Znów śmierć w Rajdzie Dakar

We wtorek zginął 29-letni motocyklista z RPA Elmer Symons - 48. ofiara śmiertelna od pierwszej edycji rajdu w 1979 r.

Symons zakończył swój rajd i życie prawdopodobnie o 9.16 rano, kiedy do centrali w Paryżu dotarł sygnał satelitarny wysyłany automatycznie w chwili kraksy motocykla lub samochodu. Kiedy po kilku minutach od wypadku obok leżącego Południowoafrykańczyka wylądował śmigłowcem szef rajdu Etienne Lavigne, mógł tylko stwierdzić zgon.

Stało się to na 142. kilometrze czwartego etapu kontrowersyjnego wyścigu, w którym od pierwszej edycji w 1979 r. zginęło 24 uczestników (pozostałe ofiary to przydrożni widzowie i osoby z obsługi). Piaszczysty odcinek na mapach rajdowych oznaczony był jako niebezpieczny - o drugim stopniu trudności w trzystopniowej skali.

Symons przed etapem z Er Rachidia do Ouarzazate w Maroku był 18. W rajdzie startował po raz pierwszy, w zeszłym roku jechał w obsłudze. W tym roku w dwuosobowej grupce serwisowej był jego brat Kingsley. - Chcę ukończyć każdy etap i nauczyć się jak najwięcej o rajdzie, zanim dojadę do Dakaru - mówił przed debiutem Symons, który 14 lutego miał skończyć 30 lat.

Organizatorzy nie wiedzą, czy odwołać piąty etap. Rzecznik imprezy powiedział, że w nocy, gdy wszyscy uczestnicy dotrą na biwak, odbędzie się specjalne spotkanie.

W zeszłym roku w wypadku zginął inny motocyklista, 41-letni Australijczyk Andy Caldecott, łamiąc sobie kark w podobny sposób co rok wcześniej Włoch Fabrizio Meoni, dwukrotny zwycięzca rajdu. W poprzedniej edycji zginęło też dwóch chłopców, przydrożnych widzów potrąconych przez samochody. Nie była to najbardziej tragiczna edycja - w 1988 r. śmierć poniosło sześć osób.

Rajdowcy jeszcze przez półtora tygodnia ścigać się będą po afrykańskich bezdrożach, narażając się na wypadki podczas szaleńczej jazdy na skraju wyczerpania i na zgubienie w dziczy. W 1982 r. na cały tydzień zaginął syn ówczesnej premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher Mark.

Uczestnikom rajdu grożą też ataki algierskich wahabitów, choć od 1993 r. trasa nie przebiegała nawet przez pół kilometra algierskiej ziemi. Tymczasem w tym roku też została zmieniona w obawie przed nimi. Ostrzeżenie przyszło dzięki wywiadowczym zdjęciom satelitarnym. Zamiast do Timbuktu w Mali rajdowa karawana zatoczy koło w okolicach Nema w Mauretanii.

Mimo niebezpieczeństw z rajdu nie chcą zrezygnować ani kierowcy (525 załóg z 42 krajów), ani rządy goszczące poszczególne etapy (w tym roku sześć krajów). - To sport afrykański od 28 lat. Cały świat patrzy na nas. To ważne - powiedział Abdoulaye Wade, prezydent Senegalu, w którym przez ostatnie cztery lata 106 projektów rozwojowych powstało za pieniądze Actions Dakar, fundacji założonej przez fanów rajdu.

W rajdzie wciąż jadą Polacy. Motocyklista Jacek Czachor był wczoraj 16. i awansował na 15. miejsce w klasyfikacji generalnej - do prowadzącego Marka Comy traci godzinę i 19 minut. Drugi motocyklista Orlen Team Marek Dąbrowski był 30. - ze stratą 2.09 godziny jest na 25. pozycji.

Krzysztof Hołowczyc we wtorek przyjechał ponad półtorej godziny za zwycięzcą, na 45. miejscu, ale w klasyfikacji generalnej przesunął się z 90. na 36. pozycję.

Copyright © Agora SA