Beckham chce na Old Trafford

David Beckham ma dość ławki rezerwowych Realu i chce wrócić na Wyspy. Choć chciałby go każdy klub Premier League, on myśli tylko o jednym

Kontrakt Anglika z Realem upływa w czerwcu 2007 r. Wciąż najlepiej rozpoznawalny piłkarz świata będzie miał wówczas 32 lata. Gdyby jakiś klub chciał go pozyskać już styczniowym oknie transferowym, zdaniem "The Sun" musiałby wyłożyć 5 mln funtów. To o 20 mln mniej, niż Real zapłacił MU w 2003 r.

Niedawno Beckham odrzucił ofertę przedłużenie kontraktu z królewskim klubem o dwa lata, bo straciłby w nim 50 proc. praw do wpływów z wykorzystania swego wizerunku. Wpływy ze sprzedaży koszulek ze swym nazwiskiem i innych gadżetów to obecnie jedyna dziedzina, w której Anglik góruje nad kolegami z drużyny. Nowy trener Realu Fabio Capello nie ceni bowiem piłkarza, z ostatnich sześciu meczów wystąpił w zaledwie jednym. Pytany, dlaczego nie wystawia Beckhama, Włoch odpowiada niezmiennie: - David musi być cierpliwy i respektować wszystkie moje decyzje, bo podejmuję je dla dobra zespołu.

Jednak Anglik już stracił cierpliwość. - Uwielbiam Madryt, moja żona i dzieci także. Gra dla Realu przynosi mi wielką satysfakcję i radość. Ale kiedy tak długo siedzę na ławce, czuję się nieszczęśliwy, zwłaszcza że nikt nie umie mi wytłumaczyć, dlaczego nie gram. Zaczynam poważnie myśleć o powrocie do Premier League. Szczególnie że przestałem też występować w kadrze, a dobra gra na Wyspach na pewno pomogłaby w powrocie do niej - stwierdził Beckham.

Napastnik Arsenalu Thierry Henry mówi, że trzeba zrobić wszystko, by tak dobry piłkarz wrócił na Wyspy. A menedżer Newcastle Glenn Roeder zapowiedział, że pierwszy złoży ofertę.

Gdzie "Becks" będzie grał w przyszłym sezonie? Według bukmacherskiej firmy Williama Hilla największe prawdopodobieństwo, że w amerykańskiej MLS (4-1), Arsenalu (6-1) albo że zakończy karierę (7-1). Najmniej szans (20-1) dał na powrót do Manchesteru United. Powrót na Old Trafford rzeczywiście nie byłby prosty. Beckham odchodził bowiem z klubu po sprzeczkach z Fergusonem, których apogeum była "afera obuwnicza". Po przegranym meczu z Arsenalem wściekły na piłkarza trener cisnął w niego butem, rozcinając łuk brwiowy. W autobiografii to właśnie Fergusona wychowanek MU obwinił o odejście do Realu.

Teraz chciałby jednak wrócić. W "Daily Telegraph" twierdzi, że nigdy nie miał do trenera pretensji. Zna Fergusona od 12. roku życia i nigdy nie przestał go podziwiać. - Tamten incydent był po prostu gestem frustracji człowieka, który nie lubi przegrywać. Ferguson to najlepszy trener, z jakim pracowałem. Perfekcjonista w treningu, przygotowaniach do meczów, taktyce, we wszystkim. Taki powinien być trener - powiedział Beckham.

Przyznał też, że tęskni za atmosferą szatni MU i życiem w Manchesterze. - Tu też mam przyjaciół, jak Ronaldo, Roberto Carlos czy Michel Salgado. Ale prawie w ogóle nie wychodzimy razem na miasto. Nie to co w MU, tam wychodziliśmy po każdym meczu, wygranym czy przegranym. Co dwa tygodnie jedliśmy wspólnie kolację, piłkarze, sztab szkoleniowy, władze klubu. W Realu do takich spotkań doszło od 2003 r. może trzy razy - stwierdził.

Angielskie media nie są pewne, czy pomijając aspekt sportowej przydatności Beckhama w MU, Ferguson wybaczy piłkarzowi nielojalność w autobiografii. Historia Jaapa Stama pokazuje, że raczej nie wybacza. Poza tym Beckham ma wkrótce otrzymać od królowej tytuł szlachecki. "Czy "Fergie" zniósłby na Old Trafford obecność drugiego sira?" - zastanawia się "The Sun".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.