowi, jednemu z wymarzonych rywali "Górala z Gilowic". Moore ma na koncie 36 walk i również sześć porażek. Obaj pięściarze zostali wybrani nieprzypadkowo. - Są leworęczni jak Dawson - wyjaśnia Adamek. Podczas sparingów starają się też naśladować zachowanie w ringu najbliższego rywala polskiego czempiona, w czym pomaga trener Polaka James "Buddy" McGirt, który co chwila tłumaczy im, jak powinni się ustawiać.

- Sparingi zacząłem w sobotę i już po pierwszych rundach przekonałem się, że obaj poważnie traktują swoją robotę - opowiada Tomek. - Hall mówi, że Dawson nie ma ze mną szans. Ale podchodzę do tego z dystansem, bo Hall to sympatyczny gość i co ma niby mówić?

Słoneczna Floryda Adamkowi nie jawi się jako raj. - Każdy dzień wygląda niemal tak samo. Na dzień dobry bieganie, potem śniadanie i trening techniczny na sali. Chwila przerwy i sparingowa młócka. Obiad, a po nim siłownia. Po kolacji myślę już tylko o tym, by zasnąć. Jedynie niedziele mam wolne. Dłużej śpię, chodzę na mszę i spaceruję sobie po plaży - opowiada Adamek.

Mistrz narzeka jedynie na rozłąkę z rodziną i amerykańską kuchnię. - Najczęściej sam sobie gotuję, bo tutejsze jedzenie smakuje jak plastik - nie kryje Tomek.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.