Cannavaro, czyli niezły numer

Jeszcze nie umilkły kłótnie, czy Fabio Cannavaro zasłużył na Złotą Piłkę ?France Football?, a już prasa donosi, że odbierze Ronaldinho tytuł piłkarza roku w plebiscycie FIFA

"Czarny sen Ronaldinho" - pisze na pierwszej stronie czwartkowe wydanie "Marki", największego dziennika sportowego w Hiszpanii. Zamieszcza pod nim zdjęcie Brazylijczyka i Fabio Cannavaro, który w tym sezonie stał się jego prześladowcą. Odebrał Ronaldinho mistrzostwo świata i Złotą Piłkę - nagrodę dla najlepszego gracza lig europejskich przyznawaną przez "France Football". I jak donosi "Marca", Włoch zostanie też triumfatorem drugiego prestiżowego plebiscytu - na gracza roku FIFA. 12 miesięcy temu trenerzy i kapitanowie drużyn narodowych wybrali Ronaldinho. Na deser w ostatnim meczu ligowym Barcelona z Ronaldinho przegrała z Realem Madryt Cannavaro 0:2.

Wielu uważa, że to był wspaniały rok dla włoskiego obrońcy, wątpliwości ma tylko sam zainteresowany. - W 2006 roku zdobyłem Puchar Świata i Złotą Piłkę, ale straciłem dwa tytuły mistrza Włoch [z Juventusem]. Mój dom przeszukała prokuratura i miałem fatalny debiut w Realu Madryt. Spodziewałem się jednak, że rok, w którym kończę 33 lata, będzie wyjątkowy - mówi Fabio Cannavaro, jak na każdego porządnego neapolitańczyka przystało owładnięty numerologią.

No, ale jak tu nie wierzyć w magię liczb, skoro finałowy mecz mistrzostw świata w Berlinie przeciwko Francji był setnym, jaki Cannavaro rozgrywał w kadrze.

Neapolitańczycy to chyba najbardziej przesądni ludzie na świecie. Od czasów starożytnego Rzymu ludzkość zawdzięcza im strach przed "13". Urodzony 13 (!) września 1973 roku (na szczęście nie w piątek, ale czwartek) kapitan reprezentacji Włoch w swych przesądach jest równie konsekwentny jak na boisku. Opowiada, że gdy wracał do domu po jednym z pierwszych treningów w Parmie, drogę przebiegł mu czarny kot. Czekał wówczas czasem ponad kwadrans, aż inny samochód "zabierze" pech, który zostawił zwierzak. Karnych nie wykonuje od 12. roku życia, kiedy to zmarnował "jedenastkę" podczas dziecięcego turnieju. - Nie chcę prowokować pecha - mówi. Gdyby tak myśleli jego partnerzy, mistrzem świata w Niemczech byłaby Francja. Ale w finale to Włosi lepiej strzelali z 11 metrów.

Cannavaro urodził się w jednej z najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych dzielnic Neapolu, Fuorigrotta. Za to niedaleko stadionu San Paolo. - Jestem dumny z tego, że jestem typowym neapolitańczykiem. Jak każdy, kto pochodzi stąd, kocham życie i potrafię się nim cieszyć. W moim mieście jest mnóstwo problemów, ale nauczyliśmy się z nimi żyć. Trudności przełamujemy z uśmiechem na twarzy. Bo potrafimy jak mało kto docenić uśmiech losu. Dla mnie tym uśmiechem było to, że stałem się zawodowym piłkarzem. Mimo wszystkich pokus, jakie niosła ulica, żeby zejść na złą drogę. Wielu moich przyjaciół z dzieciństwa nie ma już na świecie, bo się zaćpali, inni zgnili w więzieniu. I ja mogłem tak skończyć, gdyby nie rodzina i sport - opowiadał po mistrzostwach świata w wywiadzie dla "Timesa".

Podania do Diego

Miłość do piłki miał w genach. Ojciec występował w klubie Serie C1 Pontedara i obu synów zapisał do szkółki piłkarskiej. Młodszy brat Paolo tak jak on spędził kilka sezonów w Parmie, ale kariery nie zrobił i niedawno wrócił do Napoli. Fabio jako ośmiolatek zaczął trenować w Bagnoli. W wieku 11 lat trafił do Napoli. Dorastał w klubie w czasach, gdy Napoli święciło największe triumfy pod wodzą Diego Maradony (dwa tytuły mistrzowskie, Puchar UEFA). Miał okazję oglądać idola z bliska. Był chłopcem do podawania piłek i liczył sobie, ile razy podał właśnie do Diego. Pamięta doskonale półfinał mistrzostw świata w 1990 roku, kiedy Argentyna z Maradoną pokonała w Neapolu Włochy (po karnych).

W następnym roku Fabio skończył 18 lat i dostąpił zaszczytu trenowania z pierwszą drużyną. Na swojej stronie internetowej opisuje, jak w jednej z gierek dostał za zadanie pilnowanie Maradony. Po tym jak ostrym wślizgiem wybił piłkę spod nóg Argentyńczyka, stojący przy linii jeden z dyrektorów klubu kazał mu się wynosić z treningu. Ale "Boski" Diego wstawił się za młodym kolegą. "Nie, zostań i graj tak dalej. Nieźle ci idzie, dawno nikt mi nie odebrał piłki tak czysto" - powiedział Maradona. A trener Claudio Ranieri dał mu zadebiutować w lidze. Debiut nie był udany. Po błędach Cannavaro, który miał pilnować Davida Platta, Napoli przegrało 3:4 z Juventusem.

Równie nieudane były debiuty w kolejnych klubach - Parmie, Interze, Juventusie i Realu Madryt. Początki w Madrycie były trudne. 13 września (!) - w urodziny Cannavaro - królewski klub przegrał na Stade Gerland 0:2 z Lyonem po katastrofalnych błędach kapitana reprezentacji Włoch.

Maradona był idolem Cannavaro, ale za wzór do naśladowania wybrał sobie obrońcę reprezentacji Ciro Ferrarę. - Od niego nauczyłem się wszystkiego, łącznie z grą w powietrzu i skutecznymi wślizgami, za które tak mnie chwalicie - mówi.

Puste ręce kapitana

Mierzący zaledwie 175 cm obrońca jest skoczny jak koszykarze z NBA. Potrafi wybić się w powietrze szybciej niż inni i dłużej utrzymać się nad ziemią. Na mundialu w Niemczech podczas ćwierćfinału z Ukrainą nie przegrał z wyższym o 15 cm Artiomem Milewskim ani jednego pojedynku główkowego. Na treningach kadry ćwiczy wyskoki do piłki z wyższym o 18 cm Luką Tonim. Napastnik Fiorentiny przyznaje, że przegrywa 70 proc. pojedynków. Świetnie się ustawia, przewiduje, gdzie może spaść piłka, i potrafi wyprowadzić kontratak z własnego pola karnego, jak podczas półfinału z Niemcami, kiedy to jego akcję zwieńczył gol kolegi z Juventusu Alessandro Del Piero.

To właśnie ta spektakularna jak na stopera gra na mistrzostwach w Niemczech zapewniła mu Złotą Piłkę jako trzeciemu obrońcy w historii plebiscytu "France Football" (po Franzu Beckenbauerze i Matthiasie Sammerze).

Pokazał nie tylko wielką formę fizyczną, ale i psychiczną. Pięć dni przed rozpoczęciem turnieju musiał opuścić zgrupowanie kadry, by stawić się na przesłuchaniu w Rzymie w związku z aferą Luciano Moggiego oskarżonego o ustawianie meczów w lidze włoskiej i korumpowanie sędziów. Do mediów przeciekły m.in. rozmowy telefoniczne dyrektora generalnego Juventusu, który naciskał Cannavaro, by ten źle grał w Interze, dzięki czemu szybciej trafi do jego klubu. Dom piłkarza przeszukała policja. Część mediów zażądała wyrzucenia Fabio z reprezentacji, inni zadowalali się odebraniem mu opaski kapitana.

Nie ugiął się. Nawet wtedy, gdy do kadry dotarła wiadomość, że były kolega z Juventusu Gianluca Pessotto w związku z aferą próbował popełnić samobójstwo. - To była tragiczna wiadomość, ale nie złamała nas. Wręcz przeciwnie. Zjednoczyła kadrę - opowiadał. Dziś mówi, że ma wielki żal do Moggiego. - Sprawił, że choć harowałem jak wół na dwa tytuły mistrzowskie, dziś zostałem z pustymi rękami - stwierdził.

Jedzenie, spanie i seks

- Dowodzi drużyną na boisku jak Napoleon, a poza nim dokazuje jak dzieciak - mówił o swoim kapitanie Marcello Lippi. Bo w szatni Cannavaro maskę dowódcy zmienia na maskę klauna. - Czasem żartuję, czasem gram na gitarze. Wszystko, od utworów Boba Marley'a, przez raperskie kawałki 50 Centa po neapolitańskie serenady, które - nie wiedzieć czemu - najbardziej śmieszą moich kolegów - opowiada.

Pytany o receptę na tak dobrą grę w wieku 33 lat odpowiada: jedzenie, spanie i seks. - Nie stosuję jakiejś szczególnej diety - jem mało, ale próbuję wszystkiego. Za to nie piję alkoholu i nie palę papierosów. Odpoczynek i sen to także ważne elementy w przygotowaniu wojownika. A seks? Jedni mogą się obejść, dla innych jest niezbędny i ja jestem w tej drugiej grupie - wyznaje.

W przeciwieństwie do większości gwiazd światowej piłki nie ma żony modelki, ale "dziewczynę z sąsiedztwa", którą poznał jako nastolatek. Gra w Realu, ale karierę skończy na środku obrony Napoli. Bez względu na to, w której lidze będzie jego ukochany klub. Na razie jednak musi mu wystarczyć reklamowanie w telewizji neapolitańskich kiełbasek.

Copyright © Agora SA